XIII. Birthday

816 55 27
                                    

Craig Tucker pov.

Rankiem zbudziło mnie czyjeś szturchanie. Jęknąłem niezadowolony przewracając się na drugi bok. Szturchanie nie ustało, co zmusiło mnie do otworzenia oczu i zobaczenia kto śmiał zakłócić moją sjestę. Był to Tweek. Siedział obok mnie jeszcze ubrany w piżamę. Dokładniej swoje spodnie od piżamy i mój T-shirt. Nosiłem ciuchy w minimalnie większym rozmiarze niż te chłopaka, dlatego ten tłumaczył, że wygodnie się je nosi. Nie śmiałem mu zabronić, wyglądał.. uroczo.
— Co tam niuniek?— zapytałem chcąc dowiedzieć się po co zdecydował się mnie obudzić.
— Zrobiłem śniadanie.— zakomunikował mi pełen energii. Wow, nie spodziewałem się tego. Zepsuł mi kolejny kubek i myśli że będę zły?
— Z jakiej to okazji? — zapytałem podnosząc się do siadu.
— Masz urodziny głuptasie, to chyba normalne, że należy Ci się w ten dzień królewskie traktowanie. — powiedział śmiejąc się pod nosem. Faktycznie... Dzisiaj był ten dzień. Kończyłem 17 lat. Jak to zleciało. Ucałowałem czoło Tweeka z uśmiechem w ramach podziękowania.
— Dzięki, jesteś super.— mruknąłem wstając z łóżka. Usiadłem do biurka by zjeść przy nim to co przygotował blondyn. Podczas mojego posiłku zauważyłem bandaż, który był owinięty wokół prawego przedramienia Tweeka. Wiedziałem, że miał problemy z autoagresją, ale myślałem że było... Lepiej.
— Jak twoja ręka?— zapytałem gdyby nigdy nic wgapiony w talerz.
—To nic poważnego, do wesela się zagoi.— machnął ręką.
— Mam nadzieję, bo nie pasowałby ci bandaż do sukni ślubnej.— Żartowałem na co Tweek wywrócił oczami.
— To ty byś nosił kieckę, mi bardziej do twarzy w garniturze.— nie wiem kogo chciał przekonać, siebie czy mnie. Pyrchnąłem śmiechem nie komentując jego odpowiedzi. Kiedy zjadłem odsunąłem talerz dalej od krawędzi biurka po czym wstałem z krzesła. Przeniosłem się na znacznie wygodniejsze siedzenie znane potocznie jako uda Tweeka. Przytuliłem się i oparłem podbródek o jego ramię.
— Dzisiaj już nigdzie nie wstaje. Zostajesz tu ze mną. — powiedziałem przyciszonym tonem wprost do ucha niebiesko-okiego.
— Oj tam przesadzasz, musze iść do Clyde'a po lekcje.— odparł Tweak zakładając ręce za moje biodra.
— Sam? Mogę iść z tobą? — wypytywałem. Nie chciałem zostać sam. Te dni miały być nasze, a Clyde se wymyśla jakieś lekcje, dupek.
— Pewnie skarbie, ale to dopiero wieczorem. W końcu jest teraz w szkole.— powiedział głaszcząc mnie po głowie. Mówiąc szczerze kochałem dotyk, oczywiście nie każdego, Tweek był wyjątkiem. Uwielbiałem każdą małą pieszczotę z jego strony, czułem się przy nim zawsze jak w domu.
Tak spędziliśmy moje urodziny, razem na nic nie robieniu, gadaniu o dosłownie niczym. W końcu wybiła jakaś siedemnasta i Tweek pogonił mnie bym się ubrał. Sam poszedł przebrać się do łazienki. W teorii byliśmy parą, ale blondyn chyba nie czuł się jeszcze komfortowo z przebieraniem się przy sobie. Oczywiście nie naciskałem na to. Ubrałem jakieś jeansy, t-shirt i bluzę. W końcu to szybka wizyta. Tweek za to ubrał sie porządniej. Koszula, sweter, te sprawy... Dziwnie skoro idziemy tylko po lekcje no, ale okej. Wyszliśmy z domu. Droga do domu Donovana nie zabrała nam dużo czasu. Jako, iż było już ciemno miałem okazję potrzymać mojego chłopaka za rękę w publice. Na tą chwilę wydawało się to największym przejawem odwagi. No nic. Na miejscu Tweak zapukał do drzwi. Ja stałem zaraz obok. Blondyn o dziwo nie czekał aż ktoś otworzy, sam wszedł do środka jak do siebie. Wszedłem zaraz za nim. W środku było ciemno. Pewnie Clyde siedział w pokoju. Zanim zaproponowałem Tweekowi pójście na górę światło się zapaliło, a w salonie ujrzałem wszystkich swoich znajomych z torebkami prezentowali i uśmiechami od ucha do ucha.
— Niespodzianka!!!— krzyknęli wszyscy chórem. Nie doszło do mnie jeszcze to co się działo. Tweek szybko pobiegł do kanapy i wrócił z kolejną torebką i bukietem kwiatów. Wręczył mi oba podarunki po czym przyciągnął do swojego poziomu by złożyć na moich ustach czuły pocałunek.
— Wszystkiego najlepszego kochanie.— powiedział po chwili z uśmiechem na twarzy. Wtedy Clyde zaciągnął mnie do tłumu gdzie zostałem prawie utopiony w podarkach. Podobno wszystko było planowane, dni wolne od szkoły,  (choć początkowo miały być to tylko dwa dni, nie trzy) a Tweek nocujący u mnie miał mnie zająć na tyle bym niczego nie podejrzewał. Na stole był tort, salon był ozdobiony. Czemu nie podejrzewałem niczego? W końcu to ja byłem tym mądrym. No nic. Wypadałoby nie schrzanic tej imprezy tak jak tej u Kyle'a.
Zabawa toczyła się w najlepsze. Jedliśmy, gadaliśmy, minimalnie piliśmy. W końcu Kenny wpadł na genialny pomysł. Mieliśmy grać w te wszystkie gry co gra się na imprezach. 7 minut w niebie. Brzmiało jak zajebisty pomysł bo wymyślił to egotop Clyde. Przenieśliśmy się do jego pokoju bo potrzebowaliśmy szafy. Jako iż nie wzięliśmy butelki, a nikomu nie chciało się wracać na dół to każda osoba po kolei w kółku, w którym siedzieliśmy miała prawo do jednorazowego wytypowania dwóch osób. Ja jako solenizant mogłem wybierać pierwszy. Dlatego do szafy wszedł Kyle wraz z Ericiem. Nie oczekiwałem, że będą się lizać ale chciałem usłyszeć kto pierwszy zacznie awanturę. Szafę ledwo domknelismy przez Cartmana. Po nie całej minucie słyszeliśmy jak ci drą na siebie mordy. Po siedmiu byli bardziej wkurwieni niż japonki kiedy skrytykowało się ich yaoi. Gra mijała spokojnie, potem do szafy wszedł Clyde i Bebe, po nich Stan i Wends, a potem na wybór była kolej Kennyego. Już znałem werdykt kiedy tylko przyłapałem go na patrzeniu w moim kierunku. Miałem wejść do środka wraz z Tweekiem. Nie miałem, tym problemu tylko poprostu to był niepotrzebny stres dla Tweeka. Gdy już byliśmy w środku nastała niezręczna cisza.
— Słuchaj, wiesz przecież, że nie musimy się obściskiwać ani nic, możemy równie dobrze pogadać.— powiedziałem chcąc uspokoić partnera. Okazało się że ten nie tym się przejmował.
— Craig, co jeżeli ja bym chciał się...— tu nie dokończył, chyba zawstydzało go samo wypowiedzenie tego słowa. Jednak dobrze wiedziałem co chciał mi przekazać. Przyciągnąłem go do siebie by móc go pocałować. Jednak ta sytuacja była inna niż wszystkie poprzednie. Nie mogliśmy się wręcz od siebie oderwać. Za każdym razem gdy całunek miał się skończyć to łączyliśmy nasze usta ponownie. Położyłem dłoń na potylicy blondyna by zbliżyć go do siebie jak najbardziej mogłem. Chciałem zredukować dystans między nami do zera. Nasze ciała wprost przylegały do siebie. Tweek ułożył swoje ręce pod materiałem mojej bluzy. Czułem ich zimno na swojej rozgrzanej skórze przez co delikatnie się wzdrygnąłem. To wszystko działo się tak szybko, że wręcz podskoczyłem gdy ktoś zapukał do drzwi oznajmiając, że czas już minął. Poprawiłem ubranie i wyszedłem z owej szafy, zaraz za mną wyszedł blondyn. Jego twarz była czerwona jak u dojrzałego pomidora, a włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle. Zajęliśmy nasze miejsca gdyby nigdy nic. Jednego z nas brakowało. Kenny gdzieś zniknął. Szybko dowiedzieliśmy się, że on wypił dwa razy tyle co my i aktualnie poszedł zwracać do kibla. Dlatego przerwaliśmy grę. Zaczęliśmy gadać o wszystkim i niczym. Nagle wybiła 22. Mama zadzwoniła, że po mnie i Tweeka przyjedzie ojciec. Oni również wiedzieli o imprezie niespodziance dlatego samochód miał pomóc w przewożeniu prezentów. Niewygodnie by się szło z tym wszystkim. Rozmowa z ojcem praktycznie nie istniała. Zapytał jedynie jak było na co odpowiedziałem, że było okej. Tyle z gadania. Wraz z blondynem gdy tylko dotarliśmy do pokoju przebraliśmy się w piżamy i poszliśmy spać. To był długi wieczór, no i musiałem korzystać z faktu, iż Tweak był zmęczony bo rzadko dobrowolnie poddaje się snowi.

---------------------------------------------------------

Spóźnione wszystkiego najlepszego Craig!!!!

Niesprawdzone

1294 słów.

"I love you to the moon and back" - Tweek x Craig Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz