9. Lipiec 2011

8 1 0
                                    

Ten rok to czysty chaos. Pasma byle jakich wspomnień. Ból był obecny od zawsze, ale pojawiło się coś jeszcze...
Beznadziejne...
Nieważne. Nie myśl o tym - pomyślałam.

- Rok comiesięcznej wiadomości szybko minął.

Odwróciłam się gwałtownie do dźwięku głosu Alexa. Pojawił się i stanął tuż przede mną wyższy i z uśmiechem, który zabierał całość uwagi, dlatego mało poświęciłam reszcie. Przeleciałam tylko wzrokiem przez jego sylwetkę i strój. Miał na sobie popielate jeansy, beżowe sandały i białą koszulkę. Były nie byle jakie. 

- Jesteś? - zapytałam ucieszona.

Trochę nie dowierzałam, że to było naprawdę. Już drugi dzień czekałam samotnie nad jeziorem, chcąc go zobaczyć i ...
Udało się!
W końcu tu był.
To było prawdziwe.

- Jestem.

Przysiadł obok i wyciągnął ręce w geście powitania. Przytulił mnie tak mocno, że jeszcze bardziej się ucieszyłam. Może to nie było ważne, a jednak rzadko ktokolwiek o tym pomyślał, tym bardziej uczynił.

Mimo że nasze objęcie trwało tylko kilka sekund, od razu wyczułam zapach czekolady i cytryny. Czymkolwiek osiągnął ten efekt, był super.

- Jak lot? - zapytałam, odsuwając się.

- W porządku. Przez awarię pierwszego samolotu jestem dopiero dzisiaj.

- Nigdy nie leciałam samolotem, nie wiem, jak to jest.

- Nuda. Uwierz mi, nuda. To co robimy?

Pochmurne, burzowe dni poprzednie skutecznie odstraszyły lipcowych wczasowiczów. Na opustoszałym pomoście ostaliśmy się tylko ja i dwójka najwytrwalszych rybaków. No, powiedzmy, rybaków, bo bardziej wychodziło im opróżnianie piw.

- Właściwie to nie wiem, pogoda jest paskudna.

Rozejrzałam się dookoła niezadowolona.

- Rowery. Weźmy rowery.

Wstał i pociągnął mnie za sobą... Kolejnego dnia pojawiło się słońce i ciągnęło się przez resztę lipca. Każdy dzień spędziliśmy nad jeziorem, bawiąc się i dokazując. Może byłoby idealnie, ale u mnie zawsze była jakaś skaza.

- Nie wejdziesz?

Tuż przy uchu usłyszałam jego ciepły i miły głos. Pojawił się bezszelestnie, siadając za moimi plecami.

- Jem kanapkę.

Przegryzając kolejny kawałek, odwróciłam się z uśmiechem, żeby widział, jak bardzo jestem zadowolona. Nie, żebym myślała o całym tabunie zainteresowanych sardelek i tym, jak zgrabnie udawały, że byłam ich koleżanką i po drugie absolutnie nieważne było to, że nie umiałam pływać, skakać z pomostu i robić wszystkich tych rzeczy, które miały szansę na aplauz.

- Źle się czujesz? - mówiąc, zajął miejsce obok.

- Jest dobrze.

- To dlaczego dzisiaj nie wchodzisz do wody?

- Zaraz wejdę, obiecuję.

- Na pewno wszystko dobrze?

- Jest super - odpowiedziałam.

Pół godziny później w końcu weszłam niechętnie do wody, żeby się przypodobać i uzyskać aprobatę. Z tym, że...

- Co robisz? - wykrzyknęłam nieco zbyt głośno, wynurzając się z wody.

Mieliśmy to przetrenowane i już kilka dni wcześniej pozwoliłam na pojedyncze zrzutki do wody, gdzie miałam grunt. A mimo to zawsze, gdy zaczynało się robić fajnie, mój mózg działał w innym kierunku,

Oczywiście kalkowałam zachowania z domu, gdzieżbym śmiała pokazać pełnię swoich emocji.

- Prowokuję Twój uśmiech i walczę o Twoje zainteresowanie - był z siebie zadowolony.

- Przepraszam. To nie mój dzień.

Zamiast przyjąć wesoły punkt widzenia, wypełzam z wody w zastraszajacym tempie, zebrałam rzeczy i wsiadłam na rower. Alex nie poszedł za mną, bo może uraziłam jego ego. Nieważne, to rzeczywiście był zły dzień. Po powrocie do domu okazało się, że dorastam i musiałam się zmierzyć z tematem miesiączki, pierwszej miesiączki.

Do teraz, gdy o tym pomyślę, boli mnie fakt, że nim wysępiłam pierwsze podpaski, minęło kilka miesięcy, a w tych miesiącach radziłam sobie papierem toaletowym. A potem wymieniałam podpaskę najrzadziej, jak tylko to było możliwe. Przydział jednej paczki nie był luksusem, ale takie były czasy, czyż nie?

Jedyne dobrego, co zapamiętałam z tego roku to Alex. Mimo że nie było gładko, to niczego nie zaprzepaściło. Nadal mnie lubił. Nie miałam jeszcze swojego telefonu, nie miałam tym bardziej swojego komputera, a dostęp do tego w szkole nie dość, że graniczył z cudem, to jeszcze był ograniczony limitem czasowym. A miało to znaczenie, bo po tych wakacjach te dwa przedmioty stały się moją obsesją. Zagraniczny przyjaciel wślizgnął się do mojej głowy jak tlen do płuc i zdawało się, że najbliższy początek roku będzie trochę lżejszy niż poprzednie. A przede wszystkim miałam przyjaciela. Miałam pierwszego przyjaciela.

Późnymi nocamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz