19. Kiedy znów się wszystko wali

53 8 0
                                    

Było lato. Piękny słoneczny lipcowy dzień. W tle melodia świerszczy oraz śpiew radosnych ptaków. Słońce uderzające o prawie każdy szczegół lasu, z wykluczeniem rześkiego, chłodnego cienia. I ja, mała dziewczynka, która ślepo podąża za swoją starszą siostrą. Uśmiechnięta, radosna jak pobliskie ptaki i pełna mimo wszystko nadal dziecięcej naiwności. Zostałam chwilę z tyłu przyglądając się konwojowi mrówek idących równym paskiem po leśnej ścieżce. Gdy tylko zauważyłam, że siostra jest daleko z przodu ruszyłam za nią biegiem.

- Clara! Hej! No poczekaj na mnie! - Siostra wzdrygnęła się na dźwięk mojego głosu, widocznie oderwana z własnych myśli. Przystanęła i odwróciła się w moją stronę patrząc z pewną troską, ale ja wiedziałam, że i tak mnie zruga za samo to, że się oddalam.

- Rose! Rodzice mnie zabiją jeśli Cię zgubię. - Westchnęła zrezygnowana.- Proszę daj mi rękę.

Zadowolona wykonałam to polecenie. Lubiłam przebywać z siostrą, zawsze ją podziwiałam i kochałam miłością, którą zrozumie tylko siostra siostrę. Dużo bym dała, by te czasy znowu wróciły.

- A dokąd tak właściwie idziemy? - Zapytałam autentycznie ciekawa. Co prawda byłyśmy już głęboko w lesie ale lepiej późno niż wcale.

- Nad strumyk, przecież Ci mówiłam. - Mówiła nie mówiła, widocznie byłam zajęta czymś innym, by jej w tedy słuchać. Wywróciłam oczami.

- A po co? - Siostra spojrzała na mnie wzrokiem, który mówił mi, że jestem nie możliwa.

- Zobaczysz, chce Ci coś pokazać.

Potem zaczepiałam ją różnymi innymi pytaniami o wszystko co wydawało mi się względnie nowe w otoczeniu i aż proszące się o wyjaśnienie. Teraz mogę się jedynie zastanawiać, skąd brała ten ogrom cierpliwości do mojej skromnej, małej i upierdliwego osoby.

Dobre kilka minut później dotarliśmy na miejsce. Szum wody jednak było słychać znacznie wcześniej. Clara usiadła przy brzegu, na plaży wcześniej wyciągając spakowany ręcznik. A potem również zrobiła to samo dla mnie. Woda w tym strumyku była tak czysta, że było widać w nim dno, ryby i inne elementy tego akwenu. Dlatego kiedy przysiadłam się na ten ręcznik patrzyłam się w nią jak zahipnotyzowana. Siostra po jakimś czasie dźwięcznie się zaśmiała.

- Nie możliwe, żeby woda zmusiła Cię do tak długiego nie gadania. Muszę sobie to gdzieś zapisać...

Kochałam moją siostrę bardzo mocno. Miałam w niej najlepszą przyjaciółką, swoisty wzór do naśladowania. Lecz w tym momencie mocniej walnęłam ją z łokcia w żebra. A ona w odwecie potraktowała mnie łaskotkami.

***

Mała ranka, cienka stróżka krwi i kolejna łza na moim policzku. Zaczęło się już ściemniać, a ja siedziałam w tym ogrodzie od samego rana. Nie jadłam nic, tylko piłam i to dwa razy kiedy jedna z dwórek wcisnęła mi butelkę wody. Cały dzień byłam pochłonięta wspomnieniami. Kolejna rana. Kolejny ból. Kolejny członek rodziny, którego już nie zobaczę. Nawet nie wiem kiedy zerwałam różę, którą się właśnie ukułam, by sprowadzić siebie do tej podłej rzeczywistości. 

Już dawno się tak nie czułam. Po raz pierwszy od dawna byłam tak bezsilna, że nie wiedziałam co mam robić. Znowu oberwałam niewidzialną strzałą prosto w serce. 

Dłonią przetarłam szybko twarz. Pomimo wszystko wiedziałam, że nikt moich łez, nie może zobaczyć. Położyłam różę na ławkę i obejrzałam skaleczenie. Czy dziadek cierpiał? Umarł... Czy umarł szybko? Czy się nad nim pastwili? Gorzki żal przeobrażał się w głęboki skryty gniew, który na nowo wypalał we mnie uczucia. 

- Rose? Mogę? - Jego głos, w normalnych okolicznościach sprawiłby, że bym podskoczyła, zaskoczona jego nagłym pojawieniem. Lekko ruszyłam ramieniem dając mu do zrozumienia, że jest mi to obojętne. Max przysiadł, zachowując przestrzeń. - Jedna z pokojówek przekazała mi, że tu Cię znajdę. 

- Jeśli jest coś do zrobienia, obiecuję zrobię to, ale nie dzisiaj. - Powiedziałam z lekką chrypą. Westchnęłam, zauważając, że nawet mówić mi jest ciężko. 

- Nie, nic nie masz do zrobienia, osobiście o to zadbałem. - Odwrócił się siadając teraz przodem do mnie, a nie bokiem jak wcześniej. Przestałam więc patrzeć się na własne buty i uniosłam wzrok. Czekałam, aż przejdzie do sedna, jeśli tego nie zrobi, wyjdę stąd i pójdę prosto do domu. W sumie dziwne, że tego wcześniej nie zrobiłam. - Przepraszam, że dowiedziałaś się w ten sposób, chcieliśmy Ci powiedzieć wcześniej, ale jednak odwlekaliśmy to bo...

- Nie, nie chce słuchać tłumaczeń, nie znajdziesz dobrych. - Ścisnęłam udo. - Wiadomo jak... - wzięłam wdech, żeby się uspokoić. - Jak zginął?

- Dzielnie. Jak każdy z twojej rodziny, a przynajmniej tych po jasnej stronie mocy. - Próbował delikatnie żartować, jakby to miało w czymkolwiek pomóc. - Kiedy ich najechano wyszedł na przeciw temu kto dowodził, z tego co wiemy to właśnie ta osoba była mordercą twojego dziadka, prócz tego ponosi odpowiedzialność za pogrom wioski... - zatrzymał się oczekując mojej reakcji. Kiwnęłam głową dając znak by mówił dalej. - Tyle spraw, ludzie i wszystko inne, sama wiesz, albo przynajmniej się domyślasz jaka by nastała panika, gdyby cokolwiek wyszło. Byłaś i jesteś na świeczniku. Obserwuje się twoje ruchy, gdybyś nagle zaczęła znikać za mury powstały by pytania, a potem już prosto do dalszych konsekwencji. - Spojrzał się na moją dłoń, która aż bielała na zaciskanym udzie. Skrzywił się i wyciągnął dłoń, którą nakrył moją przez co zaprzestałam owej czynności. - Rose, możesz mnie za to nienawidzić, mnie i mojego brata, to będzie zrozumiałe. Ale nie mieliśmy wyjścia. 

- Wyjście zawsze gdzieś jest. - Zabrałam dłoń i wzięłam ponownie różę nagle zafascynowana jej płatkami. - Wy po prostu wybraliście takie, nikt tego nie odwróci. Ja... - spojrzałam mu w oczy. - Ja aktualnie jestem zbyt zmęczona, by was nienawidzić. Ale chce tam pojechać, może coś tam znajdę, coś co mnie naprowadzi powie mi co dalej robić. 

- Rose, zdaję sobie sprawę, że jak Ci tego zabronimy to i tak się wymkniesz... pogadam z Dearekiem. - Patrzył się teraz z troską. - Powinnaś odpocząć. Coś zjeść. Te worki pod oczami Ci nie pasują. 

Tym razem uniosłam brew. Ta uwaga o wyglądzie na moment wkradła na moje usta cień uśmiechu. 

- O właśnie tak, twój dziadek zawsze mi powtarzał, że nie cierpi gdy jego wnuczki są smutne. - Pomimo uśmiechu na jego wspomnienie po moim policzku spłynęła kolejna łza. Max jako pierwszy jednak przyłożył mi palec, by ją zetrzeć, przez co nasze dłonie się zetknęły. Wstrzymałam oddech czując przeskok drobnych niewidocznych iskierek. Zieleń jego oczu na moment mnie pochłonęła. Dziwne, że dopiero tak naprawdę zobaczyłam jakie mają kolor. Nie zwracałam nigdy na nie takiej uwagi. Złote tony w tonie zieleni połyskiwały w blasku zachodzącego słońca. W tedy czule starł do końca tą nieszczęsną łzę, a następnie pozwolił sobie pogłaskać mój policzek. Ogarnęło mnie dziwne uczucie, moja relacja z nim była równie dziwna. Raz wrogowie, raz przyjaciele, a teraz? Teraz nie wiadomo co... - Dlatego w jego imieniu proszę Cię o ten cudowny uśmiech. - Prawie wyszeptał. Po czym zabrał dłoń i wstał ustawiając się z wyciągnięta dłonią na przeciw mnie. Nie wierzyłam w to co robię gdy ja przyjmowałam. - A teraz zaproszę Cię na kolację. 

Jedno trzeba mu przyznać, jest jaki jest, ale przy nikim innym tak szybko nie zapominam o drażniących moje wnętrze sprawach. Przez usta mi to nie przejdzie, ale w duszy byłam mu wdzięczna za to podbudowanie mnie na duchu. Ruszyliśmy do jadalni, nie trzymając się za ręce, lecz jego wsparcie czułam i bez tego. 

"Jeszcze zmienisz zdanie, Rose" brzęczało cała drogę w moich uszach. 



https://pl.pinterest.com/pin/595108538275504286/ <- link do ilustracji która nie jest moja :)

Wilczyca 2: Piekielna gwiazdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz