3. Lipiec 2007

19 1 0
                                    

- Roman, nie! - nerwowy nastoletni głos.

Byli razem w pokoju już jakiś czas. Początkowo była rozmowa, potem śmiech, potem wszystko zmieniło się w sapanie i szarpane komunikaty. Nie chciałam tego słyszeć, ale byłam pod jego opieką. Musiałam siedzieć w tym zapchlonym pokoju.

Nie rozumiałam, co się dzieje, więc wyszłam na korytarz. Myślałam, że byłam niema, ale życie nie działo na moją korzyść. Chciałam tylko sprawdzić, czy nic jej nie jest. Mój brat nie był zdolny do tego, żeby być dla kogoś dobrym. Potrafiłam sobie wyobrazić, jak odbiera komuś życie.

Przesunęłam się zaledwie o milimetr, a to wystarczyło, żeby zauważył mnie w plastikowym przezroczystym okienku drzwi z fakturą przypominającą korę. Zamarłam na wydechu. Nie zdążyłam zrobić kroku, a on z impetem otworzył drzwi.

- Wypieprzaj stąd - zwrócił się w moim kierunku z mordem wypisanym na twarzy.

To była brawura, czy bohaterstwo? Po prostu słyszałam przez ścianę, jak ją traktuje. Kimkolwiek była, nie musiała tego przechodzić. Chciałam tylko się upewnić.

- To tylko mały dzieciak - dziewczyna zrywając się za nim, próbowała coś zdziałać.

- Pieprzona gówniara - chwycił moją szyję i chociaż zaczęłam się szamotać, wciąż mnie dusił.

- Rom.. - zaczęła, odwracając jego uwagę.

- Obie stąd wypieprzajcie.

Puścił moją szyję i z impetem upadłam na podłogę. W tym samym czasie Roman zdążył zebrać bluzę i spodenki dziewczyny z koca i rzucił nimi prosto w blondynkę średniego wzrostu.

- No dalej - wrzasnął, a sekundę później pchnął zdezorientowaną dziewczynę.

- Spokojnie... - melodyjny głos zdążył wypowiedzieć tylko tyle, nim ten wymierzył kolejne pchnięcie.

Nie czekając na dalszy bieg wydarzeń, zaczęłam zwiewać najszybciej jak to było możliwe. Byłam tchórzem, ale cokolwiek się waśnie działo, nie mogłam pomóc. Mimo wcześniejszego tchnienia byłam zbyt słaba.

Z ogromnymi wyrzutami sumienia zaszyłam się w lasku, który mieliśmy nieopodal domu. Słońce zdecydowanie przesunęło się na niebie, nim spróbowałam wrócić do domu po raz pierwszy. Tylko spróbowałam, bo Roman koczował na werandzie. Wiedziałam, dlaczego.

Nie byłam nad jeziorem od feralnego razu, gdy mój brat chciał... Cokolwiek chciał, nie wróciłam tam więcej, ale lasek nie był dużej możliwy. Często wieczorami rozpalali tutaj ognisko, więc im bliżej zachodu, tym mniej bezpiecznie. Z dwojga złego wolałam plażę, na której przesiadywali urlopowicze, niż powrót do domu albo samotność na łące. Jakbym napatoczyła się bez świadków, sprałby mnie. Znałam schemat.

Na plażę dotarłam po trzech kilometrach spaceru. Wczesne popołudnie mieliśmy już dawno za sobą, ale na plaży wciąż kręciło się sporo osób. Z zazdrością przyglądałam się roześmianymi twarzom dzieciaków, którzy baraszkowali w wodzie. Byli otoczenie radością i szczęściem. Tak po prostu.

W drodze do huśtawki, którą upolowałam na zatopienie czasu, zauważyłam nieznajomą blondynkę. W pierwszym paraliżu szukałam zasinień na jej ciele. Odetchnęłam, gdy żadnego nie zobaczyłam.
Może nie było tak żle?

- Boisz się? - usłyszałam jej miły głos.

Nie zdążyłam się cofnąć. Pokręciłam przecząco głową.

- Możesz podejść. Jesteś siostrą Romana? Możesz przychodzić sama?

Sama? Co to za pytanie. Byłam dziewięciolatką. Już dawno rodzice zapomnieli, że muszą wokół mnie cokolwiek zrobić.

Przeszłam kilka kroków, wciąż zachowując dystans. Musiałam mieć przestrzeń. Jak zawsze.

- Ala - wyjąkałam niepewnie.

- Chcesz pogadać?

Znów pokręciłam przecząco. Przebiegło mi tylko przez myśl, czy wszystko w porządku. Wiedziałam, co powoduje gniew mojego brata. Martwiłam się, że mógł jej coś zrobić. Gdybym była odważna, mogłabym jej powiedzieć...

- Jeśli chcesz, przysiądź się - pokazała uśmiech, ale to nie ukryło niedawnego płaczu.

Niepewnie zbliżyłam się pod wieloletni dąb i usiadłam obok dziewczyny w ciszy. Jakiś czas później, zadałam jedno pytanie, które nie dawało mi spokoju.

- Dobrze się czujesz? - zapytałam, ignorując mój piskliwy głos.

- Wszystko okej - zapewniła.

Chyba moja mina mówiła, coś zupełnie innego, bo dodała.

- Jest w nim coś takiego. Mała jeszcze tego nie wiesz, ale to przyciąga.

- Można kogoś takiego lubić?

Samo pytanie wydawało się przerażające.

- Można, niestety, nawet znacznie więcej - zawiesiła na moment głos - Mała, miło Cię było poznać. Może będziemy się częściej widywać. Muszę się zbierać. Czekają na mnie - wskazała grupkę znajomych przy rowerach.

Zaskoczona przybiłam żółwika i patrzyłam, jak otrzepuje lśniące nogi i bez zwrócenia na mnie uwagi oddała się w kierunku znajomych, których znaczna część z nich była gotowa do drogi.

Fajnie było kogoś mieć.
Poszła, wróciłam do pierwotnego planu.
Huśtawka.

Szerzyło się, kiedy znudzona i zmęczona patrzyłam, jak ostatni, w wielkości nastoletni plażowicze powoli zgarniają się do domu. Sama miałam się zbierać, ale nie miałam pojęcia, czy rzeczywiście w okolicy domu byłabym bezpieczna.

- Przyszłaś - z zamyślenia wyrwał mnie chłopięcy głos.

Odwróciłam się do przyjemnego głosu i zobaczyłam wybawcę. Nie zapamiętałam jego głosu, nawet jego imienia, ale patrząc na niego, wiedziałam, że to on uratował mi życie.

- Nie znamy się - odparłam.

- Jestem Alex, pamiętasz?

- Alex - powtórzyłam jak echo.

- Mogę usiąść obok?

- Mhm.

- Dobrze Cię widzieć - jego uśmiech zrobił mi niemałą przyjemność.

- Możesz mi powiedzieć, która godzina?

- Jasne.

Patrzyłam, jak wyjmuje urządzenie z kieszeni czarnych jeansowych spodenek. Sam fakt, że miał takie spodnie, był czymś niecodziennym, a telefon, który wyciągnął z kieszeni, przebijał wszystko, co znałam. Czarno - srebrny aparat z klapką i pomarańczowym kółkiem robił wrażenie.

- Zbliża się dwudziesta druga - odwrócił wyświetlacz w moim kierunku.

- Muszę wracać do domu - wypowiedziałam, patrząc na mały ekran.

- Przyjedziesz jeszcze?

- Nie wiem.

Tylko tyle mogłam powiedzieć. Jezioro nie było już moim faworytem, lustro wody nie robiło wrażenia, a piasek? Zanurzyłam w nim jedną nogę, żeby potwierdzić swoje przekonanie. Piasek? Piasek nie zachwycał. Wstałam.

- Cześć - powiedziałam, pokonując strach przed powrotem do domu i ruszyłam.

- Przyjdź jeszcze - zawołał za mną, ale nie mogłam się zatrzymywać. Musiałam jak najszybciej wrócić, żeby być w tym samym czasie, co mama.

Późnymi nocamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz