XLI. Semantyczna granica między cyrografem a umową

14 9 0
                                    

Gretel

Tym razem cudem udało się wróżce wyprosić panią Świetlińską o poranek wolny od pracy. Oczywiście, nawet gdyby starsza kobieta postawiła na swoim, nie pojawiłaby się. Los okazał się jednak na tyle łaskawy, aby oszczędzić ją od szukania wyjaśnień swojej nieobecności w przyszłości.

Gretel ruszyła do ratusza, gdzie Pascal miał prowadzić renowację. Oczywiście, nie zdziwiła się, kiedy pojawił się przy głównym wejściu do budynku akurat w chwili, gdy do niego wchodziła.

– No, proszę! Gretel! – zaczął serdecznie. – Nawet nie wiesz, jaką przyjemność mi zrobiłaś swoją wizytą!

Pascal nie wyglądał tak przystojnie jak Mir. Miał jednak w sobie coś egzotycznego, co przyciągało wzrok. Nie były to lawendowe włosy, które w świetle dnia i z pomocą zaklęć kamuflujących miały odcień kasztanów.

Gretel przyjęła zaoferowaną przez niego dłoń i udała się z nim gdziekolwiek ją prowadził.

– Muszę wrócić na pierwszą. Mam pracę.

– Rozumiem. Każę cię odwieść. Rezydencja pana Hektora?

Wróżka kiwnęła głową.

– Znakomicie – odparł Pascal, skręcając w uliczkę za kawiarnią.

Za budynkiem znajdował się malutki plac ze studnią na środku. Z racji czynnej w Nitr instalacji hydraulicznej, musiała ona być jedynie pamiątką po dawnych czasach. Za to stanowiła urokliwy element wystroju miniaturowego ogródka. Przez ogrom kwiatów i aromatycznych ziół, które rosły w donicach, a czasami nawet w szczelinach pomiędzy cegłami i dachówkami nad studnią, podwórko przypominało zakątek we Mgle.

Pascal kichnął, a kilka stworków, które wyjadało okruszki przy jednym ze stolików, czmychnęło prosto do kratki kanalizacyjnej. Następnie omiótł chusteczką oba krzesła przy żeliwnym stoliku, a jedno z nich odsunął Gretel. Sam zajął miejsce dopiero, gdy zawołał kelnera, nakazał mu przedstawić menu, a potem przyniesienie poczęstunku.

Drań świetnie się bawi – pomyślała wróżka, odliczając w głowie minuty, które przepadły na „podziwianie" tego pokazu uprzejmości.

Z cichym westchnieniem przyjęła to, że handlarz wreszcie przeszedł do sedna:

– Jak domniemam, chcesz wyjaśnić incydent sprzed trzech dni i swoją obecną sytuację?

– Nie chcę niczego wyjaśniać – powiedziała ponuro. – Chcę byś tylko powiedział mi dla kogo pracujesz i dlaczego.

Czym jesteś? – spytała, ale już w myślach.

– Przecież to właśnie powiedziałem. Mir przysyła pozdrowienia.

Wróżka uniosła brew sceptycznie. Szuler wtedy wyjął z marynarki tajemniczą kopertę. Po tym, jak ją jej podał, ledwie na nią zerknęła. Za to wyczuwała palcami ślady znajomej energii upiora.

– Kiedy miałeś zamiar mi ją dać? – spytała, nie kryjąc niezadowolenia. – Kiedy ją wysłał?

– Ach, Gretel – westchnął. – Nie ma co się śpieszyć. Do pierwszej masz jeszcze sporo czasu.

Korzystając z tego, że wybrał miejsce przy oknie do głównego lokalu kawiarni, odłożył kapelusz na parapecie. Pozwolił krasnoludkowi, który tam przysnął, oprzeć się niego. To było ryzykowne. Istotka nie wciągała przy chrapaniu jedynie końcówki charakterystycznie zaczesanych w stożek włosów, ale też jedno z piór przystrajających kapelusz. Z drugiej zaś strony...

Gretel błagała w myślach, żeby krasnoludek się zagalopował i nawet zjadł kapelusz Pascala, jeśli to by go miało wkurzyć. Może wtedy zaklęcie skrywające jego zamglańskie przymioty zniknęłoby i przestałby odnosić się do niej z taką arogancją skrytą pod kurtuazyjnością.

Pomiędzy Jawą a Mgłą: Wilk i TojadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz