XLII. Kamień węgielny pewnych przedsięwzięć

25 8 8
                                    

Galen

Galen myślał, że pylica to choroba górników. Mylił się.

Praca nad renowacją podziemnej komnaty w wielu aspektach przypominała pracę w szybach kopalni. Kluczowym podobieństwem był pył, który zdawał się zawisnąć w powietrzu na dobre. Przez niego lampki naftowe rozświetlały bardzo mały krąg światła, nie do końca pełniąc swoją funkcję.

– Ostrzegałbyś wcześniej, kiedy masz zamiar się tak podrywać! – warknęła baba na ramieniu młodzieńca. – Zaraz spadnę!

– Nie mogę – mruknął niewyraźnie, poprawiając chustkę na swoich ustach. – Nie przy ludziach.

Peonia przez chwilę mrużyła oczy w akcie oburzenia i niedowierzania jednocześnie. Potem jednak któryś z robotników zaklął, przypominając, że Galen nie był jedynym w podziemiach.

– Ach no tak. – Baba złapała się za czoło. – Kryśka wspominała o tym. Wybacz.

Galen kiwnął głową.

Jak się okazało, baba szuwarowa nie mogła przebywać w miejscach zupełnie pozbawionych światła. Po tym, jak Pascal ją zamknął w słoiku, była zaś na tyle osłabiona, że nie czuła się na siłach towarzyszyć młodzieńcowi. Jak się jednak okazało, w jej malutkim serduszku znajdowało się dość troski, żeby znaleźć dla siebie zastępstwo.

– Możesz przestać! – syknął Galen, kiedy baba znowu wlazła mu za kołnierz i oparła się o jego kręgosłup.

– Ale co?

Że też ma czelność udawać, że nie wie o co chodzi – pomyślał Widzący, poprawiając węzeł maski w taki sposób, że nadmierny materiał spływał mu między łopatkami.

Wiedział, że Peonia jednak nie zrozumie tego "subtelnego" sygnału, więc powiedział cicho:

– Obmacywać mi kark. Masz zimne ręce.

– Kiedy tak rzadko mogę dotknąć silnych ramion... – jęknęła, a różowe płatki we włosach zbladły. Kiedy Galen zerknął na swoje ramię, okazało się, że spoglądała na niego spod rzęs, sprawdzając jego reakcję. Albo też oczekując jakiejś konkretnej.

Peonia jest... bardziej niż kokieteryjna – powiedziała Krysia, kiedy przedstawiała swoją znajomą. Galen zaczynał rozumieć, czemu zaintonowała tamto zdanie jak ostrzeżenie.

Młodzieniec musiał to jednak znieść. Wychodziło na to, że przerastała go sytuacja. Pazury, potwory zza Mgły, kradzież, egzaminy, do których nie miał przystąpić... Nie mógł jednak prosić o pomoc ludzi. To byłoby zbyt ryzykowne.

W dalszym ciągu miał zamiar korzystać z pomocy swoich małych przyjaciół. Co prawda, mogli go jedynie uprzedzić o zbliżającej się kreaturze, ale przynajmniej mógł zginąć, walcząc.

Robotnicy poszli z piwnic na przerwę. Nie musieli kazać Galenowi zostać i sprzątać. Miał mózg, a więc i wreszcie chwilę, aby umyć wszystko powierzchownie na samej sali, nie przeszkadzając im przy tym.

Peonia marudziła, że Widzący poruszał się za szybko i się zsuwała. Musiał jednak zaspokoić swoją ciekawość, która dręczyła go tak bardzo, że niewygody baby schodziły na dalszy plan.

Widzący przesunął wzrokiem po pasie gipsu przebiegającym przez środek każdej z czterech ścian. Nie zraził się tym, że pomiędzy konstrukcjami z sosnowych deseczek już rozprowadzono cienką warstwę gipsu. Pomimo iż powierzchnia była gładka, w świetle latarni dawało się dostrzec obszary, gdzie masa schła wolniej. Musiało to wynikać z tego, że znajdowały się tam zagłębienia, skąd dłużej uciekała wilgoć. Skąd zaś miałyby brać się te zagłębienia? Cóż...

Pomiędzy Jawą a Mgłą: Wilk i TojadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz