XLVI. Ruiny, rycerze i niezwyciężone baby

21 9 0
                                    

Gretel

Gretel znowu pocałowała klamkę. Nie dosłownie – miała godność. Śmiertelnicy tak mówili, kiedy szli do kogoś albo w jakiejś sprawie, ale nie mogli niczego załatwić.

Kiedy przyleciała do domku Mira, nie stał jednak pusty. Jak mogła jednak nie powiedzieć, że „nie pocałowała klamki", skoro leciała właśnie do niego, a przyjął ją Algar? Właśnie nie mogła.

Kroczący postanowił jej jednak coś pokazać. Był przy tym tak enigmatyczny, jakby znalazł jakiś antyczny skarb. Wróżka nie mogła się powstrzymać od zaspokojenia ciekawości. Najwyraźniej wieki izolacji od swoich wspomnień sprawiały, że cechy badaczki powracały ze wzmożoną siłą.

Algar okazał się tym razem miły zarówno w obyciu, jak i do słuchania. Pewnie łatwiej było mu już rozmawiać z wróżką po tym, jak z ostatniego spotkania z nią uszedł z życiem. Ciekawiło ją, jak będzie zachowywał się Kroczący za miesiąc, rok, dekadę. Czy Gretel też by taka była, gdyby spotkała najpierw Mira, a nie Kresenię?

Liczyła się z tym, że myśli Algara nigdy zupełnie nie opuszczą Jawy tak jak jej to zrobiły na jakiś czas. Natomiast będą tym bardziej dokuczliwe, im więcej będą przemawiały za tym, z jakim miejscem związał go los. Aż wreszcie pochowa swoją rodzinę i znajomych nie tylko w ziemi, gdy nadejdzie ich czas, ale też w sercu.

To jednak, przy odrobinie szczęścia, miało nastąpić dopiero za wiele lat.

Gretel pytała Kroczącego z cieniem beztroski w głosie:

– A więc masz córkę? – Ten kiwnął głową. – Ile ma lat?

– Szesnaście.

Gretel zmrużyła oczy, przyglądając się Algarowi. Wyglądał na niespełna trzydziestoletniego mężczyznę, czego nie były w stanie zatrzeć cienie liści, które przesuwały się po jego twarzy. Na umięśnione ramiona spływały mu złociste pukle. Tych także nie przecinał nawet pojedynczy siwy włos. Nie licząc soczyście zielonych oczu, emanujących dojrzałością, na próżno było doszukiwać się u niego oznak wieku. Choć z tak zjawiskowymi, szlachetnymi rysami nie powinien mieć problemu przedłużyć swojej linii rodowej, Algar był stanowczo za rześki, aby mieć niemal dorosłą córkę.

– Coś się stało? – zapytał ciepło. Na jego twarzy pojawiła się konsternacja wymieszana z troską. W jakiś sposób, nie wydawał się przez swoją uczynność służalczy, a wręcz przeciwnie.

Gretel przełknęła ślinę, stwierdzając:

– Nie wyglądasz staro.

Ty też nieźle się trzymasz, dwustuletnia prukwo – skarciła się w myślach za tak banalne stwierdzenie. Przecież we Mgle wiek w ogóle nie miał znaczenia! Nie dla magicznych istot, do których Algar niewątpliwie należał, chociaż dopiero od niedawna.

Mężczyzna uniósł się gromkim śmiechem.

– Osobiście uważam, że czterdzieści lat to jeszcze nie wiek starczy. Ale... Mgła swoje zrobiła – powiedział, rozluzowując węzeł pod szyją. Kiedy apaszka przestała przyciskać kołnierz do jego wydatnej krtani, odsłonił pas skóry nieco poniżej.

Gretel ścisnęło w żołądku na widok szerokiej pręgi biegnącej na szerokość całej szyi. Pulsowała lekko zielonkawym światłem, które kojarzyło się jej z magią Mira. Przez chwilę przebiegł ją dreszcz, że to była jego sprawka – ciemna strona, którą przed nią ukrywał. Przypomniała sobie momentalnie, że przecież Kroczący został ścięty na Jawie. Los musiał mieć zachciankę, żeby Kroczący o tym nie zapomniał nawet we Mgle.

Wróżka zdała sobie sprawę, że nie ma na sobie podobnego śladu. Powinna taki mieć, skoro była kiedyś Widzącą, prawda?

– Masz żonę? – spytała Gretel, nakazując krzaczkom na swojej drodze usunięcie się. Gdy te posłusznie rozeszły się, zerknęła na Kroczącego. Ten przytaknął, prowadząc ją uzyskaną ścieżką.

Pomiędzy Jawą a Mgłą: Wilk i TojadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz