Galen
Uporawszy się z obowiązkami w manufakturze, czym prędzej wrócił do bursy się spakować. Choć wiele go kosztowało, żeby obudzić się skoro świt, napędzał go dziwny entuzjazm. Liczył nawet, że w drodze do Przylesia odeśpi wszystkie braki. Galen przechodził sam siebie, jeśli chodziło o optymizm.
Nie miał wiele do zabrania. Zależało mu przede wszystkim na tym, żeby wziąć ze sobą oszczędności. Nie wszystkie, ale wystarczająco dużo, aby zrobić wrażenie na ojcu. Tak więc ruszył na dworzec z plecakiem oraz dwoma sakiewkami, z czego jedną starannie schowaną. Ubrał przy tym na tyle sfatygowany strój, żeby nikt nie wątpił, że nie warto go napadać.
To za to sprawiło, że po dotarciu na dworzec konduktor nie chciał mu sprzedać biletu. Po prostu Galen wyglądał na zbyt biednego, żeby brać za dobrą monetę zapewnienia o posiadaniu wystarczającej ilości gotówki. Za to przejęcie w głosie młodzieńca oraz kilka miłych słów, które połechtały ego służbisty sprawiło, że ten pozwolił mu jechać w wagonie towarowym. I to bez żadnej opłaty!
Kiedy Galen sobie o tym przypominał, nagle robiło mu się wygodniej, gdy opierał się o skrzynię, a zewsząd otaczały rupiecie należącymi do bogatych pasażerów. Nie uprzykrzały mu też życia istoty zza Mgły. W razie czego, nie musiał udawać, że czegoś nie było, nawet jeśli go gryzło w tyłek. A już zdarzyło mu się jechać w takich warunkach.
Nie oznaczało to, że kiedy dotarł na stację – budynek wyrastający w środku pola z zielonym dachem – nie bolały go plecy. Albo, że nie tarł oczu, przechodząc koło śpiącego sprzedawcy biletów w ciasnej budce nieopodal zakurzonej poczekalni. Za to dostrzegłszy w kącie patykowatego stwora, z którego pyska kapała krew pożeranego przez niego wróbla, przyśpieszył kroku. Już zmierzchało, a więc tym bardziej nie miał powodu zwlekać z ruszeniem w dalszą drogę.
Jak sama nazwa mówiła, rodzinna wioska Galena znajdowała się przy lesie. Konkretnie mówiąc, przy Wiecznym Lesie. Mieszczanie debatowali, czy rzeczywiście utrzymywanie tej nazwy miało sens, skoro ten nie był ani niezmierzony, a też tylko jego fragmenty pozostawały istotnie pradawne. Wieśniacy nie wątpili, że należy zostać przy tym tradycyjnym mianie. Ta przecież musiała zdradzać istotę rzeczy, prawda? A „Wieczny Las" brzmiał niewinniej niż „magiczny", „nawiedzony" czy „Las Koszmarów i innych Widziadeł".
Galen ignorował złowrogie duchy, które obracały się w tańcu na poboczach polnej drogi. Był głuchy na ich śpiewy, które cichły wraz z gasnącym słońcem. Parł przed siebie, unikając także rolników wracających z pól po przejrzeniu upraw w poszukiwaniu szkodników i insektów. Nie śmiał się, gdy ci usilnie zwalali winę niskich plonów na magiczne istoty, a nie ślimaki, pleśnie czy plagi owadów, na które mogli zaradzić opryskami. Ludzie prości byli tak pewni swoich osądów, że nie chciał ryzykować skupieniem na sobie ich uwagi.
Mogłem sobie kupić buty – stwierdził w myślach, gdy znowu musiał zawiązać postrzępione sznurowadła. Starał się nie patrzeć na chochliki przypominające kłębki siana, które próbowały go gryźć. W zasadzie to nawet to robiły, ale były pozbawione zębów, więc nie wywoływały bólu u młodzieńca. Za to potem, gdy Galen szedł w stronę świateł rozrzuconych wzdłuż linii horyzontu, popiskiwały, bo przecież nie mogły dać sobie spokoju i nie huśtać się na sznurówkach.
Kiedy odgłosy żyjącego miasteczka stały się głośniejsze, Galen spuścił głowę. Nie wszedł od razu do Przylesia. Wpierw uważnie przyjrzał się budynkom po obu stronach jedynej drogi, która później skręcała w stronę działek przy lesie. Jako że to był już wieczór, przy witrynach sklepików, stomatologa, szewca i krawca nie gromadziły się kobiety w grupkach przypominających te ptasie. Galen mógł dzięki temu spokojnie przejść prawą stroną ulicy. Przez to też miał dobry widok na karczmę, do której zmierzali spracowani robotnicy. Sądząc po rosnącej wieży zegarowej za pasażem, zapewne pracowali na polecenie sołtysa i mieli zniżkę na alkohole w jego lokalu. Tym lepiej. Nikt nie oglądał się za synem jedynego Drwala w wiosce. Na pewno nie tak jak ta dziewczyna, co spotkał rano przy ujściu z wodą.
CZYTASZ
Pomiędzy Jawą a Mgłą: Wilk i Tojad
FantasíaPierwsza część serii: Pomiędzy Jawą a Mgłą Na Jawie wszystko jest jasne. Nic nie okazje się niczym, za co się podaje. Mieszkańcy za Mgłą uważają jednoznaczności za przereklamowane. Jakże by mogło być inaczej, skoro dysponują magią i nadmiarem czasu...