XX. Daisy

615 49 29
                                    

Godzina ósma rano w poniedziałek. Normalnie przesiadywałbym w ławce szkolnej zastanawiając się nad tym dlaczego znów gnije na matmie zamiast na każdym innym przedmiocie. Jednakże tym razem było inaczej. Siedziałem, ale w pociągu. Razem z Tweekiem jechaliśmy do Los Angeles słuchając na słuchawkach jakieś kawałki z playlisty niebieskookiego. Tam czekała na nas jego ciotka.

Decyzja o wyjeździe z miasta była nieco chaotyczna, na szczęście nasze liceum przystało na propozycje nauczania w chmurze na ten miesiąc. W ten sposób blondyn miał szansę na poprawienie swojego stanu zdrowia psychicznego, a ja mogłem być spokojny i mieć na niego oko. Nie był dzieckiem, byłem starszy o zaledwie parę miesięcy. Nie zmienia to faktu, że martwiłem się o swojego partnera. Wiedziałem jak ciężkie dla niego było samo zmienienie otoczenia po wyjeździe z rodzinnego miasta. Dlatego zawsze starałem się być wsparciem dla niego. Starałem się jak mogłem.

-Craig, podałbyś mi termos?- głos Tweeka wyrwał mnie z zamyślenia. Robiłem za podawacza podczas podróży. Sam się w to wrobiłem zapewniając, że mój plecak jest idealny w roli bagażu podręcznego. Starając się nie strącić głowy blondyna z mojego ramienia podczas schylania się wyciągnąłem z większej kieszeni tornistra kawę chłopaka po czym wręczyłem ją właścicielowi. Szybko wypił zawartość kubka, nie całą lecz nie czułem tej samej wagi co poprzednio gdy już odkładałem metalowe naczynie spowrotem.

- Daleko jeszcze?- zapytałem spoglądając na krajobraz za oknem.
- Jesteśmy już, musimy tylko dojechać na stację.- odparł blondyn siadając prosto.

Mogłem na jego twarzy ujrzeć szczery uśmiech. Zapewne cieszył się mając możliwość odwiedzenia swojego rodzinnego miasta. Ja cieszyłem się mogąc poznać dalszą rodzinę chłopaka. Specjalnie ubrałem się mniej jak menel, by zrobić dobre wrażenie na ciotce Tweeka.
Zgodnie z jego słowami po paru minutach znaleźliśmy się na stacji. Z walizkami czekaliśmy aż krewna blondyna przyjedzie, by nas odebrać. Na całe szczęście nie musieliśmy długo czekać. Przed nami prędko zaparkował czarny nissan. Niebieskooki niemalże pobiegł do kobiety wychodzącej z samochodu. Była to krótko ścięta szatynka średniego wzrostu. Podobna do matki Tweeka.

- Tweek, kopę lat! Jak ty wyrosłeś szkrabie.- rzekła z uśmiechem przytulając do siebie siostrzeńca. Nie zajęło jej długo by zauważyć też mnie. W końcu dosyć mocno rzucałem się w oczy, niziołkiem to ja nie byłem.
- Proszę, proszę. Craig, dobrze pamiętam? - zwróciła się do mnie, w odpowiedzi skinąłem głową i podałem jej dłoń.
- Tak, Craig Tucker. Miło mi panią w końcu poznać. - powiedziałem utrzymując powagę. Nie chciałem schrzanić pierwszego wrażenia. Prędko usłyszałem śmiech kobiety.
- Młody spokojnie! Wystarczy po imieniu, nie jestem taka stara by mówić mi per pani. Miriam, przyjemność po mojej stronie. - przedstawiła się ściskając delikatnie moją dłoń. Wtedy ruszyliśmy wszyscy do samochodu. Była pora obiadu, a podróż była na tyle długa, że ja i Tweek potrzebowaliśmy porządnego posiłku. Mieszkanie Mir znajdowało się na jednej z spokojniejszych ulic, chociaż L.A tętniło życiem. To zupełne przeciwieństwo South Parku. Ciekawił mnie fakt jak blondyn wychował się w tak głośnym i tłocznym miejscu. Miałem nadzieję się tego dowiedzieć.

Wnętrze domostwa było skromnie urządzone. Choć osobiście przy urządzaniu swoich czterech ścian zachowywałem maksymalizm to minimalistyczne ułożenie wszystkich dekoracji miało tym przypadku swój urok. Na obiadokolacje podano nam makaron z sosem bolognese. Nie chciałem pochopnie oceniać ciotki niebieskookiego, ale chyba kucharzem zbyt wybitnym to ona nie była. Miałem podobnie, dlatego nie przeszkadzało mi to ani trochę. Zaraz po skończeniu posiłku zostałem sam na sam z Tweekiem. Dlaczego? Miriam pracowała na nocne zmiany, dlatego musiała nas zostawić samym sobie. Widząc swobodę partnera odkąd tylko przekroczył próg domu czułem się jakbym wcale nigdzie nie wyjechał.
Wkrótce zabraliśmy się za wypakowywanie rzeczy z waliz. Blondyn zapełnił walizkę wszystkim co niezbędne, szybko oporządził swoją stronę szafy, ja za to napakowałem wszystko co "mogłoby się przydać". Trochę dłużej zleciało mi porządkowanie swoich własności. Pokój jak i łóżko musieliśmy dzielić. Choć niebieskooki często zmieniał pozycję podczas snu co nie raz było udręką to byłem w stanie to znieść. Sam prawie każdej nocy chrapałem co mogłoby być równie nieprzyjemne dla chłopaka. Po skończonej pracy obaj opadliśmy na materac aby odpocząć.

- Cieszysz się z przyjazdu niuniek?- zapytałem zawieszając wzrok na białym suficie nade mną.
- Cieszę się, że pojechałeś ze mną. Nie wiem jak ci dziękować.- odpowiedział po chwili namysłu. Również radowałem się mogąc spędzić czas poza miastem i to w dodatku z moim chłopakiem. Tęskniłem jedynie za Stripe'm. Może trochę za rodziną i resztą naszego mini gangu.
- Wiesz zawsze mógłbyś mi zapłacić w naturze. Zrobić herbatę, poklepać po ramieniu, albo cokolwiek co wymyślisz.- zażartowałem pyrchając śmiechem. Mimo tego, że nie widziałem z mojej pozycji twarzy chłopaka to doskonale ujrzałem jego reakcje oczami wyobraźni.
- Oczekiwałem odpowiedzi typu "Nie trzeba niuniek, zrobiłem to, dlatego że cię kocham" albo "to nic wielkiego, cieszę się, że lepiej się czujesz".- rzekł Tweek spoglądając na mnie kątem oka. Czułem jego wzrok na sobie, prędko nawiązaliśmy kontakt wzrokowy.
- Oj wiesz, że się droczę. Nie oczekuje niczego w zamian. - mruknąłem przekręcając się na prawy bok by mieć lepszy widok na partnera. Wywrócił tylko oczami starając się nie zaśmiać po usłyszeniu mojej wypowiedzi.
Nagle podniósł się do siady i spojrzał na tarcze zegara, który wisiał nad naszym łóżkiem. Była mniej więcej godzina szósta po południu. Za oknem świeciło jeszcze słońce. Los Angeles w przeciwieństwie do South Parku utrzymywało cieplejszą temperaturę. Panowało solidne pięćdziesiąt dziewięć stopni Fahrenheita.
- Może poszlibyśmy do parku? Jest blisko, no i jest ładna pogoda.- zaproponował po chwili. Oczywiście się zgodziłem.

Dotarcie do owego parku zajęło nam dziesięć minut spacerkiem. Nie było tam tłumów, co jakiś czas przechodzili tamtędy ludzie, zazwyczaj były to starsze kobiety okazyjnie w towarzystwie ich partnerów. Razem z Tweekiem usiedliśmy na trawie pod solidnym dębem. W trawie mogłem znaleźć nieliczne stokrotki. Zerwałem jedną z ładniejszych, która miała długą łodygę i związałem ją na wzór pierścionka. Wtedy wyciągnąłem dłoń z moim dziełem sztuki w stronę nastolatka po mojej lewej.
- Tweeku Tweaku, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym chłopakiem na ziemi i wyjdziesz za mnie?- zapytałem utrzymując teatralną powagę. Blondyn spojrzał na mnie spod byka po czym mogłem usłyszeć jego melodyjny śmiech.
Kiwnął głową gdy podawał mi swoją dłoń. Założyłem na jego palec serdeczny mój prowizoryczny pierścionek zaręczynowy.
- To co? Na miesiąc miodowy pojedziemy do Niemiec? Albo lepiej! Do Polski? Tam dopiero cyrki.- zaproponowałem wybuchając śmiechem.
- Ale z ciebie dureń .- odpowiedział prędko Tweak śmiejąc się razem ze mną.
- Może, ale teraz mogę się nazwać twoim durniem, na zawsze.- rzekłem nawiązując do naszych "zaręczyn". Nie dostałem odpowiedzi. Blondyn poddał się i ułożył swoją głowę na moim ramieniu. W ten sposób oglądaliśmy zachodzące słońce na zaskakująco czystym niebie.

-----------------------------------------------------

Niesprawdzone

1061 słów

Rozdział miał być jutro, ale że nie mogę spać to dokończyłam go dzisiaj, jebać bezsenność moi drodzy

"I love you to the moon and back" - Tweek x Craig Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz