rozdział 22

95 3 0
                                    

Dzieciaki piszczały na korytarzu, kiedy pokazywałam im swoje moce. Ich radości i szoku nie dało się opisać słowami, to trzeba było zobaczyć na właśnie oczy. Nie ważne było, w jakim wieku byli - liczyła się zabawa i nic innego.

Ale przecież to nie mogło trwać wiecznie, każde z nas musiało kiedyś opuścić szpital. Tamtego dnia padło na mnie. Niespełna dwa tygodnie leżenia na jednym z oddziałów w szpitalu było cholernie męczące i naprawdę się cieszyłam, że w końcu mogłam wyjść i wrócić do siebie.

- One cię uwielbiają. - odezwał się ktoś za mną, ale nie musiałam się nawet odwracać, by wiedzieć, kto za mną stał. Podniosłam się z klęczek, obserwując jak ostatnie płatki śniegu osiadały na głowach wszystkich tych dzieciaków.

- Bo pokazuję im coś, czego nigdy wcześniej nie widzieli. - odparłam zgodnie z prawdą, w końcu się do niego odwracając. Cmoknęłam go w policzek na przywitanie, po czym znów odwróciłam się do swoich wcześniejszych towarzyszy. - Pa, kochani! Ciocia musi już uciekać do domu! Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś zobaczymy!

Cała gromadka dzieci w różnym wieku zaczęła mnie żegnać, krzycząc i machając w naszą stronę. Uśmiechnęłam się szeroko, choć w duchu nie chciałam ich tam zostawiać. Nie bez powodu leżeli w tym szpitalu, a ja choć na chwilę pomagałam im zapomnieć, dlaczego tam byli. Chociaż tak mogłam im to wynagrodzić, sama się przy tym świetnie bawiąc.

Już chwilę później oboje wyszliśmy z oddziału dziecięcego, kierując się w stronę wyjścia. Peter trzymał moją torbę, a drugą ręką obejmował mnie w pasie. Jego troskę widać było na kilometr, nawet jeśli tylko pytał o niektóre rzeczy bądź po prostu w drobnych gestach kierowanych w moją stronę.

- Jak się czujesz?

- Jest lepiej. Żebra się zrastają znacznie szybciej, siniaki pomału znikają... I bardzo dobrze, że już wychodzę, bo to nie dla mnie siedzenie w miejscu i nic nie robienie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, na co on zareagował cichym śmiechem. Znał mnie zdecydowanie za dobrze i wiedział, że jedyną rzeczą, która sprawiała, że siedział w miejscu przez dłuższy czas, było malowanie i rysowanie.

- Miałaś Kai'a do towarzystwa i te wszystkie dzieciaki. - stwierdził po chwili, wskazując głową w tył, choć żadne z nas nawet się nie odwróciło. W tej sprawie akurat miał rację, przynajmniej miałam towarzystwo.

- Ale wiesz, nie mogłam przesiadywać tam przez całe dnie. Pielęgniarki i tak już w pewnym momencie pozwoliły mi wychodzić do dzieci, bym je czymś zajęła. A że potrafię to... - powiedziałam, wystawiając nieco dłoń przed siebie, która po chwili zapłonęła, by następnie zmienić się w kulę wody. - To już tylko i wyłącznie moja sprawa, co im pokazywałam. - dodałam z uśmiech, przypominając sobie wszystkie twarze dzieci, kiedy tylko po raz pierwszy im to pokazałam.

- Jesteś niemożliwa. - skomentował Peter ze śmiechem, przepuszczając mnie w drzwiach. Prędko znaleźliśmy się na korytarzu prowadzącym prosto do drzwi wyjściowych z budynku. 

- Zdarza się. - odparłam, wzruszając ramionami. Zaraz odwróciłam się do niego przodem, uświadamiając sobie, że przez cały mój pobyt w szpitalu moje auto było pod jego opieką. - Mam nadzieję, że moje auto jest całe.

- Możesz sprawdzić. - oznajmił, wyciągając klucze z kieszeni i podając mi je. Spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem, prędko odbierając swoją własność.

Jak ja dawno nie jeździłam.

~*~

Już po pół godzinie znaleźliśmy się w naszym mieszkaniu, ale o dziwo nie stało oni puste. W pomieszczeniu, zwanym salonem, znajdowało się kilka najbliższych nam osób - mój tata, Pepper, Morgan, May i Happy. Na ścianach wisiało pare balonów, serpentyny zwisały z żyrandola, a nad wejściem znajdował się wielki transparent - WITAMY W DOMU!

- Nie wierzę. - wyszeptałam, zakrywając twarz rękoma w niedowierzaniu. Moje serce szalało w piersi na ich widok, radując się, że specjalnie tam dla mnie przyjechali. - Jesteście kochani!

Podeszłam do wszystkich, ściskając ich mocno. Peter patrzył na wszystko z boku, obserwując cała tamtą sytuację z uśmiechem. Co chwilę posyłałam w jego stronę spojrzenie pełne szczęścia, bo to prawdopodobnie była jego sprawka, że wszyscy tam byli.

- Dobrze, że już jesteś, słonko. - odezwał się tata, ściskając mnie mocno. Wtuliłam się w jego ciało, czując się znowu jak nastolatka, którą bądź co bądź już nie byłam, a jednak wciąż się tak czułam.

- Cieszę się, że i wy jesteście. - powiedziałam zgodnie z prawdą, odsuwając się od niego nieznacznie, by spojrzeć na siostrę, rysującą coś wtedy wraz z Happy'm. Wspomnienia wróciły, bo kiedyś zrobiłam to samo. - Co tam, Morgan? - spytałam głośno, na co dziewczynka pomachała w moją stronę, aczkolwiek nie odpowiedziała, zbyt zajęta rysowaniem. - Na ile przyjechaliście? - odezwałam się, odwracając z powrotem do taty, który nawet ode mnie nie odszedł.

- Stella, mamy coś dla was. - oznajmiła May, trzymając w dłoni jakieś niewielkie pudełeczko. Spojrzałam na nią, kompletnie zdziwiona. Nie chciałam żadnych prezentów.

- Co?

- Tobie przyda się jeszcze regeneracja, a Peterowi należyty odpoczynek za to, że musieliśmy szybciej wrócić. - odparł Happy, obejmując May ramieniem. Był to rozczulający widok, a także gest z ich strony. Mężczyzna miał rację, ale przecież żadne z nas nie oczekiwało rekompensaty za to, co się wydarzyło. To nie była nasza wina.

- Nie musieliście. - powiedziałam, mimo wszystko odbierając od kobiety niewielką torebkę z jakąś kopertą w środku. Zerknęłam na Petera, który stosunkowo szybko znalazł się tuż obok mnie.

- Ja, May, twój tata i Pepper załatwiliśmy wam tygodniowy pobyt nad morzem. Będziecie mogli odpocząć, odetchnąć i co tam się żywnie podoba.

- Naprawdę nie wiem, jak wam dziękować. Jesteście cudowni wszyscy. - oznajmiłam, czując, jak do oczu napływają mi łzy. To był piękny gest z ich strony i naprawdę im za to dziękowałam, bo nie musieli tego robić.

Odwróciłam się do chłopaka obok i spojrzałam na jego twarz. Uśmiechał się szeroko, obejmując mnie ramieniem w pasie. Spojrzałam jeszcze raz na kopertę, ale prędko wróciłam do niego wzrokiem, nie przejmując się, że cała czwórka patrzyła w naszą stronę.

- Kocham cię.

Peter w odpowiedzi ucałował mnie w głowę, co rozczuliło mnie jeszcze bardziej.

Inna niż wszystkie 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz