Skrzat domowy po chwili namysłu wyściubił nosa ze szczeliny pomiędzy deskami podłogi. Mało brakowało, żeby gość w tawernie przydepnął jego mysie wąsy. W sumie to nawet to zrobił, ale szybko podniósł stopę, gdy wybuchł gromkim śmiechem. Skrzat skorzystał z okazji i przemknął głębiej pod stół, gdzie mógł swobodnie wyjść z kryjówki.
Choć spojrzenia większości gości przybytku nazwanego szalenie wyszukanie „Kufel", nie dosięgały stworka wielkości pięści, ten zachowywał czujność. Ich nogi, ciężkie torby, pudła mogły go w każdej chwili przygnieść.
Świrek, bo tak nazwał go jego przyjaciel, śmiertelnik, poprawił kubraczek, po czym podbiegł do nogi stołu. Korzystając ze swoich pazurków na czterech łapkach, wspiął się po meblu. Bardzo ostrożnie unikał każdego gwoździa czy innych metalowych przeszkód. Czuł gorąco tam, gdzie omal nie zetknął się ze śmiercionośnym żelazem.
Gdy dotarł do ławy, a naprzeciwko niego wyrosła zwalista postać, zamachał niespokojnie długim ogonem. Tylko nieliczni śmiertelnicy nie wyglądali strasznie. Zazwyczaj wtedy też mogli odwzajemniać jego przyjazne zaczepki. Upatrzony nieznajomy do nich nie należał. Przypominał górę, porośniętą czarnym lasem. Przesłaniał większą część zatłoczonej karczmy i drewnianego stropu. Futro na jego ramionach upodabniało go raczej do bestii niż człowieka. Świrek mógłby śmiało przyrównać go do trolla, włączając w rysopis jego głośne i nieprzyjemne obycie.
Skrzat zamrugał, próbując wypatrzeć w ubiorze zwalistego mężczyzny to, co tak interesowało jego przyjaciela. Czasami przypominało to książkę bez stron, ale zazwyczaj była to zwyczajna sakwa wypełniona brzęczącymi krążkami.
Gdy Świrek podszedł bliżej mężczyzny, który opróżniał ogromny kufel piwa, zauważył, że nie miał do czynienia z sympatykiem magicznych istot. Owszem, nosił sakwę u pasa, z której od czasu do czasu nieznajomy dobierał monetę i dawał ją pomocnikowi karczmarza. Umocował ją jednak łańcuszkiem z najczystszego żelaza.
Skrzat tupnął gniewnie nogą, rozglądając się po sali. Wybrał fatalnego człowieka do okradzenia. Nie mógł zmienić swojej ofiary, bo inne stworki już zaklepały sobie pozostałych gości. Świrek miał pewność, co do jednego – nie zamierzał zawieść swojego przyjaciela.
Tylko jak miał dobrać się do pieniędzy śmiertelników, nie usmażywszy się przy tym żywcem?
Mgła zacierała dźwięki pochodzące z Jawy, dlatego okrągłe uszy stworka poruszały się niespokojnie raczej na piski i krzyki jego podobnym, którym przedeptano ogon albo wąsy. Czasami jednak, gdy śmiertelnicy byli wyjątkowo głośni, część słów rozbrzmiewała także w jego świecie niczym gromy.
– Tobie to już wystarczy – warknął gospodarz, który wyrósł niczym spod ziemi, gdy skrzat próbował opracować strategię kradzieży.
Góra, jak nazwał nieznajomego Świrek, nie mógł za bardzo nawet na to odpowiedzieć rozpalony irytacją. Jedynie warknął jak zwierz, a to oznaczało rychłe wyjście z „Kufla".
Świrek już dłuższą chwilę ważył w sobie pewien pomysł. Tak naprawdę, to liczył, że wpadnie na coś lepszego. Ale co tu się oszukiwać – istoty magiczne były kiepskie z matematyki, a większość z nich nie miała nawet pojęcia co to.
Dlatego skrzat rozpędził się, wbiegając po nodze rozgoryczonego śmiertelnika i zrobił to, co umiał najlepiej...
***
Galen
Brzdęk.
– Ileś ty tego zeżarł?! – pieklił się Galen półszeptem, żeby nikt go nie usłyszał.
CZYTASZ
Pomiędzy Jawą a Mgłą: Wilk i Tojad
FantasyPierwsza część serii: Pomiędzy Jawą a Mgłą Na Jawie wszystko jest jasne. Nic nie okazje się niczym, za co się podaje. Mieszkańcy za Mgłą uważają jednoznaczności za przereklamowane. Jakże by mogło być inaczej, skoro dysponują magią i nadmiarem czasu...