rozdział 39

95 9 9
                                    

Spotkania z Michelle zawsze poprawiały mi humor. Dziewczyna miała w sobie coś, co mnie do niej przyciągało, czułam, że to moja druga bratnia dusza, choć różniło nas tak wiele.

- Gdzie aktualnie mieszkacie? - spytała dziewczyna, kiedy spacerowałyśmy po mieście. Uśmiechnęłam się pod nosem i wskazałam w odpowiednim kierunku, prosto na dawną wieżę Avengers, a mój aktualny dom.

- Tam.

Michelle spojrzała na mnie, jak na kogoś z innej planety. Jej źrenice znacznie się rozszerzyły, a usta otworzyły ze zdziwienia. Każdy reagował na tamtą wiadomość zupełnie inaczej, a jednak każdy był zszokowany, że w ogóle podjęłam się kupna tamtego budynku.

- Żartujesz. Przecież ta wieża była sprzedana z tego, co mówiłaś. - powiedziała w końcu, wciąż mi się przypatrując. Wzruszyłam ramiona, nieustannie się uśmiechając. Miała rację, ale nie wiedziała też wszystkiego.

- Bo była. Ale tak się złożyło, że ją kupiłam.

- Skąd miałaś na to pieniądze? - spytała odruchowo, po czym nagle jakby oprzytomniała. Zmieszała się, zakładając kosmyk włosów za ucho. - W sensie, wiesz, jesteś córką miliardera, więc się nie dziwię, ale nie było ci szkoda? - dodała, a ja zatrzymałam się na chwilę, by móc jej to w spokoju wyjaśnić. Zeszliśmy trochę z chodnika, by nie utrudniać innym przejścia.

- Powiem tak, mam swoje sposoby i swoje znajomości, więc nie kosztowało to jakoś makabrycznie dużo. Fakt, sporo włożyłam w remont, ale jestem zadowolona i może za jakiś czas na tym nawet zarobię.

- Plan na biznes? - zaśmiała się, szturchając mnie w ramię. Choć pewnie mi zazdrościła, wiedziałam, że będzie mnie w tym wspierać. Byłyśmy przyjaciółkami, a przyjaciele się wspierają, we wszystkim.

- Powiedzmy. - odparłam z uśmiechem, nie zamierzając nawet kłamać. Otworzenie muzeum nie było kiedyś moim marzeniem, ale kiedy uświadomiłam sobie, że dzięki znajomości z superbohaterami mogłam cokolwiek zarobić, to postanowiłam skorzystać.

Znów przed siebie ruszyłyśmy. Omijaliśmy przechodniów, pobliskie sklepy i różne lokale, przeszliśmy nawet przez park, wciąż rozmawiając na przeróżne tematy.

A potem nagle zrobiło mi się niedobrze.

Od kilku dni wymiotowałam i czułam się fatalnie, a mimo to wstałam co dzień i udawałam, że wszystko było w porządku. Nie wiedziałam, co mi było, może zmęczenie... Umówienie się do lekarze nie wchodziło w grę, bo miałam zbyt wiele rzeczy do ogarnięcia przed otworzeniem muzeum.

- Ej! Co się dzieje? Stella? - odezwała się Michelle, patrząc na mnie ze zmartwieniem. Zdawałam sobie sprawę, że mogłam wtedy nie wyglądać najlepiej, ale spojrzałam na nią, zakrywając usta ręką.

- Wybacz, muszę...

Podbiegłam do pobliskiego kosza i opróżniłam swój żołądek. Już po chwili poczułam, że ktoś odgarnia moje włosy, za co naprawdę dziękowałam. W końcu odsunęłam się od kosza i wytarłam usta, czując lekkie obrzydzenie. To był kolejny raz kiedy wymiotowałam i stawało się to już uciążliwe.

- Wszystko w porządku? Źle się czujesz? Co się stało? - spytała zmartwiona Michelle, kiedy uniosłam wzrok, by na nią spojrzeć. W jej spojrzeniu widziałam troskę, ale też pewną obawę.

- Chyba jakieś zatrucie. - wyjaśniłam, krzywiąc się nieco. Chciałam wierzyć, że to była zatrucie albo mój organizm tak reagował na ostatni wysiłek, brak snu i niedożywienie. Choć Peter o mnie dbał, to jednak nie wiedział też wszystkiego, a zdarzało mi się, że jadłam tylko śniadania.

- Na pewno? To raczej nie wygląda na zatrucie.

Westchnęłam cicho, po czym skierowałam się w stronę pobliskiej ławki, na której od razu usiadłam. Zakryłam twarz rękoma, słysząc, jak dziewczyna siada obok. Jej dłoń wylądowała na moim ramieniu.

- Ja cię nie chcę straszyć, czy coś, ale weź może sprawdź, czy nie jesteś w ciąży. - poleciła, na co momentalnie na nią spojrzałam. Zaśmiałam się cicho z jej słów, bo jakoś nie chciałam w to wierzyć.

- Przestań, MJ. To na pewno... - zaczęłam, lecz nie dane mi było dokończyć. Michelle przerwała mi natychmiast, lustrując się poważnym wzrokiem, który nieco mnie przerażał. Właśnie w takich momentach to była stara ona, którą kiedyś poznałam.

- Kiedy ostatni raz miałaś miesiączkę? - spytała, nad czym niestety musiałam się chwilę zastanowić. Nie do końca pamiętałam, kiedy miałam te dni. Wszystko szło do przodu, w dodatku stres, śmierć May, odbudowa dawnej siedziby... To wszystko się na siebie nakładało.

- Noo... Jakiś czas temu, trochę mi się już spóźnia. - odparłam cicho, zakładając kosmyk włosów za ucho. Dziewczyna wciąż na mnie patrzyła, co strasznie peszyło. Wiedziałam, że chciała dla mnie dobrze.

- A kiedy ostatni raz to robiliście?

Spojrzałam na nią z uniesioną brwią. Zaraz roześmiałam się w głos, nie wierząc, że rzeczywiście o to pytała. Zdawałam sobie sprawę, do czego wtedy zmierzała, ale mimo to... Chciałam za wszelką cenę odeprzeć od siebie tamtą myśl.

- A to już chyba nie twoja sprawa, moja droga. - odparłam, ale ona nie zraziła się. Westchnęła cicho, kontynuując dalej. Miała swoje do powiek i zdawałam sobie z tego sprawę.

- Nie musisz odpowiadać, ale... Przemyśl to, okey? Może naprawdę jesteś w ciąży i za kilka miesięcy zostaniesz matką.

Nie odpowiedziałam, ale jej słowa dały mi do myślenia. Serce zabiło mi mocniej, bo dziewczyna mogła mieć rację.

Może niedługo będę tą matką?

~*~

Do Michelle: Miałaś rację
Do Michelle: Wynik wyszedł pozytywny, jutro idę do lekarza by to potwierdzić

Od Michelle: Peter wie?

Do Michelle: Nie, na razie nie
Do Michelle: Nie chcę mu na razie mówić, muszę być pewna

Od Michelle: Pójść z tobą?

Do Michelle: Byłabym wdzięczna 🥺

Inna niż wszystkie 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz