Rozdział 1

809 22 0
                                    

*sen*
- NO DALEJ, WEJDŹ NA TĄ KOLEJKĘ - KRZYKNĄŁ Z BRĄZOWO OKI CHŁOPAK. JEGO UŚMIECH BYŁ NAJPIĘKNIEJSZYM UŚMIECHEM, JAKI KIEDYKOLWIEK WIDZIAŁAM.
- BOJĘ SIĘ, HAAHA - MÓJ GŁOS BYŁ STŁUMIONY PRZEZ HAŁAS W PARKU ROZRYWKI.
- NIE BÓJ SIĘ NEL, JESTEM Z TOBĄ - CHWYCIŁ MOJĄ DŁOŃ, LEKKO JĄ ŚCISKAJĄC DODAJĄC MI TYM OTUCHY. NIE ZDAŁAM SOBIE SPRAWY Z TEGO, ŻE ON ZNAŁ MOJE IMIĘ. NIE PRZEJĘTA TYM WZIĘŁAM GŁĘBOKI WDECH, PO CZYM WSIADŁAM DO WAGONIKU. SIEDZIELIŚMY OBOK SIEBIE TRZYMAJĄC SIĘ ZA RĘCE.
- SKĄD WIESZ, JAK MAM NA IMIĘ? JA TWOJEGO NIE ZNAM.. - ZAPYTAŁAM GO PATRZĄC NA JEGO PROFIL. WIDZIAŁAM, JAK JEGO USTA FORMUJĄ SIĘ W UŚMIECH.
- MAM NA IMIĘ.. *
BEEP, BEEP, BEEEP.
-No nieeee!! - krzyknęłam uderzając dłonią w ekran mojego telefonu. - w takim momencie?!! - zakryłam głowę poduszką.
Do mojego pokoju wpadła moja przyjaciółka Laura.
-Co ci jest? Twój krzyk słyszał zapewne cały Manhattan - na jej buzi było widać przerażenie razem z rozbawieniem.
- Śnił mi się mój mąż, wyobraź sobie. Już miałam dowiedzieć się jak ma na imię, gdy nagle to kurewstwo zaczęło dzwonić - miałam ochotę płakać. Los przekorny potrafi być.
- Mąż mówisz? A co z Lucasem? - podniosła pytająco swoją prawą brew. Zaśmiałam się, bo wyglądała komicznie. Odchrząknęłam, by mój głos był jak najbardziej poważny.
-Lucas to przeszłość. Mieliśmy przerwę, która nie przetrwała. Takie jest życie, trzeba iść dalej - powiedziałam obojętnie przechodząc obok niej. Wstałam, rozciągając się. Wzrok mojej przyjaciółki po raz kolejny doprowadził mnie do śmiechu. Zdezorientowanie wybiło poza skalę.
-Czekaj, nie nadążam. Nie przetrwała? Jak to? Kiedy? Dlaczego nic o tym nie wiem? - pisnęła zdenerwowana.
- Laurka..miałaś swoje problemy, nie chciałam obarczać Cię swoimi - objęłam ją.
-Od tego jestem! Masz mnie nimi obarczać - udała obrażoną.
- Żyje, jak widzisz, czyli spłynęło to po mnie. - zaśmiałam się opuszczając swój pokój i kierując się do kuchni.
Mieszkanie wraz z przyjaciółką to coś pięknego. Nie ma nadzoru rodziców, nikt nie mówi ci co masz zrobić. We dwie balansujemy idealnie. Sypiąc płatki do miski usłyszałam, jak moja przyjaciółka coś tam do mnie krzyczy, ale nie słyszałam za bardzo przez muzykę, którą puściłam. Byłam w jakimś transie..
Ciągle myślałam o moim śnie. Usiadłam przy kuchennej wyspie i powoli łyżką zaczęłam mieszać w misce. Czułam wewnętrzną pustkę, która była spowodowana przerwanym snem. Może i jestem jakaś psychiczna, ale wierzę w prorocze sny. Z moich rozmyśleń wyrwała mnie Laura, która klasnęła dwa razy w swoje dłonie.
-Halo, ziemia do Nelki. Wszystko dobrze? - widoczne było zmartwienie na jej twarzy. Z frustracji lekko rzuciłam łyżką do miski pełnej płatkami, wzdychając przy tym głośno.
- Nic nie jest dobrze. Odkąd nie jestem z Lucasem wszystko jest inne. Śpię sama. Ogladam filmy sama. Spaceruję sama. Odzwyczaiłam się od samotności, a teraz muszę znów do niej przywyknąć.. - złapałam się za głowę.
- Oj maleńka. Znajdziesz jeszcze księcia na białym koniu. - puściła mi oczko, na co ja wywróciłam oczami.
- Weź idź i szykuj się na uczelnie. - rzuciłam nią długopisem, który leżał obok wazonu
- Woo, Woo. Zwolnij kowboju. Wiem, że ciężko ci przywyknąć do zaistniałej sytuacji, ale widocznie tak miało być. - zaśmiała się zielonooka.
- Tak, wiem. Tak miało być. Ja chciałam przerwy, ale to nie ja puściłam się z jakimś typem, tak jak on z jakąś pierwszą lepszą szmatą. - wstałam z barowego krzesła, kierując się do kosza, by pozbyć się resztek jedzenia.
- Fakt - skwitowała dziewczyna gryząc przy tym pomidorka koktajlowego.
- Jestem po prostu głupia - odpowiedziałam przyjaciółce, podczas gdy wkładałam puste już naczynie do zmywarki.
- Oj nie myśl już o tym. Zbieramy się na uczelnie. Jeszcze tylko dziś i lecimy na wakacje. Ciesz się i myśl tylko o tym. - złapała za moje policzki, lekko je tarmosząc. Wyglądałam, jak smutna dziecinka.
- Ajee kapitanie. - za salutowałam, a następnie skierowałam się do łazienki, by przygotować się do wyjścia. Zaczęłam oczywiście od prysznica, zimnego rzecz jasna. Zimna woda zaczęła otulać moje ciało dając kojące uczucie. Zimny prysznic, to idealny pomysł na nadmierne
Myślenie. Po zimnej kąpieli, która mega mnie pobudziła, okryłam się ręcznikiem dokładnie wycierając swoje ciało. Na balsamowałam się od stóp do głów i zaczęłam ubierać swoje rzeczy, które przygotowałam już wieczorem. Czarne skinny jeans, do tego biały t-shirt w czarne serca. Do tego czarna ramoneska. Przejrzałam się w lustrze, które swoją drogą mamy naprawdę duże w łazience i wyglądałam super. Uwielbiam ten styl. Po prostu prosty, żadnego kombinowania. Zawsze uciekałam od tego. Nie lubiłam przesadzać z niczym. Na ogół nie malowałam się, ponieważ Bóg obdarzył mnie naprawdę zdrową i czystą cerą. Czasami jednak potrafię zaszaleć i pomalować rzęsy. Tak, wiem jestem wariatką. Wysuszyłam swoje ciemne szatynowe loki, które sięgały lekko za ramiona. Dziś idę w rozpuszczonych, a co mi tam. Gotowa wyszlam z łazienki. Laura leżała na kanapie przeglądając tik toki. Śmiała się, jak głupia.
-Ty, laleczko. Gotowa jestem - rzuciłam w nią czapką, która leżała na szafce.
- Dobra, dobra, już wstaje - mówiła przez śmiech. Jak zawsze mam dylemat z butami. Mam ich naprawdę dużo. Chwilę stałam wpatrując się we wszystkie obuwia i nagle dojrzałam białe AirForce 1. Tak, dziś jest wasz dzień.
Gotowe zjechałyśmy windą na dół i kierowałyśmy się do samochodu Laury. Tak, nie mam jeszcze samochodu.
- Nie chce mi się tam jechać.. - powiedziałam zrezygnowana.
- Oj dasz radę.. - rzekła blondynka podgłaśniając radio, gdzie leciała piosenka Black Eyed Peas, David Guetta i Shakira "Don't you worry". Moja przyjaciółka śpiewała, a raczej darła się jak jakaś opętana. Zaczęłam więc ją nagrywać na Instagrama. Kocham ją, naprawdę. Jest najlepsza i swoją głupotą potrafi mnie mega rozweselić.
- Oh, oh-oh, oh-oh, oh-oh
Kay, ayy-ayy, ayy-ayy, okay
This is how we do it, baby, this is what we say
Eso es lo que tú y yo vamo' a hace - darła się, aż brakowało jej tchu. Pomyślałam, że dołączę do niej w refrenie i zrobiłyśmy sobie mini koncert w trasie.
-Don't you worry
Don't you worry 'bout a thing
'Cause everything's gonna be alright
Everything's gonna be alright. Hahahhahaha - zaczęłam się śmiać kończąc nagranie. Dodając to na story dopisałam hasztag #NEWYORKGRLS i wrzuciłam to w świat..
Po 30 minutach katorgi w miastowych korkach w końcu udało dojechać się na uniwerek. Spóźnione, bo spóźnione, ale miałyśmy to w dupie. Jesteśmy już na 2 roku Kryminologii, niby teraz powinno zacząć nam się tu podobać, ale jest inaczej..
- Profesor Simon, to nas za uszy powiesi - krzyknęła dziewczyna biegnąc po schodach.
- Mam to w dupie, tak szczerze - zaśmiałam się, również biegnąc. Wleciałyśmy na salę. Przywitał nas ironiczny uśmiech profesora. O tak, dziadek. Dawaj swoje gorzkie żale i czółko. Stałyśmy jak takie sierotki naprzeciwko niego.
- Panna Danford i Panna Olisman jak zawsze na czas.. - i cyk mamy to.
- Nam też miło Pana zobaczyć w ten jakże słoneczny dzień.. - uśmiechnęłam się sztucznie. Choć uchodził za najgorszego profesora, ja nigdy się jego nie bałam.
- Panno Danford proszę sobie darować te naciągane życzliwości i proszę wraz z koleżanką zająć miejsca i skupić się na tym, co ważne. - odwrócił się do Wielkiej tablicy, dalej produkując się na jakiś temat.
Po 6 godzinach wykładów mogłyśmy w końcu wyjść z tego budynku. Odetchnęłam z ulgą..
- Ale jest dziś pięknie. Idziemy na Time Square? 
- Marzę o tym - sarkastyczny ton wydobył się z mojego gardła.
-To spierdalaj - pokazała mi środkowy palec i zaczęła wsiadać do samochodu.
- Laura, daj spokój..jutro wylatujemy do Barcelony. Nie lepiej poczillować w domu?
- Jesteś po prostu leniwą kluchą i tyle.
- Tak, jestem - obydwie wybuchłyśmy śmiechem. To będzie piękny miesiąc w pięknych miejscach Europy. Barcelona, to pierwszy nasz przystanek oraz wspaniałe miejsce do imprezowania, a przede wszystkim do wyrwania się z tego nowojorskiego szajsu. Nie mam zamiaru niczego sobie żałować. Wiem, że miłość jest dla słabych, a ja taka nie jestem..

***The boy who changed everything***Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz