Galen
Młodzieniec patrzył na swoje palce, kiedy raz za razem przywoływał na ich czubki światło. Nie mógł uwierzyć, że magia tak go słuchała. Nie leciały iskry, nie pękały okna, ani też coś uparcie się nie chciało ziścić, jeśli sobie to zamyślił. Być może wynikało to z małych wymagań Galena wobec magii. Skąd jednak miał wiedzieć, gdzie leżała granica jego nowych możliwości? Przecież nie tak dawno Mgła była synonimem grozy albo drobnym urozmaiceniem w formie podobnie drobnych istot, z którymi się przyjaźnił.
Krysia przyglądała mu się w milczeniu ze specjalnego brodzika na jego biurku. Stała się bardzo małomówna, odkąd Pascal sprowadził ją do niego parę dni temu. O dziwo, nie skarżyła się, że ktoś ją zaciągnął siłą do chłopaka. Galen zaś wątpił, aby coś takiego pokornie przemilczała. Wnioskował zatem, że nie mogła się przyzwyczaić do tego, że teraz w zasadzie należeli do tej samej kategorii stworzeń.
Ktoś zapukał do drzwi pokoju.
– Proszę – powiedział Galen spokojnie, odwracając się na krześle.
Do pomieszczenia wszedł Algar. Młody Kroczący aż się zjeżył na jego widok. Nie chodziło o to, że nie rozumiał sytuacji. Po prostu bał się, że zaraz usłyszy jakieś podłe wieści.
– Mogę wejść? – spytał sługa Mira, jeszcze nie opuściwszy deptaka. Ten stał się swoistą strefą pośrednią pomiędzy byciem w pokoju Galena, a w korytarzu.
– Jak chcesz – mruknął, podchodząc do okna.
Trochę bawiło to młodzieńca. Nic w tym pomieszczeniu nie należało do niego. On sam był gościem, żeby nie powiedzieć znajdą. Nawet jeśli trochę potargał go los, czuł się względnie dobrze. Na pewno nie zasługiwał na to, żeby obchodzono się z nim jak z jajkiem. W końcu nie on pierwszy przeżywał po kimś żałobę. Zaś przyszłość nie czekała na nikogo i wolał się, czym prędzej zmierzyć z konsekwencjami ostatnich wydarzeń.
Algar mruknął podziękowanie, po czym powoli wszedł do pokoju. Przysiadł na krawędzi niepościelonego łóżka.
Galen przesunął po kołnierzu koszuli o niecodziennej fakturze, czując się jak królik doświadczalny w laboratorium w czasie eksperymentu. Pomijając to, że bardzo przylegała do szyi przy kołnierzu, urzekała detalami. Na etapie tkania bowiem uzyskano wzór malutkich śnieżynek.
Takie ubranie było więcej warte niż wszystkie pieniądze, które kiedykolwiek Galen miał w rękach.
Kiedy Algar milczał w oczekiwaniu, zaczął mu jeszcze bardziej dokuczać nieprzemyślany krój koszuli. Miał wrażenie, że dzieliła ich niewidzialna przepaść. Każda jego komórka krzyczała, że gościł arystokratę, gdy sam był zaledwie mieszańcem z marniejącego szczepu ludzi.
Już nie – pomyślał młody Kroczący. Na wskazującym palcu pojawiła się malutka iskra złota. Skoncentrował na niej swój wzrok. Świetlista drobinka podskoczyła radośnie. Przypominała dziecko, które cieszyło się, że ktoś je dostrzegł.
Galen nie mógł się nie uśmiechnąć.
– Przyzwyczaisz się – stwierdził lekko Algar. Gdy jego rozmówca uniósł brwi, dodał: – Do magii.
– W zasadzie to już to zrobiłem – przyznał szczerze. – Jeszcze nie umiem jej używać zupełnie celowo, ale chyba nic lepszego mnie do tej pory w życiu nie spotkało. Gorzej jest z tym, że nie mogę wrócić do rodziny.
– Rozumiem. – Algar skinął głową. – Nie wiem, czy słyszałeś, ale byłem ścięty i okrzyknięty czarnoksiężnikiem.
Galen uśmiechnął się niezręcznie. Podrapał się po karku.
– Może trudno ci w to uwierzyć, ale słyszałem. Było o tobie całkiem głośno.
– Ale przynajmniej o mnie słyszałeś – skwitował Algar z kwaśnym uśmiechem, na co z kolei Galen nie powstrzymał się od parsknięcia.
– O mnie to by nikt nie usłyszał.
– I nie usłyszy. Pomyśl jednak o tym – zastrzegł Algar prędko. – Skoro nikt nie wie, że umarłeś, możesz jeszcze wrócić i uchodzić za żywego.
Galen przysiadł przy starszym Kroczącym. Z wyraźnym ożywieniem spytał:
– W jaki sposób?
– No wiesz... Mir coś wymyśli – spuentował Algar, obracając wyjętym rapierem w palcach. Patrzył tylko na niego, gdy mówił: – Ja nie mogę się pojawić, bo mam zszarganą reputację. Ty to co innego. Zresztą... Pozwoliłem sobie napisać list.
– Jaki list?
– W zmowie z Pascalem załatwiliśmy ci alibi.
– W zmowie?
Twarz Algara pojaśniała, chociaż jego uśmiech miał zadatki diaboliczności.
– Mir sam mi kazał mieć własne sekrety. Pretensje może mieć tylko do siebie – spuentował z satysfakcją.
Galen pokręcił głową. Spojrzał wymownie na Krysię.
– A ty? Masz jakieś sekrety? – spytał zaczepnie.
Baba zarechotała z oburzenia. Algar zaś wzdrygnął się, odsuwając jak najdalej od niej.
– Nawet nie myśl, że będę się w to bawić. Gdybym powiedziała ci, że Gretel jest, kim jest, to by nic się nie stało – stwierdziła posępnie.
– Doszliśmy już do tego, że dobrze oceniłaś ją i ostatecznie nie wyrządziła mi żadnej krzywdy. Przestań się nad sobą użalać – skarcił ją Galen tym samym tonem, ilekroć ona jego w czasach, gdy nadmiar pracy był jego jedynym problemem.
Baba znowu zarechotała. Nie odpowiedziała jednak nic więcej, tylko zanurkowała i zniknęła w swoim bajorku.
– Masz trzy miesiące jeździć z jakimś łowcą talentów, bo nie udało ci się dostać do konserwatorium – powiedział Algar, gdy uznał, że „krysiowe" zagrożenie zostało zażegnane. – A przynajmniej...
– A przynajmniej co?
– Jeśli na to przystaniesz.
Galen przesunął ręką po włosach.
– Nie mam innego wyjścia.
– Masz. Wszystko ma swoją cenę, Galen.
Algar rozejrzał się wokół. Uderzył rapierem w podłogę. Zrobiło się dziwnie cicho. Dopiero wtedy zdobył się dodać:
– Będziesz na Jawie, ale w służbie Mgle i to będzie od ciebie wymagało rzeczy na jej miarę.
– Chyba – zastrzegł Galen. Nie chciało mu się wierzyć, że może być gorzej niż jak to było w związku z wieżą. – Nie mam wyjścia.
Algar wstał, zerkając znad ramienia Galena na widok za oknem.
– A więc będziemy w tym razem tak jak obiecałem. – Zapewnił z zadumą: –Rejowie dotrzymują swoich obietnic.
W to akurat Galen nie wątpił, gdy uśmiechnął się do mężczyzny. Rzecz w tym, czy to on dotrzyma tempa w obliczu nadchodzących zmian i wiążącym się z tym wyzwań.
Bo jeśli mógł być czegoś pewien to tego, że taryfy ulgowej nie będzie.
CZYTASZ
Pomiędzy Jawą a Mgłą: Wilk i Tojad
FantasyPierwsza część serii: Pomiędzy Jawą a Mgłą Na Jawie wszystko jest jasne. Nic nie okazje się niczym, za co się podaje. Mieszkańcy za Mgłą uważają jednoznaczności za przereklamowane. Jakże by mogło być inaczej, skoro dysponują magią i nadmiarem czasu...