Wróżka próbowała zdrzemnąć się na gałęzi jednego z kasztanów w jedynym ogrodzie w Nitr. Przesiedziała cały poprzedni wieczór w jakiejś karczmie, żeby dowiedzieć się czegoś użytecznego. Oczywiście, wszyscy gadali o egzekucji Algara, więc musiała obejść się smakiem.
Pomimo iż Gretel skryła się za Mgłą, nadal czuła podejrzany ucisk w gardle i gorąco na policzkach, gdy pomyślała o wydarzeniach z baru. Nienawidziła, kiedy patrzono na nią z góry. Może i w mieście miała mniejsze pole do manewru, żeby uzmysłowić światu, jak się mylił względem niej, ale pycha śmiertelników pozostawała niestosowna.
Więc w imię czego naraziła się na jeszcze więcej głupich żartów, kpin i natrętnych myśli, żeby kogoś dać Kresenii w ramach posiłku?
Gretel parsknęła gorzkim śmiechem, płosząc kilka chachmęców, które śledziło poczynania ogrodników. Te spadły na głowy śmiertelników, od razu przybierając kształt niedojrzałych owoców kasztanu. Sądząc po ruchu ich zamazanych sylwetek, bez chwili zastanowienia zebrali je wraz z liśćmi i strzępami po przyciętej trawie w jeden stos. Mogli jedynie siebie winić, kiedy w końcu stworki odfruną, niwecząc owoce ich pracy.
Wróżka oparła się łokciem o gałąź, aby mieć lepszy widok na to, co się działo na dole. Przy okazji pozwalała muskać światłu, która przedziera się przez liście jej skrzydła. Ostatecznie jednak skupiła się na korze kasztanowca. Sunęła po niej palcem i badała jej fakturę, choć przecież nie miała w sobie nic wyjątkowego. Jej kolor – lekko rudawy z siwymi przetarciami – też nie wykraczał poza pewne normy wśród roślin na Jawie.
Ta barwa w oczach służącego w karczmie wyglądała jednak niezwykle. Stanowiła mroczny kontrast dla jego harmonijnej, ale nie pozbawionej zadziorności, urody. A może to, że często kierował swój wzrok na skrzaty domowe ją fascynował? Może Gretel dopisywała jego spojrzeniu dodatkowych cech, bo był Widzącym?
W tamtej chwili mogła zrozumieć, czemu Mir lubił zaczepiać tego całego Algara z rodu Rejów. Było to inne. Niezwykłe. Wyjątkowe. Przynajmniej Gretel nie pamiętała czasów, gdy nie istniała Mgła, a nieśmiertelna magia współistniała ze śmiertelnymi bytami.
Tak więc wróżka pozwoliła sobie utrwalić w pamięci obraz, jak ten młodzieniec ratował te przygłupie skrzaty z opresji.
***
Śmiertelnicy powiadali, że wspomnienia służą budowaniu doświadczenia. Z nich wyciągało się wnioski, a otrzymana nauka miała pozwalać unikać popełniania tych samych błędów.
Jak długo Gretel próbowała pojąć konstrukcję świata Jawy, tak nie mogła znaleźć przełożenia dla tej teorii. Widziała wielu, którzy rozpamiętywali przeszłość, ale zamiast oświecenia, znajdowali jedynie więcej cierpienia i żalu. Co zaś się tyczyło popełniania błędów? Popełniali je. Bez przerwy. I to te same. Może chcieli się upewnić, że to co robili było złe? Wtedy to może miałoby sens.
Całe szczęście, wróżka umiała wyciągać wnioski. Skoro nawet śmiertelnik dogadywał się z istotą magiczną, ona też mogła. Tak więc wraz ze wschodem słońca wybrała się na poszukiwania istoty, która spełniałaby jej oczekiwania jako pomagier.
Gretel potrzebowała czegoś dość silnego, żeby nie trzeba było tego bronić, ale też czegoś wystarczająco słabego, żeby mogło swobodnie przechodzić przez Mgłę. Sąsiedztwo miasta sprawiało, że tylko takie istoty mogły żyć w zmienionym środowisku, więc na brak potencjalnych kandydatów nie narzekała.
Inną istotną kwestią była motywacja. Wróżka musiała być w stanie chociaż pozorować, że jest w stanie spełnić ewentualne życzenie potencjalnego pomocnika. Najlepiej, gdyby sama stawała w roli wspaniałomyślnej wybawicielki. Wtedy to stworek byłby jej winny przysługę. Jednak kreatury w rezydencji śmiertelnego możnego żyły beztrosko i w harmonii z otoczeniem, toteż nie mogła się wykazać dobrodusznością.
CZYTASZ
Pomiędzy Jawą a Mgłą: Wilk i Tojad
FantasyPierwsza część serii: Pomiędzy Jawą a Mgłą Na Jawie wszystko jest jasne. Nic nie okazje się niczym, za co się podaje. Mieszkańcy za Mgłą uważają jednoznaczności za przereklamowane. Jakże by mogło być inaczej, skoro dysponują magią i nadmiarem czasu...