21. Zjawa i cień

78 5 0
                                    

Często zastanawiam się nad swoimi uczuciami. Bo aktualnie we mnie panuje burza, którą opisuje jeszcze większy mrok na mojej twarzy. Zawsze byłam narwana. Groźna ze względu nie tylko na pazury, a na język, którego nie jeden chciałby odciąć i powiesić w ramce. Od uśpienia minęło sporo czasu, a ja starałam się uregulować na tyle by móc swobodnie z samą sobą funkcjonować. To cholernie trudne. Tym bardziej jeśli drugą połówkę duszy zdobi włochata część mnie, jej naturalna dzikość, chęć działania i uporczywość. Swobodnie mogę przypisać wszystkie najgorsze z moich cech właśnie jej. Ta człowiecza część mnie jest spokojna. Dużo w bardziej poukładana. Pamiętam jak lubiłam ludzki świat właśnie za możliwość popadania w rutynę. Tylko dzięki niej zaczynałam zapominać o drugiej części. Edith podziwiała moje opanowanie, cichą precyzje, podpartą zimną oceną sytuacji. To jest właśnie paradoks wilków. A z nami nadwilkami jest znacznie gorzej.

Tylko siła woli człowieka we mnie powstrzymuje wewnętrznego wilka przed dokonaniem brutalnego mordu na tych, którzy ośmielą stanąć mi na drodze. Bycie Stigmą zobowiązuje do bycia również mordercą. Z tą różnicą, że my popełniamy najgorsze zło by uczynić choć okruch dobra. Dużo jest jednak wilków co o tym zapomina. Przechodzą w tedy na drugą stronę mocy i po czasie gdy zbierze się większa gromada, uderzają. Jesteśmy gorącą rasą, nikt inny nie kipi tak mocno jak my.

Oparłam dłonie o parapet wielkiego okna i wyjrzałam przez nie patrząc na oddalony od zamku las, w którym to rano zniknę. Podłużne wzory na ramionach nabrały lekkiego połysku. Kocham moje znamiona. Każde z nich oznacza moją siłę i drogę jaką przeszłam, by je na sobie utrzymać. Każde zmaniona zmywa śmierć, a mnie zdaję się ona bardzo polubiła. Tańczy wokół mnie i zbiera żniwa. Chłód szyby, na którą opadło moje czoło, był bardzo przyjemny. Będąc tak blisko niej mogła dojrzeć słabe odbicie moich teraz już złotych oczu. W końcu odzyskały dawną barwę, lekko się uśmiechnęłam. Teraz byłam Rose, sprzed ucieczki. A przynajmniej z wyglądu. Jakie to smutne.

- Rose? - Prawie podskoczyłam na dźwięk tego głosu. - Powiedziano mi, że tu jesteś, mogę zająć Ci chwilę? - Odwróciłam się walcząc z pazurami, które samoczynnie się wysunęły.

- Jeśli nie najeżdża nikt właśnie królestwa, ktoś ważny nie zginął, albo połowę garnizonu nie dopadła jakaś choroba, to mało mnie obchodzi, że w prosektorium nie ma dla Ciebie aktualnie miejsca. - Pogarda aż kapała z moich słów, a wzrok jak zgaduję mógłby zabijać.

- Nie, przyszedłem z Tobą porozmawiać, Rose. - Diablo był hardy, uparcie jednak dążył do rozmowy, dalej nie odstraszony moimi słowami. - Słyszałem, że wyjeżdżasz. Dalsze informacje udzieliła sama rada. Przyjmij moje wyrazy współczucia.

- Akurat skończyły mi się szmaty do podłóg, twoimi słowami zapełnię magazyn po brzegi. To wszystko? - Naprawdę nie miałam najmniejszej ochoty na tego typy rozmowy. Reasumując, jednak zawsze te rozmowy pojawiały się w nie odpowiednich momentach. Czego ja się spodziewałam.

- Nie powinniśmy tak tego kończyć. Powinienem powiedzieć Ci szybciej. - Szukał słów wyraźnie skrępowany. - Jesteś niesamowitą wilczycą, waleczną jak nikt inny, gdyby nie ty pewnie i ja gniłbym w ziemi po tamtej wiosce. Uratowałaś mnie i nigdy o tym nie zapomnę.

- Po raz pierwszy się z tobą zgodzę. Po drugie służ temu królestwu, to u niego masz dług.

- U Ciebie mam zdecydowanie większy. Spieprzyłem na całej linii. - Zacisnął pięści.

- Długo to trwało? - Nie wiem czy powiedziałam to na głos, czy nie. Jeśli tak to jestem pełna podziwu dla samej siebie. Choć to pytanie i w mojej głowie było naprawdę głuche.

- Od mojego poprzedniego powrotu. Znaczy odkąd ją tu ściągnęli. Coś poczułem innego niż, gdy byłem przy tobie. Jakby silniejszego. - Uniosłam brew.

Wilczyca 2: Piekielna gwiazdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz