rozdział 48

107 5 0
                                    

- W końcu cię dotrwałam, dziewczyno.

Dziewczyna wpadła w moje ramiona, na co głośno się zaśmiałam. Wyglądała bardzo dobrze w tamtej czarno-złotej krótkiej sukience do połowy uda. Włosy miała spięte w koka, a na ustach szeroki uśmiech. Dokładnie taki, kiedy spotkałam ją po raz pierwszy.

- Amy! - zawołałam, odsuwając się od niej nieco, by spojrzeć na jej twarz. Była już nieco wstawiona, ale trzymałam się na nogach lepiej niż niektórzy. - Jak się bawisz?

- Świetnie. Ten cały Harley to świetny gość. - stwierdziła, wskazując ukradkiem w stronę chłopaka, który rozmawiał wtedy z moim tatą. Uśmiechnęłam się, ciesząc się w duchu, że tak uważała, bo Harley w jakimś stopniu był moją rodziną.

- Cieszę się, za się dogadujecie. - odezwałam się, widząc pewną iskrę w jej spojrzeniu. Dziewczyna po chwili uwiesiła się na moim ramieniu, wciąż się uśmiechając.

- Skąd go znasz? Bo z tego, co mówił, to mieszka gdzieś daleko. - dopytywała, patrząc na mnie znacząco. Widać było, że się jej podobał. Moim zdaniem, był lepszy od Iana, z którym najwyraźniej już nie była.

- Właściwie to... W jakimś stopniu mój brat, choć nie łączą nas żadne więzi. - wyjaśniłam pokrótce, drapiąc się po ramieniu. Amy odsunęła się nagle i spojrzała na mnie z uniesioną brwią, wskazując na mnie.

- Adoptowany?

- Niekoniecznie. Że tak powiem, poznałam go dzięki tacie, który jest dla niego jak własny ojciec.

- Rozumiem, rozumiem. - przytaknęła niemal od razu, prawdopodobnie nie zamierzając dopytywać. To była dość skomplikowana sprawa. - A ty jak się w ogóle czujesz? Dobrze się bawisz? Jesteś szczęśliwa? - spytała, łapiąc mnie za dłoń. Na moich ustach pojawił się jeszcze szerszy uśmiech, bo dziewczyna nie wiedziała tak naprawdę wszystkiego.

- Byłam szczęśliwa, kiedy wróciłam do Nowego Jorku z Chicago. Co czuję teraz jest nie do opisania. - odparłam zgodnie z prawdą, na co ona pokiwała głową, nie dopytując nawet. Wiedziała, że kiedyś mieszkałam w Chicago. - A bawię się dobrze. I czuję też w miarę dobrze. Dzięki, że pytasz.

- Nie ma sprawy, kochana. - powiedziała, kładąc dłonie na moich barkach. Zaraz przytuliła mnie do siebie nagle i pocałowała w policzek, co było dla mnie niecodziennym zajściem. - Nie zatrzymuję dłużej. Szczęścia jeszcze raz.

- Miłej zabawy, Amy! - zawołałam, kiedy dziewczyna zaraz zaczęła odchodzić, by z powrotem usiąść obok Harleya.

Zakręciłam się jeszcze wokoło, sprawdzając, czy wszyscy dobrze się bawili, czy nagle na horyzoncie pojawiła mi się starsza kobieta, którą również zaprosiłam na ślub. Nie mogło zabraknąć przecież pani Marianne. Była dla mnie jak babcia, choć nie znałyśmy się za wiele i za długo.

- Dzień dobry, proszę pani. Jak impreza? - zagadnęłam, dorównując jej kroku. Wyszłyśmy na korytarz, by w spokoju porozmawiać, bo na sali panował tłok i przede wszystkim było głośno.

- Jest idealnie, ale chyba będę musiała się już zbierać pomału. Rozumiesz, kochana.

- Tak, jasne. - odparłam od razu, doskonale rozumiejąc, co miała na myśli. Była starszą osobą, potrzebowała trochę odpoczynku, szczególnie że aktualnie działo się wszystko, było głośno... - Ale niech pani poczeka chwilkę. Coś pani dam na pożegnanie.

- Nie musisz, dziecko. Już i tak mi miło, że tu jestem. - powiedziała, zatrzymując mnie jeszcze. Prędko puściła mój nadgarstek, kiedy się zatrzymałam, a ja spojrzałam na nią z uśmiechem. Nie mogłam jej zostawić bez niczego, była moim gościem, a dla gości mieliśmy coś przyszykowane.

Inna niż wszystkie 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz