rozdział 12

76 4 0
                                    

Nowy Jork był domem dla nas wszystkich i dlatego też to właśnie tam miał się odbyć ślub Neda i Betty. Oboje większość rzeczy mieli już załatwione, bo w tym akurat pomagali im rodzice. Ale pewnych rzeczy nie mogli załatwić inni, oni sami musieli się stawić w danym miejscu.

I dlatego też wraz z Betty i Michelle szłyśmy do jednego ze salonów ślubnych w mieście.

- Tak się cieszę, że ze mną idziecie. - odezwała się blondynka, rozkładając ręce, by nas nieznacznie objąć. Radość i wdzięczność w jej oczach wynagradzały wszystko inne..

- Wciąż nie mogę jakoś uwierzyć. Myślałam, że to Stella pierwsza weźmie ślub z nas wszystkich. - powiedziała Michelle, spoglądając w moją stronę. Zerknęłam na nią, posyłając w jej kierunku delikatny uśmiech. Nie mogłam ukryć, że się z nią zgadzałam, w końcu to Peter oświadczył się mi szybciej, niż Ned Betty.

- Ja w ogóle nigdy nie sądziłam, że wrócę na stałe do Nowego Jorku, a co dopiero, że będę szła do salonu sukien ślubnych z jedną z moich przyjaciółek, która niedługo będzie brać ślub. - odparłam zgodnie z prawdą. Choć do Nowego Jorku wróciłam już jakiś czas temu, to jednak to wszystko wciąż nie docierało do mnie całkowicie. Tyle się działo w ostatnich latach, że już nic mnie nie dziwiło, ale z drugiej strony było absurdalne. - I wciąż się zastanawiam, dlaczego właśnie ja mam być świadkową. - dodałam, zerkając na blondynkę obok. Dziewczyna odwróciła się do mnie i wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic.

- To proste, przyjaźnimy się, a ty wydałaś mi się najodpowiedniejszą do tego osobą.

- A Liz? - spytała MJ, przypominając nam wszystkim, że przecież Betty przyjaźniła się właśnie z Liz. Żadna z nich nie wiedziała nawet, że razem z Peterem wsadziliśmy jej ojca do więzienia i to głównie przez nas dziewczyna wyjechała z matką z miasta.

- Wiecie, wciąż mam z nią kontakt i będzie na moim ślubie, ale nie mam z nią już tych samych relacji, co wcześniej. Zmieniła się strasznie. - wyjaśniła Betty pokrótce, trochę markotniejąc. Szybko to jednak zniknęło, a zostało zastąpione jakby strachem. - Ale dosyć o tym. Idę właśnie przymierzyć suknię ślubną i naprawdę się stresuję!

Roześmiałyśmy się wszystkie w głos na jej słowa, by już chwilę później wejść do odpowiedniego lokalu.

Nie podejrzewałam nawet, że spędzimy tam znaczną większość dnia.

~*~

- Jak tam było na przymiarkach? - spytał Peter, kiedy tylko weszłam do salonu, niezwykle zmęczona całym dniem. Zerknęłam tylko na niego, po czym opadłam ciężko na kanapę, biorąc do ręki poduszkę, którą przytuliłam do swojej piersi. - Rozumiem, że jesteś nimi zmęczona. - odpowiedział za mnie, siadając obok. Na jego twarzy gościł uśmiech, a to znacznie poprawiało mi wtedy humor, mimo że nic poważnego się nie stało.

- W rzeczy samej. - odparłam zgodnie z samą sobą, opierając głowę na jego ramieniu. Wbrew pozorom był niesamowicie wygodny, robił świetnie za poduszkę. - Zrobisz mi gorącą kąpiel? Ślicznie proszę. - spytałam, robiąc minę szczeniaka. Choć nie musiałam tego robić, bo zazwyczaj Pete robił to, o co go poprosiłam, to jednak zrobienie takiej miny przyszło samo, odruchowo.

- Pod jednym warunkiem.

- Słucham. - powiedziałam od razu, unosząc się nieco, by spojrzeć na jego spokojną twarz. Jego oczy śmiały się, a usta wykrzywiły w tajemniczym uśmiechu, a to znaczyło tylko jedno... On coś chciał.

- Wykąpię się z tobą. - oznajmił dumny z samego siebie, ale ja natychmiast zaczęłam kręcić głową. Kąpiel z nim brzmiała kusząco, ale nie w tamtej sytuacji. Potrzebowałam chwili relaksu i odpoczynku tylko dla siebie i nikogo więcej.

- Nie ma szans, mój drogi. Ta gorąca woda ma być tylko dla mnie. - odparłam, wskazując na siebie. Wizja spędzenia czasu w gorącej wodzie była... Od razu robiło się przyjemnie.

- No weź. Będzie fajnie. - ciągnął, nachylając się w moją stronę. Naprawdę nie wątpiłam w jego słowa i może nawet bym się skusiła, ale... To miała być moja chwila. 

- Ja wiem, że będzie, ale nigdy się na to nie zgodzę. Kocham cię, ale dzisiaj nie ma na to żadnych szans.

- Jesteś wredna. - skwitował, podnosząc się na równe nogi. Od razu dało mi to znak, że mimo wszystko naleje mi tej wody. Nie znaczyło to jednak, że zamierzałam przestawać się z nim droczyć. Ja dopiero zaczynałam.

- A ty zabrzmiałeś właśnie, jak obrażone dziecko. - stwierdziłam, na co on westchnął ciężko i zaczął iść tyłem do łazienki. Uśmiechnęłam się pod nosem, nie mogąc się już doczekać tej wymarzonej kąpieli.

- Jak ja z tobą wytrzymuję w ogóle jeszcze?

- Bo za bardzo mnie kochasz? - odparłam, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. I możliwe, że była, bo oboje doskonale znaliśmy prawdę. Ja kochałam jego, a on kochał mnie, mimo przeciwności, które stawiał nam na drodze los. - Wynagrodzę ci tą kąpiel, kiedy indziej, dobra? A teraz idź mi nalać tej wody. - dodałam, by go jakoś udobruchać. Nie chciałam go wykorzystywać aż zanadto, lubiłam też dawać, a on doskonale wiedział, co chciał.

- Trzymam za słowo.

Posłałam mu całusa w powietrzu, uśmiechając się szeroko. A Peter po chwili zniknął za drzwiami łazienki - odgłos wody był tylko zwieńczeniem tego wszystkiego.

Inna niż wszystkie 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz