XXII. Souvenirs

550 52 16
                                    

Tweek Tweak pov.

Nie widząc kiedy z wyjazdu na miesiąc został mi marny tydzień. Mówiąc szczerze przyzwyczaiłem się do mieszkania u ciotki. Mimo ogólnego tłoku L.A dobrze było w końcu wrócić do domu. Chociaż mówiąc szczerze tęskniłem za South Parkiem, przyjaciółmi, rodzicami. Całe szczęście nie byłem tu sam. Miałem ciocie Mir, Craiga.. no właśnie, i kogo?

Tego popołudnia naukę przerwało pukanie do drzwi. Nie miewamy tu gości. Zazwyczaj to domowniczka wyjeżdża by złożyć komuś wizytę. Zaintrygowało mnie to. Dlatego też wyjżałem zza drzwi pokoju by mieć oko na wrota wejściowe. Słyszałem kobiecy głos, nie, bardziej dziewczęcy. Mało widziałem, większość zasłaniała mi sylwetka kobiety.

Serce prawie wyskoczyło mi z piersi kiedy zostałem zawołany do drzwi. Posłusznie podszedłem, to kogo tam ujrzałem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Stała tam niewysoka brunetka z włosami spiętymi w kucyk. Po dwóch stronach jej bladej jak ściana twarzy luźno zwisały dwa zafarbowane na neonowy odcień różu kosmyki włosów. Ubraną miała koszulkę z logiem zespołu "Fall Out Boy" i czarną spódnicę w landrynkową kratę. Ta krótka analiza spotkała się z jednym wnioskiem.

—Ashley?— zapytałem niedowierzając.
Ash była moją przyjaciółką z liceum jak jeszcze mieszkałem w tym Los Angeles. Kontakt urwał się jak tylko wyjechałem z miasta.
— Tweek! Nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę! Mamy dużo do nadrobienia, zabieraj się, idziemy do naszej miejscówki.— mówiła jak zwykle z wielką energią.
— Też się cieszę, ale nie wiem czy mogę iść. Przyjechałem z kolegą i nie chce go zostawiać.— powiedziałem drapiąc się po głowie. Wtedy ktoś stanął za moimi plecami.
— Możesz iść niuniek, pojadę z Mir na zakupy, znajdziemy jakieś pamiątki dla rodziców i znajomych. Ty baw się dobrze.— pożegnał mnie całusem w skroń. Wypędziło mnie to nieco z równowagi. Teraz będę musiał się tłumaczyć z wszystkiego Ash, ta baba nie odpuści. Miło jednak ją widzieć.

Złapałem za płaszcz na wieszaku i po założeniu butów wyszliśmy z mieszkania. Wolnym krokiem zmierzaliśmy w stronę kawiarni stojącej niepodal pobliskiej galerii. Tam zawsze spotykaliśmy się po szkole. Usiedliśmy w tym samym zapyziałym rogu co zwykle. Tęskniłem za tymi wyjściami. Miałem z nimi dobre wspomnienia.
— A więc South Park dobrze na ciebie wpływa. Ładnego chłoptasia sobie znalazłeś, ma może siostrę?— zapytała prześmiewczo spoglądając na mnie.
— Zaraz dobrze, on był jednym z pierwszych osób, które zaczęły mnie znosić. Co do siostry to mam do zaoferowania dwunastolatkę, niezbyt zalecam.— zaśmiałem się widząc dezorientację na jej twarzy. Pyrchnęła jedynie machając ręką.

Tak wymieniliśmy się wszystkim co nazbierało się odkąd widzieliśmy się ostatni raz. Ciężko było opisać wszystko co mnie spotkało, było to dość dużo informacji jak na jedną rozmowę. Mimo wszystko sam dowiedziałem się paru ciekawych rzeczy o dawnych znajomych, nauczycielach czy też o samym mieście.
W końcu Los Angeles nigdy nie jest ciche.
—W sumie planowałam cię odwiedzić. Dopiero w wakacje, ale jednak. Teraz tylko mnie nakręciłeś, z chęcią poznam wszystkich twoich znajomych, wydają się ciekawszymi ludźmi niż tamta patologia z 2e.— nasza była klasa była bardzo problematyczna. Między innymi dlatego się wyniosłem. Nasza paczka składająca się ze mnie, Ash oraz jeszcze naszej znajomej - Elviry. Nie lubili ani jednego z nas. Ja jako homoseksualista byłem dziwakiem. Ash miała inny styl bycia niż reszta, dlatego też była uznawana za dziwaka. Elvira jako gotka również nie została przyjęta najcieplej. Byliśmy dziwakami. Mieliśmy jednak siebie, to się liczyło.

Spędziliśmy czas bardzo dobrze, czułem jakby nic się nie stało, jakbym mieszkał tu, ale jedynie zmienił szkołe. Choć nie mogłem tu zostać. Za tydzień wracam do najbliższych, nawet jeśli zostawienie cioci i przyjaciółki będzie ciężkie. Póki mój partner będzie przy mnie wszędzie sobie poradzę. Powrót do korzeni naprawdę pomógł mi z moim stresem, tak samo jak odstawienie kawy serwowanej przez rodziców. Okazało się, że tylko ta Tweaków była taka... Mocna. Wiem, że mieli swoją recepturę, ale dziwił mnie fakt, iż nikt inny nie pomyślał o tym samym. Może tata był wyjątkowy. Kto wie?

Po paru godzinach siedzenia uznaliśmy, że jeszcze przejdziemy się po galerii zanim wrócimy do swoich mieszkań. Głównie przeglądaliśmy towary w sklepach odzieżowych. Kupiłem nawet parę ubrań, podobnie jak Ash. Jej gust i podejście do mody było... Wyszukane. Dlatego wyprawę zakończyliśmy na Hot Topicu. Dziewczyna czuła się tam jak ryba w wodzie. Ja jedynie przeglądałem niektóre z pozoru dziwne rzeczy z półek. Nie było to coś dla mnie, ale cieszyłem się szczęściem brunetki. W tym sklepie nic nie kupiłem poza lakierem do paznokci i bluzą z NASA. Nie dla siebie rzecz jasna, to akurat dla Craiga. Uznałem, że ładnie by wyglądał, plus był jego rozmiar. Zbyt bardzo kusiło by nie kupić. Całą przygodę w wielkim domu handlu skończyliśmy na shake'ach serwowanych przy wyjściu. Byliśmy gotowi do drogi powrotnej.

Ashley odprowadziła mnie do domu, tam zaktualizowaliśmy swoje numery w książce telefonicznej. Pożegnaliśmy się zbijając piątkę. Wtedy wszedłem do środka. Słyszałem śmiechu dochodzące z salonu. Po zdjęciu butów ruszyłem tam po cichu by sprawdzić co się dzieje.
Craig i ciocia grali na konsoli w Mario Kart. Kobieta wygrywała przez co brunet skupiony na drodze ubliżał każdej przeszkodzie, którą napotkał. Dla Miriam było to wielce zabawne. Nie dziwiłem się jej. Sam często śmiałem się kiedy Tucker przegrywał podczas wieczorów z grami.

— Wróciłem.— oznajmiłem jakby nigdy nic. Wtedy humor złotookiego zmienił się o 180°. Spojrzawszy na mnie odłożył wszystko by podbiec bliżej i powitać mnie przytulasem. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha na ten gest.
— Jesteś już! Kupiłem z Mir pamiątki na mieście. Los Angeles wymiata! Mają tu dosłownie wszystko! A! Tobie tez cos kupiłem.— mówił podekscytowany. To jego pierwszy raz w wielkim mieście. Przynajmniej tyle wywnioskowałem z jego opowiadań.
— Ja też coś dla ciebie mam. Zrobiłem małe zakupy z Ash.— odparłem po czym posłałem ciotce porozumiewawcze spojrzenie mówiącez, iż nie będzie musiała już być niańką dla mojego chłopaka. Nie, że go nie lubiła, ale ceniła sobie czas spędzony we własnym towarzystwie. Dlatego też zabrałem bruneta ze sobą do naszego pokoju.
Po zajęciu miejsc na łóżku wymieniliśmy się prezentami.

Ja dałem mu bluzę wybraną wcześniej. On jak zwykle zaskoczył mnie czymś czego się nie spodziewałem. Kupił nowy kubek termiczny. Poprzedni był już obdarty, a wieczko czasem przeciekało.  Podziękowałem mu wręcz rzucając się na chłopaka w celu objęcia go. Tak wylądowaliśmy leżąc na miękkim materacu. Ja opowiadałem mu o swoim dniu, on o swoim. Mimo rozłąki każdy dobrze się bawił. Dobrze było to słyszeć.
— Poza tym mam jeszcze jedną niespodziankę niuniek.— powiedział przyciszonym głosem wprost do mojego ucha.
— Co to takiego?— zapytałem nie ukrywając zaciekawienia.

----------------------------------------------------------

Niesprawdzone

1052 słowa

"I love you to the moon and back" - Tweek x Craig Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz