XVI. Dream

656 54 14
                                    

Rano obudziłem się wyjątkowo wyspany. Tyle, że coś było nie tak. To nie było moje łóżko. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Łóżko było dwa razy większe niż to moje, wokół widziałem różne meble zrobione z ciemnego drewna. Podrapałem się po głowie zdezorientowany. Wtedy poczułem, że coś jest nie tak. Miałem...zakola? Nie, nie, nie. Spanikowany wyszedłem z pokoju i udałem się do łazienki. Trafiłem tam szybko ponieważ układ domu był taki sam jak wszystkich innych domków w South Parku. Spojrzałem w lustro. Byłem.. stary. Mówiąc szczerze przypominałem bardzo mojego ojca. Na całe szczęście nie byłem rudy. Czy przeniosłem się do przyszłości jak w jakimś filmie? Ciekawe co jeszcze zobaczę. Skoro już miałem okazję chciałbym sprawdzić parę rzeczy. W kubeczku na umywalce zobaczyłem nie jedną, a dwie szczoteczki. Nie mieszkałem z rodzicami, nie mieszkałem też sam. Wyszedłem z pomieszczenia, po czym udałem się na dół. Słyszałem dźwięki dobiegające z kuchni, czułem też... Bekon? Ktoś robił śniadanie. Wchodząc do kuchni doznałem kolejnego to już szoku tego dnia. Przy patelni stał nieco niższy ode mnie blondyn. Jego włosy były w ogromnym nieładzie, podobnie jak jego nierówno zgolona broda. Nie była ona jakaś długa. Możnaby było to nazwać kilku dniowym zarostem. Ubrany był w ciemno zieloną koszule na krótki rękaw i niebieskie jeansy. Po spojrzeniu jednak w jego błękitne oczy nie mogłem nazwać mężczyzny nieznajomym.
-Tweek?- zapytałem bardziej sam siebie.
- O, w końcu wstałeś. Zrobiłem śniadanie.- oznajmił z uśmiechem kiedy nakładał na talerze owy posiłek. Jeżeli to tylko jakiś dziwny sen to proszę nie budźcie mnie. Dało mi to jedno do myślenia. Tweek i ja byliśmy ze sobą.. masę czasu. Skoro na oko mogłem powiedzieć, że mam solidną czterdziestkę to byłoby jakieś conajmniej dwadzieścia trzy lata. Bez żadnego protestu usiadłem do stołu gdzie partner podał mi talerz ze śniadaniem. Jego kuchnia nadal była pyszna.
- Mamy coś na dzisiaj zaplanowanego Niuniek?- zapytałem gdyby nic właściwie się nie stało. Chociaż to może było dziwne nazywać kawał chłopa per Niuniek. Z zakłopotania tą sytuacją wyrwała mnie odpowiedź blondyna.
- Raczej nie, tylko pamiętaj o kolacji w casa bonita.- powiedział stanowczo. Casa bonita? Dawno mnie tam nie było. Chociaż Tweak nie był fanem takich tłocznych miejsc. Jakaś okazja?
- Po co idziemy do Casa Bonita, słońce?- zapytałem starając się ugryźć temat z takiej strony by nie wyszło na jaw, że za cholerę nie wiem nic o tych planach.
- Craig! Nie mów mi, że zapomniałeś o tym co dzisiaj za dzień.- oburzył się Tweek.
- No tak, to dzisiaj. Oczywiście, że pamiętam.- szybko wypaliłem by nie denerwować nadmiernie niebieskookiego. Odetchnął na to z ulgą. No nic. Trzeba teraz grać, że wszystko gra. Poszedłem do pokoju, w którym się obudziłem, aby przebrać się z piżamy. Na szafce nocnej leżał telefon. Spróbowałem odblokować go hasłem, którego zawsze używałem do wszystkiego. Zadziałało, czyli to moja komórka. Spojrzałem na listę kontaktów. Była szczuplejsza niż ta w telefonie młodego mnie. Widniały tam następujące kontakty: Mama, Tata, Trishia, Tweek, Clyde, Tolkien, Kenneth, Leopold, Stanley, Richard i Helen. Okej. Kto mógłby wiedzieć o moich planach? Znając życie mowiłbym Blackowi, albo Donovanowi. Dlatego wykonałem telefon do tego bardziej rozsądnego.
- Cześć, Craig. Jak leci?- usłyszałem prędko głos Tokena z słuchawki.
- Cześć, słuchaj jest sprawa. Tweek od rana mówi mi o tym, że dziś jest jakiś specjalny dzień w kalendarzu. Wiesz może o co mu chodzi?- spytałem bez żadnych ogródek. Jedyne co w odpowiedzi dostałem to śmiech po drugiej stronie urządzenia.
- Ajaj, demencja w wieku 43 lat? Nie za wcześnie stary? - zażartował śmiejąc się jeszcze głośniej.
- Tolkien mówię poważnie, nie pamiętam co jest- tu zrobiłem pauzę by spojrzeć na datę widniejąca na ekranie blokady telefonu.- 23 marca.- dokończyłem prędko. Gdy już miałem dostać treściwą odpowiedź czarnoskóry wypalił:
- Słuchaj muszę kończyć, robota wzywa.- po czym od tak się rozłączył! Co za dupek. Jestem w dupie.
Cały dzień próbowałem jakoś wyciągnąć ze swojego chłopaka dzisiejszą okazję. Nie udawało mi się wcale. Aż nastał wieczór. Razem z owym blondynem jechałem właśnie do restauracji. Na szczęście to on prowadził. Ja chyba rozbiłbym auto choć w portfelu miałem prawko. No nic. Poszliśmy do kobiety stojącej przy małym stoliczku.
- Dzień dobry, rezerwacja na nazwisko Tucker.- odparł uśmiechnięty Tweek. Chyba to ja urządzałam całe spotkanie. Czy to urodziny? Nie, Tweak obchodził je w sierpniu. W międzyczasie pracowniczka casa bonita zaprowadziła nas do naszego stolika. Był on przy samym kącie dużej sali. Zajęliśmy miejsca i od razu zamówiliśmy jedzenie. Nastała cisza.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteśmy tu dzisiaj Craig.- powiedział z szerokiej uśmiechem mój partner. Prędko poczułem jego dłoń, która ściskała moją. Nie była tak zimna jak ją zapamiętałem. Była znacznie cieplejsza.
- Ja też się cieszę kochanie. W końcu to nasz dzień.- rzekłem chcąc brzmieć przekonująco.
- Te lata zleciały w mgnieniu oka. Nie mogę uwierzyć, że to już trzynaście lat.- dodał po chwili. Trzynaście? Byliśmy razem odkąd miałem prawie siedemnaście. To nie jest rocznica naszego związku. To rocznica..
- Właśnie, ostatnio robiłem porządek i znalazłem coś.- Tweek zaczął grzebać w kieszeni. Wyjął z niego pudełeczko, które mi podał. Szybko je otworzyłem i ujrzałem jego zawartość.
- Znalazłem twoją obrączkę, znowu wpadła ci za pralkę.-
Wszystko było już jasne. To była trzynasta rocznica naszego małżeństwa. Czułem jak w oczach zbierają mi się łzy. Łzy radości.
-Wszystko w porządku?- zapytał zmartwiony. Ja uścisnąłem jego rękę mocniej niż poprzednio.
- Ja poprostu.. tak bardzo cię kocham.- powiedziałem z uśmiechem na ustach. Na te słowa blondyn przyciągnął mnie do siebie i.... Wtedy się obudziłem. W moim pokoju, obok szesnastoletniego Tweeka Tweaka. Nie spał jednak leżał spokojnie wgapiony w klatkę Stripe'a. Przytuliłem się do jego pleców uśmiechnięty od ucha do ucha.
- O Craig, wstałeś. Miałeś chyba ciekawy sen bo ciągle mruczałeś coś o casa bonita.- zaśmiał sie chłopak po czym się do mnie odwrócił. Kiedy tylko zobaczyłem jego błękitne oczy przysunąłem się do niego by móc złożyć szybki pocałunek na jego ustach.
- Tweek. Czy jak weźmiemy ślub przyjmiesz nazwisko Tucker?- zapytałem. Dla mnie to pytanie miało wielki sens, dla blondyna było ono nie z gruchy ni z pietruchy. Mimo wszystko uśmiechnął się delikatnie i pokiwał głową.
- Oczywiście skarbie, Tweek Tucker brzmi o wiele lepiej. Zabierzesz mnie na rocznicę do Casa bonita, huh?- rzucił jako kawał. Ja wziąłem to do siebie.
- Co roku Niuniek. Co roku.-

----------------------------------------------------------

Niesprawdzone

1019 słów

"I love you to the moon and back" - Tweek x Craig Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz