IV. Apology

945 64 3
                                    

Rozmowa się kleiła. Niewyobrażalnie się kleiła. Nie wiem czy Tweek wypił jakąś ekstra dawkę kofeiny czy wyspał się poraz pierwszy od dawna, ale już mało co się jąkał czy w ogóle denerwował w mojej obecności. Naszą pogawędkę śniadaniową przerwał dzwonek do drzwi. Jako, że byłem jedynym obecnym tu domownikiem musiałem otworzyć. Chcąc ukryć fakt, iż byłem ubrany jedynie w gacie oraz koszulkę, wychyliłem jedynie górną część mojego ciała zza drzwi. Po drugiej stronie ujrzałem Clyde'a i Tokena.
— Cześć Craig, przepraszamy za wczoraj. Byliśmy dupkami, no i wyjście z dziewczynami i tak skończyło się awanturą. Może chciałbyś wyjść gdzieś? Możemy potem obejrzeć tyle filmów ile będziesz chciał.— Powiedział Clyde, Token był obok, wiedziałem że był tego samego zdania co szatyn, poprostu często nie umiał dobrać słów do wypowiedzi. Clyde nie miał hamulców ma języku, dlatego też często mówił za ich dwójkę.
— Wiecie no chętnie, ale jestem już trochę zajęty. Jestem sam, pilnuje domu. Muszę być odpowiedzialny, nic nie może mnie rozprasza— Gdy już miałem skończyć zdanie, mieć święty spokój i wrócić do Tweeka, owy Tweek zdradził moje kłamstwo krzycząc z kuchni, że skończył robić mi herbatę.
Mimika chłopaków za drzwiami z żalu zmieniła się w zmieszanie. Szybko Clyde przerwał ciszę śmiejąc się głośno. Token wstrzymywał wybuch śmiechu dłonią położoną na ustach.
— Było mówić, że zaprosiłeś swojego chłopaczka na chatę, wiesz ja jestem bardzo tolerancyjny. Cieszę się, że w końcu przerwiesz toksyczną relacje z twoją prawą ręką.— słysząc słowa szatyna rzuciłem mu osądzające spojrzenie.
— Jak ty to robisz, że wszystko co wychodzi z twoich ust jest głupie? Tweek to mój przyjaciel. Zaprosiłem go bo on jedyny chciał spędzić ze mną wczorajszy wieczór. Oraz śmiem dodać, że zdobył już serce mej matki, więc za każdym razem jak przekroczycie ten oto próg, będzie rozczarowana gdy was zobaczy. Teraz chce wypić herbatę, bo zaraz będzie zimna. Widzimy się w poniedziałek.— powiedziałem po czym zamknąłem drzwi. Na szczęście zrozumieli, że nie miałem ochoty z nimi gadać i nie wydzwaniali dzwonkiem. Wróciłem do stołu gdzie spotkałem się ze zmieszanym wzrokiem Tweeka. Westchnąłem w odpowiedzi, po czym złapałem za kubek herbaty.
— O tym, że niezbyt przepadam za kawą też ci mówiła?— zapytałem nawiązując do rozmowy między blondynem, a moją rodzicielką, która miała miejsce rano.
— N-Nie mówiła, mi wszystkiego sama.— powiedział speszony, odwracając przy tym wzrok. Skoro ona sama wszystkiego nie mówiła to skąd mógłby wiedzieć nagle tyle o mnie?
— Niektóre rzeczy sama mi opowiadała, ale to było przy okazji odpowiadania na moje pytania. Nie znamy się tak dobrze jak ty z Clyde'm, Tolkienem czy Jimmy'm. Chciałem wiedzieć trochę więcej, choć bałem się zapytać ciebie osobiście.— Dodał po chwili. Mogłem zobaczyć jak się stresuje. Nerwowo upijał kolejne to łyki kawy z zielonego kubka. Na jego wypowiedź lekko się uśmiechnąłem. Było to bardzo miłe z jego strony, ale mógłby zapytać mnie samodzielnie. Rozumiem jednak jego obawę, znałem siebie nie od dziś. Z zewnątrz wydawałem się być dupkiem. Choć prawda jest taka, że jestem jedynie nerdem nie chcącym dopuścić nikogo bliżej. Wiedziałem, że mogłoby to bardziej zaszkodzić niż pomóc. Z chłopakami znałem się od podstawówki, dlatego znali mnie na wylot. Tweeka znam jakiś miesiąc. Za dużo informacji i pewnie nie gadalibysmy już ze sobą. Nie, że mu nie ufałem, jednak wolałem być ostrożny. Nie chciałem stracić tak dobrego przyjaciela.
— Rozumiem cię, ale na następny raz pytaj mnie, jeszcze mamie przypomni się jak miałem fazę na superbohaterów.— powiedziałem prześmiewczo wspominając stare czasy. Zanim Tweak mógł zapytać o szczegóły szybko zmieniłem temat.
— No to może ogarnę się i pójdziemy się przejść? Jest nawet ciepło, przejdziemy się do sklepu kupić coś na obiad.— zaproponowałem prędko wyprzedzając przy tym wypowiedź towarzysza. Skinął głową w odpowiedzi. Wypiłem na raz całą zawartość mojego kubka i poszedłem na górę by przygotować się do wyjścia. Zdecydowałem, iż założę czarną koszulkę z logiem NASA, jeansy, czapkę no i bluzę, którą ostatnio pożyczałem Tweekowi. Pachniała jak kawa, przez co byłem pewny, że nosił ją dłużej niż tylko przy mnie. Blondyn czekał na mnie przy drzwiach. Poprawiał właśnie rękawy swojego swetra w kolorze khaki.
Kiedy stanąłem obok niego w tym samym momencie ubraliśmy swoje płaszcze i buty. Byliśmy gotowi do drogi. Po opuszczeniu mego azylu zamknąłem za nami drzwi. Idąc do najbliższego sklepu spożywczego byliśmy cicho. Nie wiedziałem czy zacząć temat. W sklepie szukaliśmy poszczególnych produktów, które wskazywał blondyn. Miał ponoć pomysł na obiad, więc nie protestowałem. Pomagałem mu trochę z ale rzadko udawało mi się znaleźć jakiś potrzebny produkt. Tym co przykuło moją uwagę był widok dwóch znajomych z dzieciństwa w alejce nieopodal. Wziąłem Tweeka pod ramię i wręcz wystrzelilem do starych znajomych.
—Kenny! Butters! Całe wieki was nie widziałem. Myślałem że zdechłeś — ostatnie zdanie skierowałem bardziej do Kennyego —Co planujecie na dziś?— zapytałem kiedy ujrzałem ich złączone dłonie. Pewnie to coś pokroju naszych zabaw w dzieciństwie, wtedy Kenny był księżniczką, a Butters wiernym i oddanym paladynem.
Na nasz widok byli nieco zdziwieni. Nie widzieliśmy się dwa lata. Tweek raczej poprostu stał za mną, bo nie znał tych dwóch, chyba stresował się ich obecnością. Dlatego wysłałem mu porozumiewawcze spojrzenie, dając do zrozumienia, że może iść szukać dalej, a ja zaraz przyjdę. Gdy zostaliśmy sami we trójkę, Kenny odpowiedział mi.
— Próbowałem, ale głupi ma zawsze szczęście. Wyciągnąłem Buttersa do sklepu po coś na piknik, który mi obiecał.— mówiąc to ścisnął dłoń swego kompana, chciał mu przekazać pewnie, że nie wymiga się od danego słowa.
— Czyli randeczka się szykuje?— zapytałem w sumie bardziej ironicznie niż szczerze.
— Tak.. Obiecałem Kenny'emu, że spędzimy naszą rocznicę jakoś specjalnie.— Odpowiedział Butters.
O dziwo nie żartował, mówił poważnie. Byli razem? Wiedziałem, że dużo mnie ominęło, ale że aż tyle?
— Wow, gratuluję wam.— powiedziałem chcąc utrzymać wrażenie pewnego siebie.
— Dziękujemy, a ty coś planujesz ze swoim chłopakiem?— spytał Kenny, miejąc pewnie na myśli Tweeka.
— Co jest ze wszystkimi? Ja i Tweek jesteśmy jedynie przyjaciółmi, nie jestem gejem.— sprostowałem sytuację, na co zakapturzony mruknął coś pod nosem.
— Zaprzeczenie jest pierwszym stopniem wyparcia. — powiedział Butters zaznaczając dłońmi, że cytuje Kennyego. Chłopak w pomarańczowej kurtce trzepnął za to blondyna i wyciągnął go do kolejnej alejki. Czemu każdy kogo dziś spotkałem myśli, że jesteśmy razem?  Gorszy dzień. Machnąłem na to ręką i poszedłem szukać Tweeka. Stał już niedaleko kas, czekał.  Poszliśmy do samoobsługowej, gdzie zapłaciłem za zakupy i wyszliśmy z dwoma torbami.
— Co tam u twoich znajomych? Kenny i Butters tak?— zaczął rozmowę Tweek zaraz kiedy wyszliśmy.
—Kupywali jakieś tam pierdoły na piknik, obchodzili rocznicę ich związku. — powiedziałem. Tweek jednak zareagował inaczej niż myślałem.
— Wow, to super, chciałbym móc kiedyś iść na piknik z moim partnerem.— powiedział z lekkim uśmiechem na ustach. W sumie to nie mogłem się zgodzić. Jakoś nigdy nie potrzebowałem dziewczyny do szczęścia, dawałem sobie radę sam.
— Może i super, dziewczyny są upierdliwe, nie miałbym wytrzymać z jakąś rok tylko by urządzić piknik na rocznicę.— Burknąłem pod nosem.
— Masz rację, też nie byłbym w takiej sytuacji pocieszony.—
Ta odpowiedź wybiła mnie z rytmu. To było takie oczywiste, Tweek nie lubił dziewczyn. Głupio jebnąłem.
— No nie ważne, co dzisiaj szef kuchni planuje na obiad? — szybko wypaliłem, chcąc zmienić temat.
— Dowiesz się w domu.— odparł krótko.
Reszta naszej drogi minęła w zupełnej ciszy.

----------------------------------------------------

Niesprawdzone

1172 słowa

"I love you to the moon and back" - Tweek x Craig Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz