XXXVI. Nocne spacery i stawianie sprawy jasno

20 7 6
                                    

Galen

Dziwnie było przechadzać się z Gretel ramię w ramię po kilku tygodniach pozorowania, że właściwie się nie znają.

Kiedy dziewczyna pojawiła się w progu do jego pokoju, najpierw chciał trzasnąć jej drzwiami przed nosem. Potem omal nie wciągnął jej do środka, żeby okrzyczeć od góry do dołu. Ostatecznie tylko zaprosił służkę do środka, aby z nią porozmawiać – niekoniecznie spokojnie. Dziewczyna była mu winna wyjaśnienia. Całą górę wyjaśnień.

Gretel wydawała się jednak dziwnie ponura. Nigdy nie tryskała entuzjazmem, ale ewidentnie coś ją przytłaczało. Jeżeli Galen miał zdobyć jakąś kontrolę nad sytuacją, musiał pokazać dziewczynie, co zyskuje, kiedy jest wobec niego uczciwa. Szczególnie, kiedy zainteresował się nimi stwór silniejszy niż każde z nich osobno.

Tak więc teraz szli wzdłuż głównej ulicy przy fabryce maszyn do szycia i akcesoriów krawieckich. Panował tam taki tłok, że gdyby jakieś istoty postanowiły podążyć za Widzącymi, zgubiły by ich z oczu. Natomiast w natłoku zapachów i dźwięków, nie mogłyby podążyć za ich śladami.

Dziewczyna jednak, choć sama poprosiła Galena o rozmowę, milczała jak zaklęta. Jeśli młodzieniec odważył się ją spytać o cokolwiek, odpowiadała bardzo oszczędnymi w słowa zdaniami.

Galen w końcu postanowił zignorować jej dziwne przygnębienie. Musiał się w końcu sprzedać w jej oczach, bo czuł, że jeśli tego nie zrobi, nie uwolni się od kryminalnego życia albo je straci za sprawą jakiegoś monstrum. Tak więc, zrelacjonował jej swoje poczynania w nowej pracy.

– Nie spodziewałem się, że pan Hektor mógł pójść w taki ekstrawagancki wystrój – powiedział nieco protekcjonalnie. – Jeszcze prace remontowe trwają, a przecież są pod ziemią i już każe rzeźbić w ścianach jakieś wzory.

Dziewczyna kiwnęła głową, po czym odparła głucho:

– Pewnie chce uchronić piwnice przed magicznymi istotami.

Galen przewrócił oczami. To był popularny zabieg i służył temu, co powiedziała. Liczył jednak na więcej zaangażowania z jej strony, skoro poruszył temat poczynań pana Hektora. Nie poddawał się jednak i dalej naprowadzał Gretel na to, czego w istocie dotyczyła ta rozmowa.

– Na zapleczu zaś ma tyle gipsu, że na wyszpachlowanie sufitu i posadzki to zdecydowanie za dużo – powiedział, mijając spoconego urzędnika. Wieczorna pora wskazywała na to, że pracował po godzinach. Nie zazdrościł mu, ale też nie współczuł, choć wzbudził w nim irytację, kiedy ten spojrzał na niego jak na źródło wszelkich nieszczęść.

– A szpachluje się posadzkę? – spytała służka, zerkając na swojego rozmówcę.

Młodzieniec prychnął w myślach: – Bo to najistotniejsze z tego wszystkiego!

– Nie wiem. – Wzruszył ramionami, starając wykazać się wyrozumiałością. – Nie jestem budowlańcem, inżynierem czy architektem. Ma za dużo worków i już.

Najprawdopodobniej chce potem zatynkować ściany, żeby nie było widać symboli – pomyślał młodzieniec. Pragnął jednak usłyszeć od dziewczyny potwierdzenie swoich domysłów albo chociaż znak, że miała podobne podejrzenia.

Nie chodziło nawet o jej plan przejęcia artefaktu od Pascala. Gretel w końcu była nie tylko sprytna. Zdawała się wiedzieć więcej o magii niż którykolwiek ze znanych Galenowi ludzi. Udowodniła to w podziemiach. Mama młodzieńca wydawała się nieuprzedzona do nieśmiertelnych istot, ale ciekawostki zdobyte w czasie przypadkowych spotkań nic nie znaczyły w obliczu prawdziwego zagrożenia.

Pomiędzy Jawą a Mgłą: Wilk i TojadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz