17. Dezercja?

71 10 0
                                    

Siedziałam na drzewie. Z godzinę, może ze dwie. Oparta głową i plecami o pień patrzyłam w puste błękitne niebo. Czasami obraz zamącił mi przelatujący ptak, ale po za tym nic się nie działo. Miałam spokój. Błogi i nurzący spokój jakiego chyba potrzebowałam. Nawet poplamione od krwi ubrania zbytnio mi nie przeszkadzały. Zadrapania jakie otrzymałam od dzikich jakoś też nie. Wdech wydech. Nic poza tym. 

Ostatnio nie czułam się za dobrze. Dużo się gmatwało, a ból głowy nie ustępował nawet teraz. Chyba czas na lekarza, bo raczej samo mi nie przejdzie. Chociaż "lekarz" w śród wilków bardzo się różni od ludzkich, to nazwa jest i dla niego trafna. Rozwiązuje problemy z ciałem, leczy problemy dwóch duszy. Więcej bazuje na magii i ziołach niż na chemii. Można powiedzieć ze jest o ten level wyżej nad zwykłymi lekarzami.

Czas o siebie zadbać. Dużo przeszłam i trzeba sprawdzić w jakim jestem stanie. Tak to mądre podejście. Tak muszę zrobić. 

Przymknęłam powieki i westchnęłam. Bycie silną jest ciężkie. Ma swoje plusy, ale do ich osiągnięcia potrzeba zdecydowanie więcej minusów. 

Słyszę szuranie po liściach leżących na ziemi. Otwieram powieki i patrzę w stronę dźwięku nadal będąc cicho. Pode mną po chwili pojawia się dwójka żołnierzy. No tak patrole, które król wzmożył po wizytach dzikich. Nie jestem więc mocno zaskoczona. Bardziej zdziwiona tym że zatrzymują się pod moim drzewem. 

- Męczące te patrole. - Mruknął pierwszy. Zauważyłam że ma dwie belki na ramieniu, czyli jest kapralem. Drugi zaś miał tylko jedną, mmm starszy szeregowy. Czyli ludzka szkoła się na coś mi jednak się przydała. No proszę czyli mam pod sobą ludzki patrol. Nie wiedziałam, że i ich w to zaangażowano. Ale wzmocnienie nowej przyjaźni międzyrasowej ma najwyraźniej wiele odnóg. 

- Yhym zgadzam się z tobą, futrzaki jak widać nie próżnują wciągając nas w swoje problemy. - Szeregowy darzy nas pogardą. Aż pokazałam ząbki nie kryjąc uśmiechu. 

- Nie tylko swoje, naszych również. - Zauważył kapral. - Wolę wiedzieć jak i ich pokonać, bo jak to zrobić z ludźmi już wiem. - Szeregowy zaśmiał się na jego słowa, a ja w myślach przyznałam mu punkt za obiektywizm. - Bo coś się dzieje. Czuję to w kościach.

- Od kilku lat się dzieje. Wszystko jest nowe i niestety trzeba się przyzwyczaić że dawna świadomość nie powróci. Niewiedza czasem to błogosławieństwo.

- Nie o tym mówię. Wilki są niespokojne. Mówią dużo więcej o ich wygnanych. - Zamyślił się i odłożył, albo przełożył broń. - Sam zauważyłem, że te ich ataki się różną od tych na samym początku. Bardziej przemyślane. Może w końcu, ktoś nimi kieruje?

- Wiesz co stary? Chyba musisz się napić bo  gadasz od rzeczy...

Zaczęli się przekomarzać, ale ja skupiła się na słowach kaprala o dzikich. Ma rację i o nich i o nas. Oni coś szykują, a my chcą pokazać że nad tym panujemy usilnie robimy wszystko, by dowiedzieć się co jest grane. Z tym że marnie to wychodzi. A że marnie wychodzi jesteśmy poddenerwowani. Bo nie leży nam sytuacja, w której biorą udział stale zainteresowani nami ludzie, którzy mają nas za bardziej wtajemniczonych, przez co liczą na zapewnienie im przez nas bezpieczeństwa. Nie raz się słyszy na ulicy jak to nas zachwalają. Więc jeśli stracimy w ich oczach, zapanuje panika i chaos. Nasilające się po każdym potknięciu. 

- Ale jeśli masz racje i wilki sobie nie radzą, to w końcu będzie sieczka, na którą chyba nie jestem gotowy. - W końcu mówi szeregowy, poważnym tonem. - Odejdę jeśli będzie gorąco, zabiorę żonę i dzieciaka i gdzieś się zaszyjemy. 

- Czas  pokaże, ale pamiętaj że jeśli nie będzie ludzi, czy nie wiadomo kogo jeszcze do walki, to w końcu nigdzie nie będzie bezpiecznie. Każdego to dotknie, bardziej lub mniej, ale każdy to odczuje. Dlatego ja mimo wszystko zostaję. Przyrzekałem walczyć do końca. Za cywili ale i za nas wszystkich. Tak po prostu trzeba. 

Serio ten kapral jest na swoim miejscu. Wybrał miejsce, na którym powinien być i jestem dumna słysząc te słowa. Popieram je w stu procentach. Walka, która nie jest powstrzymana, wygrana, zakończona się rozprzestrzenia, a to niesie tylko negatywne skutki. Stigmy wiedzą to od urodzenia.  Zaś u ludzi tak zwany "patriotyzm" musi narodzić się w sercu. Cieszę się, że ten żołnierz już to przeszedł. Tymi słowami może przekonać i szeregowego. Zarazić go tym, a to milczenie mówi samo za siebie. 

- Czas na nas. W bazie będą się czepiać o nasz czas jak się teraz nie ruszymy. 

- Tak masz rację. 

Mężczyźni wstali i ruszyli, a w tym momencie ja usłyszałam warczenie dobiegające z lasu. Rozejrzałam się i zauważyłam ruch w krzakach. Teraz znaleźli się w niebezpieczeństwie. Czuję zapach tego wilka i od razu rozpoznają w nim dzikiego. Nie tracę czasu i zeskakuję z drzewa, po drodze się przemieniając. Wilczyca wysuwa pazury i również warczy, głośniej by dać o sobie znać i dzikiemu i ludziom. Odwracają się w momencie, w którym ja po zlokalizowaniu celu wykonuję skok w jego stronę. Trafiam idealnie. Przetaczamy się parę razy, ale w końcu to ja nad nim góruję. Mężczyźni przeładowują broń i podbiegają do nas. 

"Celujcie w tego na dole, proszę was, ja jestem z wami"

Słyszałam jak przystanęli i nie musiałam widzieć by wiedzieć jak zdziwieni patrzą po sobie. W końcu przemówiłam do nich w myślach. To normalna reakcja. Tak jak i reakcje kłapiącego na mnie zębiskami wilka pode mną. 

"A ty czubie się przemień" Dociskam go łapą do ziemi wbijając w niego pazury. " Nie zmuszaj mnie do użycia tonu wilka". Intruz odpowiedział śmiechem, który rozniósł się w mojej głowie. On dobrze wiedział, kto go trzymał i był na tyle bezczelny by mnie prowokować. Ale chce to spełnię jego niewypowiedziane życzenie. 

Wilczyca wyszczerzyła zęby i się oblizała. Zawyła głośno i donośnie. Była gotowa.

- "Przemień się!" - powiedziałyśmy jednocześnie z wilczycą. Co uderzyło w wilka pode mną i podziałało. Po chwili miałam przed sobą wytatuowanego mężczyznę w średnim wieku, którego złote wrogie oczy mieniły się ze złości. Przemieniłam się i ja. Kolanem dalej naciskałam na przybysza nie dając mu zbytnio możliwości ruchu. 

Mężczyźni wycelowali muszki w głowę mężczyzny. Uśmiechnęłam się na to, że mnie posłuchali. Jestem też na tyle popularna że istnieje szansa, że od początku mnie rozpoznali. Tym lepiej dla mnie, ale i gorzej dla niego. 

- Rose, we własnej osobie, cóż za zaszczyt na mnie spadł - opluł mnie i warczał dalej. 

- Bez imienny dupek co zakłóca mój dzień wolny.  Miło mi również dupka poznać, może dupek będzie taki uprzejmy i powie mi co go tu sprowadza? - Specjalnie akcentowałam tego "dupka", żeby go rozjuszyć. Wilki, a zwłaszcza faceci - wilki tracą zahamowania gdy są wściekli.  

- Spierdalaj suko! - Ale i kobiety są nerwowe. Ogłuszyłam go jednym uderzeniem z łokcia i wstałam otrzepując się z liści. 

- A miało być po dobroci. Panowie? Będę wdzięczna, za odprowadzenie go do izolatki. Później sama się nim zajmę. 

Oszołomieni mężczyźni bez słowa wykonali kolejne moje polecenie. 

Wilczyca 2: Piekielna gwiazdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz