XIX. Be calm, like the Buddha

655 49 10
                                    

Marzec zapowiadał się cudownie. Choć w Colorado wciąż panował mróz to mieszkańcy South Parku byli na to zupełnie przygotowani. Był piątek, weekendu początek. Obecnie przesiadywałem w klasie na lekcji matematyki. Czemu ja w ogóle wybrałem matfiza? Ten głupi zakład z końcówki podstawówki będzie mnie prześladować jeszcze trzy lata. Tweek dzisiaj nie przyszedł do szkoły, musiał jechać do psychologa. Ostatnio gorzej radził sobie z emocjami. Nie tylko on. Czułem się słabo będąc tak nieporadny. Miałem być wsparciem, jednak nie tylko blondyn przeżywał gorszy czas. Czułem, iż coś jest nie tak z moim zachowaniem ostatnio. Byłem zmęczony. Zmęczony szkołą, ludźmi, zobowiązaniami. Chciałbym móc czasem odciąć się od otoczenia..
Z rozmyśleń wyrwał mnie głośny dźwięk dzwonka szkolnego. Przerwa obiadowa. Zerwałem się z krzesełka, po czym powędrowałem do łazienki. Mało osób było tam około dwunastej, więc mogłem chwilę pobyć sam. Rozczarował mnie widok jakiegoś grubasa z kartonem na łbie przy pisuarze. Cartman? Znając życie pudło to kolejny durny pomysł szatyna. Wywróciłem oczami i ruszyłem w stronę kabiny, gdzie planowałem zamknąć się oraz spędzić resztę wolnego czasu. Zostałem zatrzymany w połowie drogi.
- Hej Craig, masz czasem dość otoczenia? Nie chciałbyś być mieć swojej własnej przestrzeni gdzie tylko się nie udasz?- zapytał stojący za mną Eric. Poczułem się jak w tych reklamach, które zawsze odpowiadały na każdy problem. Tyle, że to zdawało się być mniej realne niż pozbycie się jakiejś plamy po winie z białej koszuli.
- Coś ty znów wymyślił? - wywróciłem oczami wypowiadając krótkie pytanie. Nastolatek słynął z samych głupich pomysłów. Nie zdziwiło by mnie gdyby chciał przedstawić mi kolejny tego pokroju.
- Z Buddha Box'em mógłbyś mieć porozumienie jedynie ze swoim smartfonem kiedy chcesz, bez żadnych irytujących dźwięków z zewnątrz. Mógłbyś być spokojny jak buddha.- rzekł wyciągając w moim kierunku dłoń z wizytówką. Nie był to drogi wydatek. Wydawał się przydatny.
- Cóż, Tweek czasem powoduje, że- wtedy przerwałem widząc na głowie Erica jego wynalazek. Kochałem blondyna, ale chyba czasem chwila spokoju mi się należała prawda?
Z tą wiedzą zasiadłem na zamkniętym klozecie. Wyciągnąłem komórkę by sprawdzić za ile dostałbym moją paczkę. Dwa dni robocze, nie tak źle. Zapłaciłem i mogłem oczekiwać już cudownego pudełka z sieci. Resztę zajęć przespałem, albo nie uważałem. Musiałem oszczędzać siły na popołudniową wizytę u mojego chłopaka. Miałem zostać na noc w jego domu. Pewnie szybko nie zaśniemy, dlatego wypoczywałem póki mogłem.
W drodze do posiadłości Tweaków zaszłem jedynie do sklepiku po energetyki. Nie piłem kawy, ale energetyki w smaku były dobre. Dlatego też były moim zastrzykiem kofeiny na wszelką wszelką. Po zakupie czterech puszek redbulla co trochę uszczupliło mój portfel ruszyłem prosto do mego ukochanego. Nie musiałem iść na szczęście do domu przed tym. Miałem swoją półkę z rzeczami w jego szafie, szczoteczkę do zębów w jego łazience i resztę potrzebnych mi rzeczy. Tweek również miał miejsce na jego własności w moim domostwie. Tak mogliśmy swobodniej się spotykać. Bez planów, na spontanie. Nie pukałem do drzwi, widziałem samochód rodziny na podjeździe, dało mi to zielone światełko mówiące mi, że da w domu. Powitało mnie charakterystyczne ciepło pałające ze środka. Zdjąłem płaszcz i bez żadnego uprzedzenia lokatorów ruszyłem do góry gdzie znajdował się pokój mojego partnera. O dziwo był pusty, no i dziwnie uporządkowany. To nie w stylu Tweeka by tak sprzątać. Zawsze mówił jak cenił swój " artystyczny bałagan ". W rogu pomieszczenia ujrzałem parę zamkniętych kartonów. Co tu się dzieje? Pogorszyło się aż tak, że Tweek musiał pojechać do jakiegoś szpitala? Nienawidziłem nie wiedzieć co się dzieje. Niepokój ogarniający mnie był stresujący. Nagle na plecach poczułem coś innego niż zimny pot, który towarzyszył moim rozmyślaniom.
-¡MALDITA SEA!- krzyknąłem zlęknięty i odskoczyłem w przód by móc zachować bezpieczną odległość, no i też móc odwrócić się oraz ujrzeć potencjalnego napastnika. W odpowiedzi otrzymałem dobrze znane "GAH". To słowo uspokoiło mnie. Bałem się, że coś się stało. Przytuliłem szybko chłopaka by uspokoić go, w końcu jeżeli słyszysz krzyk w nieznanym ci dobrze języku to raczej nie znaczy nic dobrego.
- Jesteś, przestraszyłem się, że coś się stało. Jest porządek, a ja nie sprzątałem.- zaśmiałem się pod nosem nerwowo. Gładziłem go delikatnie po plecach póki nie uspokoił się na tyle by normalnie rozmawiać.
- Sprzątałem żeby wyrzucić stare rzeczy. Ponoć sprzątanie mogłoby być czymś co działałoby uspokajająco jak kawa.- westchnął oddając uścisk. Mogłem się domyślić, iż niezbyt działało.
- Więc nadal mam posadę sprzątaczki?- zażartowałem odsuwając się nieco w tył. Mogłem ujrzeć uśmiech na ustach blondyna. Pokręcił głową i parsknął śmiechem. Dobrze było zobaczyć go w humorze. Tymbardziej zważając na fakt, iż jest po wizycie u psycholog. Nie często czuł się na siłach robić cokolwiek jak stamtąd wracał. Zazwyczaj był wykończony rozmowami z lekarzem. Może to krok w przód ku lepszemu życiu? Kto wie?
- Tak, nadal masz pracę, kupić ci fartuszek?- zaśmiał się ponownie żartując.
- Niezły pomysł niuniek, ale tylko tobie pasuje, muszę chyba częściej odwiedzać cię w pracy. -
W sumie mówiłem prawdę. Tweek nie wyglądał źle w swoim roboczym uniformie. Choć czy było coś co mu nie leżało? Szczerze w to wątpiłem. Ładnemu we wszystkim ładnie. Byłem jednak pewny, że w niczym wyglądałby równie urodziwie.
Ziema do Craiga, odbierasz?
- Lepiej nie, herbata na zapleczu zaczyna się kończyć.-
- Chyba zacznę przynosić własną bo niedługo kawiarnia zmieni się w herbaciarnie. Choć nie narzekałbym.- zauważyłem. Byłem jedynym klientem, który miał dostęp do tego jakże tajnego zamówienia. Mimo wszystko płaciłem za każdym razem jak za zwykłą kawę z mlekiem. Nie chciałem naciągać Tweaków na wodę za darmo tylko, bo jestem partnerem ich syna. Nie czułem się z tym okej.
-Jak u psychologa? Coś nowego czy Katzprus znowu był w innej rzeczywistości?- zapytałem zmieniając temat.
- A propos tego. Musimy pogadać. W miarę poważnie.-
Te słowa z ust niebieskookiego brzmiały niecodziennie. Mimo wszystko przytaknąłem mu i usiadłem na jego łóżku. Zamknął za sobą drzwi i zaczął mówić.
-Craig, rodzice chcą bym na jakiś czas wyjechał. Do ciotki w mieście rodzinnym. To ponoć mogłoby zredukować mój stres nauką czy cos w tym stylu.-
Wypowiedź szła mu bardzo ciężko. Nie chciał tego tak samo jak ja. chciałem tego co najlepsze dla Tweeka, ale nie chciałem zostawać w mieście bez niego.
- Mówią, że możemy pojechać razem, ale jest środek drugiego półrocza. Nie chce żebyś miał zaległości przez moje kłopoty. Wyjadę na miesiąc.- z tą decyzją zostałem zostawiony. Miał rację, miałbym zaległości, ale czy to takie ważne ?

--------------------------------------------------

Niesprawdzone

1029 słów

"I love you to the moon and back" - Tweek x Craig Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz