r. 30. Lęk przed cudzym cieniem

29 2 2
                                    

Rankiem następnego dnia wyrwały Werę ze snu odgłosy przyrządzania śniadania dobiegające z kuchni. Dziewczynka czuła się nieco niewyspana, jednak nie ze względu na niespodziewaną pobudkę. Tej nocy śnił jej się koszmar, będący nierealną mieszanką nieprzyjemnych wydarzeń. Po przebudzeniu czarnooka pamiętała już tylko, że na pewno była tam umierająca Tamashi, że spowijała ją ciemność, a zza drzew wyzierali shinobi o czarnych płaszczach i białych maskach.

Tego typu koszmary nawiedzały ją odkąd opuściła rodzimą osadę, ale w ostatnim czasie zdarzały się o wiele rzadziej. Wera nie była tego świadoma, aczkolwiek stres związany z ucieczką z bazy i przymusową próbą samodzielności wytrącił ją z równowagi i sprawił, że umysł uciekał się do wyrażania aktualnie przeżywanego przez dziewczynkę w głębi serca strachu za pomocą przeżytych traum i niepokojących zdarzeń.

Dźwięki dobiegające spoza pokoju na szczęście nie ustawały, więc brązowowłosa w końcu musiała skupić się na rzeczywistości. Przypomniała sobie, jak znalazła się w przytulnym pokoiku i jak układała się poprzedniego wieczora w miękkim łóżku. Wielka odmiana w porównaniu do tego, co do tej pory ją spotkało. Taka życzliwość wywoływała u niej ciepłe uczucie w sercu, więc na samą myśl o obecności staruszki uśmiechnęła się i ochoczo zeszła z łóżka, aby udać się do miejsca, z którego dobiegały odgłosy krzątaniny.

Z przyzwyczajenia poruszała się bardzo cicho, jak na shinobi przystało, dlatego kobieta zorientowała się o obecności dziewczynki dopiero, kiedy usłyszała jej głos.

– Dzień dobry. Smakowicie tu pachnie.

Te słowa w pierwszym momencie mocno zaskoczyły, a nawet nieco przestraszyły staruszkę, gdyż nie spodziewała się niczyjej obecności, będąc przekonaną, że dziecko jest jeszcze w pokoju, który dla niego uszykowała. Zaraz jednak na jej twarz znów wstąpił spokój, a także radość z powodu pojawienia się młodej towarzyszki.

– Dzień dobry, kochanie. Wyspana? ­– zapytała, choć była przekonana, że dzięki niej dziewczynka mogła spędzić spokojną noc w wygodnym łóżku.

Wera przytaknęła ruchem głowy, nie chcąc wracać myślami do nieprzyjemnych koszmarów. I tak czuła, że na razie nie powinna zbyt dużo wyjawiać osobie, której jeszcze za bardzo nie znała i nie była pewna jej zamiarów. Co prawda miała ku staruszce dobre przeczucia, ale coś hamowało ją przed wylewnością. Wolała upewnić się, że może komuś zaufać, zanim wyjawi informacje, które zdecydowanie nie wydawały się łatwe do przyjęcia.

– Mogę pani pomóc? – wyraziła swoją chęć działania. Sądziła, że ma wobec staruszki dług wdzięczności i to, jak jej pomogła poprzedniego wieczoru, nie było wystarczające w porównaniu do bezpiecznego kąta choć na jedną noc. Poza tym podejrzewała, iż gospodyni przygotowuje posiłek również dla niej, więc czuła się zobowiązana do współpracy.

– Możesz mi mówić Daitan, kochanie. Chętnie przyjmę Twoją pomoc – odparła kobieta z uśmiechem. Spojrzała na zdeterminowaną dziewczynkę, która wzrostem nawet nie sięgała wysokości kuchennego blatu. Staruszka zachichotała pod nosem, bo przypomniała sobie podobne sytuacje ze swoją córką, a później także wnuczką, gdy były jeszcze małe. Tym samym wpadła na pomysł, aby przynieść drewniane schodki, które kiedyś podstawiały sobie dziewczynki, gdy chciały gotować lub przynajmniej patrzeć, jak się to robi.

Wytarła dłonie ręcznikiem i w zamyśleniu wyszła z kuchni. Gdy wróciła, Wera z zaciekawieniem wpatrywała się w przyniesiony przez nią przedmiot.

– Śmiało, wejdź na nie – zachęciła Daitan. Miała zamiar asekurować dziewczynkę, ale znów zaskoczyła ją zwinność dziecka. Ani się obejrzała, a brązowowłosa stała już na schodkach, a po drodze nawet się nie zachwiała czy nie zawahała, stawiając kroki.

Naruto - the wenin sagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz