rozdział 6

96 3 0
                                    

- Myślisz, że nasz ślub też będzie tak kiedyś wyglądać? - spytał Peter z kiedy wszyscy staliśmy w kółku, obserwując tańczącą swój pierwszy taniec parę młodą. Maia wyglądała zjawiskowo w sukni ślubnej.

- Myślę, że będzie o wiele lepiej. - odpowiedziałam, uśmiechając się na ich widok. Nigdy nawet nie marzyłam o chłopaku, później o małżeństwie, a tym bardziej o tym, że kiedyś mogę wziąć ślub.

Teraz to mogło rzeczywiście się spełnić.

Wujek i Maia przytulili się do siebie, bujając się jeszcze w rytm muzyki, a my wciąż na nich patrzyliśmy. Czułam, jak Pete obejmuje mnie od tyłu, kładąc dłoń na moim barku, na co uśmiechnęłam się pod nosem. Kochałam, gdy tak robił.

- A czemu w ogóle twój tata nie jest świadkiem? Myślałem, że przyjaźni się z War Machine. - odezwał się znowu chłopak, a ja spojrzałam przez ramię na jego twarz. Zaraz zerknęłam na tatę, Pepper i Morgan, którzy stali nieopodal. Mężczyzna trzymał na rękach córkę, która wtulona była w jego ciało.

- Bo przyjaźni. I brali go pod uwagę od samego początku. Tylko on "nie żyje" i nie chcieli robić przedstawienia.

- W sumie to ma sens. - stwierdził, akurat w momencie, gdy para młoda zakończyła swój taniec, a my wszyscy zaczęliśmy klaskać. Orkiestra włączyła jakąś piosenkę, a ja już miałam wrócić na swoje miejsce, wraz z resztą gości, gdy dostrzegłam wyciągniętą przez Petera dłoń. - Zatańczymy?

- I pomyśleć, że to ja kiedyś uczyłam cię tańczyć. - zaśmiałam się cicho, przyjmując jego dłoń. Chłopak również się roześmiał, bo przecież miałam rację. - Z wielką przyjemnością, panie Parker.

- Cieszę się bardzo, przyszła pani Parker.

Moje serce zabiło mocniej.

Jak cudownie to brzmi.

~*~

- Maguna! - zawołałam, wypatrując dziewczynki na placu zabaw, który znajdował się przy sali. Morgan spojrzała w moją stronę i zaraz do mnie podbiegła. - Hej, mała. Gdzieś ty się zapodziała, co? - spytałam, kucając, by być z nią mniej więcej na równi. Urosła nieco od ostatniego czasu, ale wciąż była niziutka.

- Bawiłam się z Benem. - wyjaśniła, jak gdyby nigdy nic. Zmarszczyłam brwi, bo nie kojarzyłam żadnego Bena, prócz wujka Petera, ale i jego nigdy nie poznałam i raczej już nie poznam.

- Z kim?

- Z nim.

Wskazała w jakimś kierunku, a ja dopiero po chwili dostrzegłam chłopca, w podobnym wieku, co ona, który zjeżdżał akurat ze zjeżdżalni. Niemalże od razu go rozpoznałam, był przecież synem siostry Mai.

- Czyli znalazłaś przyjaciela, fajnie. - stwierdziłam, ciesząc się, że się z kimś zaprzyjaźniła. Ja, w jej wieku, nie miałam takiego szczęścia. - To bawcie się dobrze, tylko przychodź, gdyby coś się działo, jasne? - dodałam, wskazując na nią palcem. Morgan natychmiastowo pokiwała głową na potwierdzenie, po czym z powrotem skierowała się na plac. - I uważaj!

- Jesteś świetną starszą siostrą. - odezwał się ktoś za mną, obejmując mnie w talii od tyłu. Od razu rozpoznałam ten głos i perfumy, którymi zawsze się psikał. - Matką też byś była świetną. - wyszeptał, a mnie po raz kolejny tamtego dnia zabiło mocniej serce.

Dlaczego on mówił takie rzeczy?

- Sugerujesz coś? - spytałam, odwracając się do niego przodem. Jego brązowe tęczówki świeciły, a ja nie potrafiłam w nie spojrzeć. Zatracałam się w nim każdego dnia.

- Może. - odparł, wzruszając ramionami, a jednak uśmiechając się znacząco. On ewidentnie chciał mieć kiedyś dzieci, widziałam to. - Idziemy się przejść?

- Z wielką chęcią.

Chłopak chwycił mnie za dłoń i oboje udaliśmy się w tylko sobie znaną stronę. W mojej głowie jednak nieustannie znajdowała się ta jedna myśl: dzieci, które mogliśmy razem mieć.

~*~

- Dałaby się pani zaprosić do tańca?

Nie musiałam odpowiadać, bo po prostu chwyciłam jego dłoń, a on już tylko poprowadził nas na parkiet. Jego dłonie znalazły się na mojej talii, a moje na jego ramionach. Taniec z nim był dość niecodzienną rzeczą, ale dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie tańczył wcale tak źle, jak można przypuszczać.

- Jak ci się mieszka u Petera? - zagadnął w pewnym momencie, okręcając mnie nagle. Kiedy znów staliśmy do siebie przodem, spojrzałam na niego nieco zdziwiona, szczególnie tym ostatnim słowem wypowiedzianym z jego ust.

- Powiedziałeś na niego po imieniu. - powiedziałam zdziwiona, patrząc w jego tęczówki, takie same, jak moje.

- Cóż, bywa i tak. - stwierdził, a jednak uśmiechnął się przy tym. Coraz bardziej przekonywał się do mówienia imienia chłopaka i bardzo mnie to cieszyło. Mieliśmy być przecież rodziną. - Nie tęsknisz za nami?

- Bardzo, ale chciałam się też usamodzielnić. Z resztą, jesteśmy ze sobą już tyle czasu, kwestia zamieszkania razem to była tylko formalność.

- Wpadnij do nas czasem, dobra? - odparł, uśmiechając się znacząco. Zdawałam sobie sprawę, że tęsknił, nawet jeśli to nie był pierwszy raz, kiedy mieszkaliśmy z dala od siebie. Teraz bynajmniej byłam pełnoletnia i mieszkałam z osobą, którą szczerze kochałam.

- Przyjedziemy do was przez szkołą. A później się zobaczy, jak to się wszystko potoczy, ale obiecuję, że będę was odwiedzać tak często, jak to możliwe. - zadeklarowałam, bo nie wyobrażałam sobie innego scenariusza. Przeżyliśmy tyle rzeczy, mieliśmy swoje wzloty i upadki, ale jednak byliśmy rodziną i nie zamierzałam tracić z nimi kontaktu.

- Trzymam za słowo. - powiedział, śmiejąc się pod nosem, co udzieliło się też mnie. Zaraz jednak nachylił się nad moim uchem, a jego ciepły oddech podrażnił moją skórę, przez co przeszły mnie dreszcze. - Najlepsza córko na świecie. - wyszeptał, a po moim ciele rozpłynęło się ciepło. To był najlepszy komplement, jaki można było otrzymać od ojca.

- Dobrze, że nie ma z nami Morgan.

Inna niż wszystkie 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz