XXVIII. Gdy kota nie ma w domu, myszy harcują

23 11 19
                                    

Galen

Co sobie Gretel myślała?! Że wyjedzie sobie nie wiadomo gdzie, a potem przyjedzie i artefakt będzie na nią czekał na łóżku w atłasowym pudełku?! Niedoczekanie! Musiała mieć Galena za totalnego ćwoka, skoro liczyła, że nie wykorzysta jej nieobecności do załatwienia własnych spraw.

Chłopak trzymał w garści skrzata domowego w razie, gdyby miał zamiar się wymknąć, niwecząc jego ryzykowny plan. Ten jednak grzecznie czekał na swoją chwilę chwały.

Nocą rezydencja niemal zupełnie pustoszała. Nie licząc kilku magicznych istot, jedynie troje dozorców sprawowało straż nad bezpieczeństwem mieszkańców obszernego domostwa. Do niedawna pomagała im jeszcze szóstka wyznaczonych robotników, ale pan Hektor zrezygnował z tego zabezpieczenia. Pewnie było to związane z przygotowaniami do zawarcia nielegalnej transakcji z Pascalem.

Galen już wcześniej poinformował dozorców, że pracuje w „Kuflu" na nocną zmianę, toteż jego obecność poza bursą po zmroku nie była podejrzana. Natomiast strażnik zdawał sobie sprawę z tego, jak niewiele groziło jego pracodawcy, toteż nie strzegł rezydencji z należytą ostrożnością. Przecież ludzie burmistrza musieli mieć okazję choć raz uczciwie zapracować na swój wysoki żołd.

Młodzieniec schował się za drzwiami, zwracając uwagę na owalne szkiełka w ich obramowaniu. Choć nie było nikogo za nimi, wolał zachować ostrożność. Jak to mówił jego ojciec: „Lepiej dwa razy sprawdzić wiązanie buta niż leczyć skręconą kostkę".

Mężczyzna, który powinien strzec wejścia na zaplecze, chrapał z ręką zaciśniętą na gazecie. Kilka brudnych kubków po kawie, piętrzących się przy jego stanowisku świadczyły, że próbował przeciwstawić się prawom natury narzucającym mu senność, gdy księżyc i powiązane z nim istoty budziły się do życia.

Świrek zaczął się wiercić, gdy zwęszył idealnego kandydata do okradzenia. Młodzieniec jednak znacząco potrząsnął nim, żeby się uspokoił. Nie po to go dzisiaj zabierał z „Kufla", aby plądrował rezydencję.

Gdy Galen upewnił się, że skrzat nie będzie go rozpraszać, wetknął go do kieszeni spodni i ostrożnie otworzył drzwi. Dlaczego ich nie zamknięto o zmroku? W końcu to było wejście dla służby. Jak ta miałaby pełnić swoje obowiązki w razie wypadku, jeśliby domostwo ich pana zamknięto na cztery spusty?

Młodzieniec przemknął koło dozorcy, wstrzymując oddech. Choć zdążył już opuścić przedsionek, minąć rozwidlenie prowadzące do pomieszczeń kuchennych, piwniczki, a także głębiej położonych pomieszczeń, wypuścił powietrze z płuc dopiero, gdy oparł się o poręcz przy schodach. Chwila postoju sprawiła jednak, że jego myśli zaczęły obierać zły kierunek.

Dopuszczał się przecież włamania. Jakby go złapano, to nie tylko by go zwolniono. Trafiłby do więzienia, a potem na stryczek, jeśli na domiar złego, pan Hektor okazał się zawistną szumowiną. Jeśli jednak rozwiązałby się Gretel język, czekałby go podobny los. Musiał podjąć ryzyko.

Lecz wątpliwości dręczyły Galena. Tańczyły wokół cieni spowijających klatkę schodową i pęczniały niczym bąble po oparzeniach. Wystarczyło niewiele – dziwny błysk, szelest, skrzypnięcie – żeby ciemności przeistoczyły się w coś zdecydowanie mroczniejszego.

W rezydencji roiło się od istot nocy. Kiedy młodzieniec postanowił ruszyć dalej, wiele z nich turlało się po schodach na dół. Tak przynajmniej poruszały się krasnoludki – kuzyni skrzatów, które przewyższały ich jedynie umiejętnością wypowiedzenia kilku prostych słów. Pomiędzy nimi przepływały przypominające serpentyny kreatury, które roztaczały wokół siebie nieprzyjemny chłód. Natomiast na wysokości głowy i obrazów, które cały czas kołysały się na kołkach za sprawą ruchów powietrza, przemykały wróżkowate duchy w pastelowych, przygaszonych kolorach.

Pomiędzy Jawą a Mgłą: Wilk i TojadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz