Święta nadeszły wraz z krzykiem mamy. Zawołała wszystkich na dół byśmy mogli zjeść razem śniadanie. Wtedy każdy ujrzał prezenty pod choinką, które kupywaliśmy sobie nawzajem. Boże Narodzenie by było u nas jakoś hucznie obchodzone. Jedliśmy poprostu razem posiłki i otwieraliśmy po kolacji prezenty. Bardziej stresowała mnie jutrzejsza impreza u Kyle'a. Nawet nie miałem w co się ubrać. Po śniadaniu zrobiłem dokładną inspekcję szafy. Znalazłem co ubiorę jutro. Były to czarne jeansy z dziurami na kolanach, do tego dobrałem sweter w kolorze granatowym. Była dopiero 12, a ja już przygotowywałem ciuchy na jutro wieczór. Zbyt bardzo się przejmowałem. Nie moja wina, im dłużej myślałem o spotkaniu Tweeka jutro tym bardziej czułem jak twarz zaczyna mnie piec. Mimo, że widziałem go wczoraj to miałem nadzieję, że jutrzejsze spotkanie będzie jakimś większym krokiem a naszej relacji. Czymś co pomoże mi zbliżyć się do blondyna choć trochę. Siedząc na łóżku sięgnąłem po laptopa, ale go tam nie było. Zapomniałem, że dałem go Tweekowi. Skoro ma laptop to moglibyśmy spędzić dziś razem trochę czasu. Włączyłem telefon by móc napisać wiadomość do Tweaka.
"Od: Super Craig 🖕🥴
Cześć Tweek, miałbyś chwilę by pozbierać trochę żelaza na wypad do tamtego kanionu?
Od: Wonder Tweek🥶💥
Pewnie, daj mi moment i już do ciebie dołączę."
Odpaliłem prędko komputer i załadowałem grę by po chwili zobaczyć kanciastego Tweeka na ekranie. Zaczęliśmy zbierać materiały po mniejszych jaskiniach by mój towarzysz nie miał jak utonąć w lawie jak wczoraj. Na szczęście rozgrywka minęła w miarę spokojnie. Porozumiewaliśmy się przez czat na serwerze, ponieważ niezbyt mogłem rozmawiać. W święta zazwyczaj nie było nam dane siedzieć przed urządzeniami elektrycznymi. Musiałem radzić sobie w takich warunkach. Łatwo było porozumiewać się z Tweekiem. Kiedy widziałem randomowe numerki w wiadomości widziałem, że ma kłopoty, a kiedy był zbyt długo cicho to najpewniej panikował przed ekranem bo umarł. Tak minęły nam dwie godziny w ciągu których uzbieraliśmy tyle materiałów, że byliśmy w stanie obejść na nich jakąś większą jaskinie no i ten kanion. Rozgrywkę przerwała moja mama, wolała nas do stołu. Pożegnałem blondyna z ten został jeszcze na serwerze by dokończyć jakąś budowle przez siebie wymyśloną. Wyłączyłem komputer i pobiegłem na dół. Na stole czekał obiad. Przy jedzeniu panowała cisza. Nikt nie chciał się odezwać jako pierwszy. Rozumiałem to. Szybko wróciliśmy do swoich zajęć. Prawie wszyscy. Nie chciałem przerywać roboty Tweekowi, dlatego padłem na łóżko i zacząłem przeglądać wiadomości na grupie gdzie byli wszyscy, którzy zaproszeni na imprezę. Pisali o tym co mieli przynieść na ową imprezę. Eric miał przynieść jakieś napoje, Stan odpowiadał za wytropienie jemioły, Kyle, Clyde i Token zamawiali 12 potraw, które były poprostu jakimiś 12 daniami z fastfoodów, Butters i Tweek robili ciastka, Kenny odpowiadał za flaszkę, nie mieliśmy w planach jakoś dużo pić, po kieliszku w ramach naszego młodzieńczego buntu, wracając, Bebe, Nicole oraz Wendy przygotowywały muzykę, Jimmy miał przygotować jakieś gry by w razie czego urozmaicić nam nudę. Jakie było moje zadanie? Ja miałem ogarnąć czipsy, były już przygotowane w siatkach gdzieś przy mym łóżku. Wszystko wydawało się być dopięte na ostatni guzik. Bebe na grupie wypytywała o jakieś ulubione kawałki każdego by umieścić je na playliście. Jakoś nie miałem zastrzeżeń, więc nie udzielałem się w tym temacie. Wyłączyłem telefon i odpłynąłem w objęcia Morfeusza.
Zbudziła mnie Tricia, zrobiła to tylko dlatego, że musieliśmy być w komplecie aby otworzyć prezenty. Zebraliśmy się na dywanie pod choinką. Każdy trzymał w dłoniach swój prezent. Pierwsza otworzyła swoje pudełko Tricia, dostała nowe słuchawki. Potem prezent otworzyła mama, w środku jej pudła znajdowały się rękawiczki wraz z ogrzewaczami do rąk. Tada dostał zegarek. A ja dostałem grę na konsole. Od jakiegoś czasu chciałem ją kupić dlatego ucieszyłem się jak każdy ze swojego prezentu. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę gadając i oglądając filmy. Koło 22 wróciliśmy do pokoi. Szybko usnąłem nie mogąc doczekać się jutra.
Rankiem obudziłem się przez kogoś kto wykrzykiwał mi moje imię nad uchem. Otworzyłem oczy by zobaczyć przed twarzą Kennyego. Czemu moja mama go wpuściła..?
-Kurwa, Ken co ty tu robisz?- zapytałem pół przytomny by ten przestał się wydzierać. Usiadłem na łóżku wpatrując się w przyjaciela. Nie przypominam sobie żebym go tu zaprosił.
- Jestem tu by wybrać z tobą twój fitcior na wieczór, nie dam ci zepsuć sobie pierwszej imprezy z swym lowelasem.- powiedział z zadziornym uśmiechem na ustach.
- To tylko impreza, nie idę na galę rozdania oscar- nie było mi dane dokończyć. Kenny zaczął robić istny helikopter w mojej szafie. W końcu rzucił w moją jaskrawą turkusową marynarkę, białą koszulę, czarne spodnie no i okulary przeciwsłoneczne.
-No chyba cię pojebało McCormick. Mogę włożyć coś bardziej formalnego, ale nie wyglądać jak założyciel cyrku.- mruknąłem wstając na nogi. Podeszłem do szafy. Pokazałem Kennethowi moją propozycję stroju ala wyblakłą granatową koszulę, czarną kamizelkę i żółty krawat. Do tego miałem założyć też wcześniej wyjęte czarne spodnie.
-Craig, jak chcesz to umiesz się porządnie ubrać. - powiedział klaszcząc dłońmi.
-Tylko po to przyszedłeś?- zapytałem rzucając ciuchy na krzesło.
-No nie tylko! Chciałem iść z tobą po flaszkę. Butters jest zajęty, więc uznałem, że tobie też przyda się świeże powietrze. Ubieraj dupsko, czekam na dole.- powiedział i wyszedł z pokoju.
Ten typ mnie wykończy. Zabrałem ciuchy przygotowane wczoraj i szybko się ubrałem. Wyszedłem z pokoju i potem wraz z Kennym opuściłem dom. Szliśmy w kierunku osiedlowego w okolicy miejsca zamieszkania blondyna. Czemu aż tam? Bo tylko tam sprzedadzą wódkę nieletnim. Ken podszedł do lady z odloczonymi pieniędzmi i poprosił o dwa Stocki. Kasjer nawet nie odezwał się. Wręczył butelki McCormickowi, ten schował je do plecaka, który miał przy sobie i szybko wyszliśmy.
- Po co nam aż dwie?- zapytałem spoglądając na towarzysza.
-Czemu nie? Stać mnie to wziąłem. Nie najebiemy się litrem wódki w tyle osób. Nie martw się, nikt nie skończy pod prysznicem zarzygany.- zapewnił mnie po czym poszliśmy dalej przed siebie. Nie mieliśmy celu. Był to bardziej spacer. Jakoś musieliśmy urozmaicić sobie czas.
- To co Tucker? Zagadasz dziś do Tweeka? W sensie tak, no wiesz, mniej ziomowato?- zaczął temat wpatrując się przed siebie.
- Nie mam pojęcia. Nie chce zjebac naszej przyjaźni. Nie chce też udawać, że jestem zadowolony z tego, że łączy nas tylko przyjaźń. Sam już nie wiem czego obawiam się bardziej, odrzucenia czy reakcji rodziców na homoseksualizm ich syna.- powiedziałem wzdychając pod nosem. Byłem między młotem, a kowadłem.
- Cóż, myślę, że życie jest zbyt krótkie by nie ryzykować. Leo wygląda na największego straighta na świecie, a okazało się, że jesteśmy razem już rok. Choć nawet jeśli dostałbyś kosza to Tweek nie jest osobą, która zerwała by z tobą kontakt przez coś takiego. Nie spiesz się, ale też nie odwlekaj tego zbyt długo, bo ktoś inny może się nim zainteresować.- odpowiedział mi prędko Ken. Miał rację. Pójdę o krok dalej. Nie mogę być pizdą.
- Dzięki Kenny, spróbuję zrobić krok do przodu zamiast kręcić się jedynie w lewo i prawo.- odpowiedziałem posyłając przyjacielowi uśmiech. Opowiedział mi tym samym.
Po parunastu minutach zaczęliśmy zbierać się do domów. Ubrałem się w strój wybrany rano z Kennym- nie ten pierwszy oczywiscie- i biorąc dwie siatki czipsów i prezent dla Tweeka w ręce wyruszyłem do domu Kyle'a. Pod drzwiami wziąłem głęboki wdech i wydech.
-Nie jesteś pizdą.- szepnąłem sam do siebie po czym zapukałem do drzwi. Otworzył mi rudowłosy chłopak. Wpuścił do środka gdzie zauważyłem, że trochę już nas się zebrało. Stan wykładał jedzenie na stole, dołączył do niego szybko Kyle. Wendy i Bebe kombinowały coś z jemiołą. Token z Clyde'm kombinowali nad ozdobieniem kartonowej choinki, bo żyd Bożego Narodzenia nie obchodził, tylko jakaś Chanuke czy cos takiego. Pod kartonem leżało już kilka prezentów. Dołożyłem obok swój przy okazji witając się z przyjaciółmi. Zaniosłem do stołu siatki, które szybko zabrał ode mnie Stan. Wtedy usiadłem na kanapie nie mając żadnego zajęcia. Obok mnie siedział ktoś kto również owego nie miał-Tweek. Był ubrany w białą koszulę, na co nałożył zielony sweter z świątecznym motywemz do tego ubrał niebieskie jeansy. Czułem jego wzrok na sobie, może zbyt poważnie wybraliśmy z Kennym strój?
- Wystroiłeś się.- wytknął mi blondyn bawiąc się kubkiem kawy, który trzymał w dłoniach.
- Tia... Ken pomagał z dobrałem stroju, aż tak źle wyglądam?- zazartowałem spoglądając w stronę przyjaciela.
- N-Nie! Wręcz przeciwnie, wyglądasz.. bardzo dobrze..- wytłumaczył zdenerwowany. Słysząc jego komplement czułem jak twarz przybiera czerwonego koloru.
- Dzięki, ty również nieźle wyglądasz.- odpowiedziałem spoglądając na drzwi. Niedługo później wszyscy zaczęli się zbierać. O godzinie 18³⁴ rozpoczęła się impreza. Zdecydowaliśmy, że do 19 będziemy mieli wolną rękę, potem zjemy kolacje, wymienimy się prezentami i będziemy bawić się do póki nie padniemy ze zmęczenia. Wszystko zapowiadało się wręcz za dobrze, jednak to nie czas by się tym przejmować. Czas by wykorzystać całą noc na zabawie z przyjaciółmi.------------------------------------------------------------
Niesprawdzone
1424 słowa
CZYTASZ
"I love you to the moon and back" - Tweek x Craig
FanfictionCreek Fanfiction postacie jak i grafika na okładce nie należą do mnie #1 Craigtucker 15.03.2023 #1 Creek 18.03.2023