Rozdział 36

313 14 6
                                    

Święta..czy może być coś piękniejszego? Jestem w Nowym Jorku u rodziców. Tutaj klimat świąt jest magiczny.
Od mojego rozstania minęło prawie dwa miesiące. Jak się czuje? Znacznie lepiej. Spotykałam się ze starymi znajomymi, którzy dużo mi pomogli. Tęskniłam za Gavim i Laurą, ale jeszcze tydzień i się widzimy. Jesteśmy umówieni, że sylwestra spędzimy razem na Ibizie. Nie mogę się doczekać.
Ograniczyłam internet do minimum, by nie trafić na żaden artykuł o Kylianie.
Zaczęłam częściej wychodzić z Jasperem przez co bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Bylam z nim szczęśliwa, a przede wszystkim dogadywaliśmy się. W Nowym Jorku nikt nie chodził za mną z telefonem, nie robił mi zdjęć. Byłam wolna. Spacerując po Manhattanie odebrałam telefon, na który czekałam 4 dni.
- Hej maleńka. Feliz Navidad!! - krzyknął Pablo.
- Dziękuję Gavi! - ucieszyłam się, że nadal zależy mu na naszej przyjaźni i zawsze jest. Nawet na odległość.
- Jak się czuje moja, jak wy to mówicie? - zrobił przerwę - Queen? Haha. - wybuchnęliśmy śmiechem.
- Dokładnie tak mówimy, haha. Ja czuję się dobrze. Właśnie jestem na spacerku.
- Tak sama?  Jest już późno!
- Nie spaceruje daleko od domu. Spokojnie. To moje miasto, wiem gdzie mogę chodzić, hahaha. Z resztą chce ci przypomnieć, że mamy inną strefę czasową, haha.
- A no tak-słyszałam, jak uderzył się w czoło.
- A właśnie. Prezent doszedł. Dziękuję Ci za kolejną koszulkę do kolekcji, haha - Gavi sprezentował mi kolejną koszulkę z jego nazwiskiem i  numerem.
- Musisz iść z trendem. To na najbliższy nowy sezon.
- Dziękuję. A mój prezent doszedł?
- Tak i powiem Ci, że jestem miło zaskoczony nim. Będzie na pewno przydatny, hahaha.
- Cieszę się, że Ci się podoba - na święta kupiłam mu złoty zegarek z Hugo Bossa. Dlaczego akurat zegarek? Żeby w końcu wiedział, która jest godzina.
- Tęsknimy za tobą. - powiedział smutnym głosem.
- Już za tydzień się widzimy, spokojnie.
- Wiesz, ile to jest tydzień? Dla mnie w tym przypadku jak wieczność..
- Dasz radę. Jesteś dużym chłopcem.
- W ogóle chciałem zapytać, czy.. - niestety nie dałam mu dokończyć, bo zobaczyłam z daleka moich rodziców, którzy machali do mnie ręką, bym do nich przyszła.
- Odezwę się później. - rzuciłam szybko.
- Okej.. - odpowiedział zrezygnowany.
Po rozłączeniu się ruszyłam w stronę rodziców. Po chwil bylam już koło nich.
- Chodź do domu. Jest Zimno, przeziębisz się. - moja mama zaczęła pocierać moje ramiona.
- Mamo. Jestem dorosła.. - oburzyłam się, jak dziecko. Hahaha.
- Ale wciąż jesteś moją córeczką. - łagodnie się uśmiechnęła.
- No i moją! - odezwał się mój tato. Kocham ich tak bardzo.
- Kocham was - przytuliłam ich do siebie.
- My ciebie też, nasza mała myszko.
Patrzyłam na śnieg, który zdobił chodniki, trawniki, drzewa. To naprawdę magiczny widok.
- O której będą dziadkowie?
- W sumie za jakieś dwie godzinki powinni być. Trzeba się zacząć szykować. - zaśmiała się kobieta.
- Oj trzeba..- potwierdził ojciec.
Doszliśmy do domu, w którym było tak ciepło. Ogień w kominku, choinka, zastawiony stół, wszystkie potrawy. Uśmiechnęłam się patrząc na ten widok. Zastanawiało mnie jedno. Jest o 3 talerze za dużo. Mam nadzieję, że nie spodziewamy się siostry ojca z wujkiem i Nathanielem.
Udałam się schodami na górę, by wziąć ciepły prysznic i przyszykować się do kolacji. Gorąca woda otulała moje ciało. Czułam się mega zrelaksowana. Ciepły prysznic to w jakimś stopniu terapia.
Owinęłam się ręcznikiem i wyszlam do pokoju w celu wybrania odpowiedniej sukienki. Zobaczyłam, że mój podłączony do ładowania telefon się świeci. Podeszłam do niego i zobaczyłam 2 nieodebrane połączenia od nieznanego numeru. Gdy miałam już iść do łazienki telefon po raz kolejny zadzwonił. Postanowiłam odebrać.
- Tak? - zapytałam. Cisza.. - Halo? Kto mówi? - dalej cisza. - To nie zawracaj mi dupy - rozłączyłam się.
Ktoś robi sobie żarty. Co za ludzie. Poddenerwowana poszlam do łazienki, by się ubrać. Wybrałam czerwoną sukienkę w czarną kratkę. Włosy spięłam w koka, pozostawiając pojedyncze pasemka włosów po bokach. Z makijażem nie szalałam, bo moi dziadkowie są sceptycznie do tego nastawieni. Gotowa wyszłam z łazienki podchodząc do szafki, na której leżał telefon. Odblokowałam go i zobaczyłam wiadomość
"Nieznany: WESOŁYCH ŚWIĄT, ŁOBUZIE 💚"
Y? Czy miałam. Zoonga? Owszem. Nie kojarzyłam, kto mówił do mnie łob..dobra kurwa. Wiem. Nieprzyjemne uczucie przeszło przeze mnie. To Mbappe.
Postanowiłam nie odpisywać. Dwa miesiące się nie odzywał, a teraz na co liczy?
Rzuciłam telefonem na łóżko i wyszłam z pokoju. Zastanawiałam się dlaczego nie odezwała się do mnie jeszcze Laura.
- Mamuś! - krzyknęłam.
- Tak? - odezwała się z kuchni. Była już wyszykowana na kolację. Wyglądała pięknie.
- Wooo, mamuśka. Jaka z ciebie laska! - pochwaliłam ją.
- Ty też Wyglądasz pięknie, kochanie. - cmoknęła mój policzek.
- Spodziewamy się jeszcze kogoś, że jest o 3 talerze więcej?
- Może jacyś niezapowiedzieni goście przyjdą - puściła mi oczko. No kurwa, nie lubię niespodzianek.
- Mikołaj z elfami, czy kto? - zrobilam głupią minę, na co moja mama wybuchnęła śmiechem.
- Nela, słońce, hahhaha. Siadaj do stołu, proszę. - kręciła głową śmiejąc się. Wzruszyłam ramionami i zajęłam miejsce.
Po jakiś 20 minutach rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Ja otworze! To pewnie dziadkowie!! - uradowałam się, jak dziecko. Tak dawno ich nie widziałam. Pobiegłam do drzwi i doznałam szoku.
- Laura!!! - pisnęłam rzucając się jej w ramiona.
- Siostra!! - krzyknęła.
- Dobry wieczór państwu - przywitałam rodziców mojej przyjaciółki.
-Witaj Nelcia - uśmiechnęła się mama blondynki.
- Cześć - pomachał mi jej ojciec.
Wpuściłam gości do środka.
- Jaka ja jestem szczęśliwa!! Jesteś tu!! - ściskałam swoją przyjaciółkę.
- Udusisz mnie! Hahaha.
- Oo, jesteście! - do jadalni weszli moi rodzice witając się z pierwszymi gośćmi.
Po raz kolejny rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Moja mama poszła otworzyć. Usłyszałam głos mojej babci. Jak ich kocham, tak dziś wiem, że dziś mnie odpalą.
Po kolacji, która o dziwo przebiegła naprawdę super. Śmialiśmy się, śpiewaliśmy. Kocham ten vibe.
- Czas na prezenty! - klasnął w ręce mój dziadek. Ja i Laura od razu wstałyśmy z miejsc i ruszyłyśmy w stronę choinki. Rozdzieliłyśmy prezenty i Zaczęłyśmy otwierać. Mialam dziwnie za dużo prezentów. Jeden od Laury i Pedriego, drugi od jej rodziców, trzeci od moich rodziców, czwarty od dziadków. Prezent od Gaviego otworzyłam wczoraj.
- Ty to przywiozłaś? - zapytałam blondynki, która nerwowo zaczęła gryźć wnętrze policzka. Twierdząco kiwnęła głową.
- Od kogo to jest? - zrobilam podejrzliwą minę.
- Zobacz - szepnęła. Ze zdziwioną miną otwierałam pięknie zapakowany prezent. Po walce z papierem zobaczyłam pudełeczko, a w nim bransoletkę, którą oddałam Kylianowi, gdy zerwaliśmy.
- No ty sobie żartujesz w tym momencie - wstałam i pobiegłam na górę. Znowu to samo. Natłok wspomnień zaczął zwalać się na moją głowę. Z moich oczu wypłynęły pierwsze łzy. Zacisnęłam usta w cienką linie, zamykając oczy. Po chwili do mojego pokoju wpadła Laura.
- Był u nas w Barcelonie niedawno. Poprosił bym Ci to przekazała.
- Ale ja nic nie chce od niego. Doskonale o tym wiesz...
- Wiem, ale nalegał, a wiesz jaka jestem.
- Weź ją spowrotem. Nie chcę jej. - oddałam ją w ręce przyjaciółki.
- Nel. Ja z nim rozmawiałam i nap.. - zaczęłam kręcić głową i przerwałam jej.
- Nie. Nie chcę o nim słyszeć. Napisał do mnie dziś. Muszę go zablokować.
- Jestem twoją najlepszą przyjaciółką. Wiesz doskonale, że nigdy za nim nie przepadałam. Ale ostatnio, jak przyjechał, to aż serce się łamało na jego widok.
- Mam to w dupie. Nie chcę rozmawiać o nim.
- No dobrze..- zrezygnowana wstała wystawiając w moją stronę rękę.
- Chodź. Idziemy odpierdolić coroczne świąteczne karaoke.
- Jestem za! - uśmiechnęłam się ocierając łzy. Podałam jej rękę i wspólnie zeszłyśmy na dół.
- Neluś. Wszystko w porządku? - zapytała moja mama.
- Tak. Jest dobrze - uśmiechnęłam się słabo pocierając jej ramiona.
- A teraz..zapraszamy was na...ŚWIĄTECZNE KARAOKE!! - krzyknęła moja przyjaciółka, a wszyscy wokół stołu zaczęli się śmiać i klaskać. No to zaczynamy cyrk!

POV KYLIAN
Święta..najbardziej znienawidzony przeze mnie czas w roku. Nieznosze tych sztucznych uśmiechów, nie szczerych życzeń. Nawet prezenty mnie nie cieszą, bo co ma mnie cieszyć? Co chcę, to mogę sobie kupić.
- Mógłbyś chociaż na chwilę się uśmiechnąć - upomniała mnie moja rodzicielka.
- Mógłbym, ale tego nie zrobię. - odpowiedziałem zapatrzony w telefon. Czekałem na wiadomość od Neli. Miałem nadzieję, że odpisze. Przez te dwa miesiące naprawdę dużo myślałem i jestem wkurwiony na siebie za każde przykre słowo, które jej powiedziałem i za każdy czyn, który zrobiłem.
- Odpisała? - zapytała Melissa.
- Nie. - rzuciłem nawet na nią nie patrząc.
- A na co ty liczysz? - zapytał Jires.
- Na świąteczny cud, wiesz?
- Błagam Cię. Ty nie masz na co liczyć. Po tym co ja oglądnąłem, to wstyd mi za Ciebie, wiesz?
- Mało mnie interesuje twoje zdanie.
- A powinno.
- Uspokójcie się. Są święta! - oburzył się ojciec.
- Nie mam ochoty z wami siedzieć. - wstałem od stołu.
- Ale gdzie ty znowu uciekasz?
- Ide do siebie - machnąłem ręką.
Jest mi tak okropnie ciężko. Po prostu jakieś nieporozumienie. Dlaczego tak musi być? Dlaczego kurwa najpierw robię, później myślę? Minęły dwa jebane miesiące. Tęsknię za nią każdego dnia. W kółko ogladam filmik, na którym wrzeszczę na nią. Jak patrzę na jej mine, to moje serce rozwala się na milion kawałeczków. Mam nadzieję, że chociaż prezent przyjmie. Dałem jej bransoletkę, którą mi oddała. Chciałem, by ją nosiła. Chcę, by wisiała na jej nadgarstu.
Moj telefon zaczął wibrować. Z nadzieją wziąłem urządzenie do ręki. Moja radość spadła, gdy zobaczyłem, że to tylko Neymar.
- Yooo Broo!! Wesołych świąt!! - krzyknął.
- Wzajemnie - rzuciłem bez emocji.
- Nie odezwała się?
- Nie.
- To sobie narobiłeś..
- Ta. Wiem. Każdy mi o tym przypomina.
- Wiesz. Gdyby nie twój wybuch, to wiesz, że mogło być inaczej.
- Tak, kurwa wiem to.
- Zapraszamy jutro z Bruną do nas.
- Nie mam ochoty.
- Stary..
- Ney, do kurwy. Ja do niej lecę. Nie wytrzymam. - wybuchnąłem.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Ale ja czuję, że powinienem. Wiem też, że powinienem być tam kurwa dwa miesiące temu.
- Ech, stary..no przykro mi. Co mogę Ci więcej powiedzieć.
- Wsparcia..potrzebuję wsparcia i jakiejś wtyczki między nami.
- Przyjedz do nas jutro, to może Bruna coś zaradzi.
- Ty, to dobry pomysł. - pogadaliśmy jeszcze chwilę i rozłączyłem się. Wzdychnąłem głośno. Chcę ją tam bardzo. Ja pierdole. Nie wiem co robić. Lecieć do niej, czy nie? Byłem tam rozdarty, że przeszła mi nawet ochota na granie w piłkę.

POV NEL
Nie pamiętam kiedy tak bardzo się uśmiałam. Te święta zaliczam do najlepszych.
- Dziękuję Ci, że przyleciałaś. Ale gdzie Pedri? Zapomniałam zapytać.
- Hiszpanie to są bardzo rodzinni. Chciał zostać ze swoją rodziną, więc postanowiliśmy się rozdzielić.
- Ooo..słodko. Do kiedy jesteś?
- Do sylwestra moja droga.
- Aaaaaaa!! - krzyknęłam tuląc ją.
- Tak, wiem, że się cieszysz, haha. Jestem tu tylko I wyłącznie dla ciebie, pamiętaj.
- Wiem i kocham Cię za to.
- Chłopaki, jak Cię zobaczą, to Ci współczuję.
- Haha, co? Dlaczego?
- Nie mieli kompana do picia.
- Hahahha, jak to takie drętwe pizdy..
- Hahahhahahhahahha, kocham Cię - przytuliła mnie mocno.
Ten wieczór był naprawdę wspaniały. Nie spodziewałam się takiej niespodzianki.

***The boy who changed everything***Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz