ALEX
Ostatni tydzień moje życie dominowało w wymyślaniu sposobów na spędzanie razem czasu. Czasami kilka w ciągu jednego dnia. Kino, teatr, restauracja, food trucki, znowu kino, objazdowe pokazy cyrkowe, małpi gaj, warsztaty kulinarne, warsztaty z robienia lizaków, wyścigi gokartami, basen, znów kino, włoska pizza. Robiłem wszytko, żeby być z dziewczynami jak najwiecej czasu. Ileż dawały mi satysfakcji, radości i pomysłów, to moje.
Zbieram, jak najwiecej chwil, bo wiem, że zostały nam dwa tygodnie. Staram się o tym nie myśleć, a jednak to się przybliża. Cholernie szybko się przybliża.
Spacerujemy właśnie ulicami Starego Miasta, delektując się bliskością, kiedy Ala zaczyna mówić o sytuacji dla mnie naturalnej i nie do końca rozumiem intencję.
- Pierwszy raz nie ma z nami Klary.
Myśli, że czuję z tego powodu ulgę, czy zdążyłem to sobie dorobić w głowie? Bada moją reakcję? Co jest grane?
- Stop - zatrzymuję nas i okręcam Alę do siebie, żeby móc kontynuować - Nie przeszkadza mi, że Klara jest z nami. Wręcz przeciwnie możemy się lepiej bawić. Poza tym to Twoja córka, gdzie miałaby być?
- Po prostu... - brakuje jej słów.
- Jest tam, gdzie powinna być. Zawsze. Chyba nie namówiłaś Kielicha?
- Nie. Absolutnie. Wczoraj umówili się na spotkanie i jakby nie mogłabym tego odmówić.
- Kielich ma na jej punkcie obsesję - wyszczerzam zęby.
- Raczej moja córka znalazła na niego specjalny kod. Rozpracowuje go, jak alfabet - odpowiada z przerażeniem.
- O której musisz być w pracy? - pytam, bo chociaż wewnętrznie się temu buntuję, Ala znów przygarnęła jakieś zlecenie.
- O dwudziestej, ale powinnam szybko wrócić. Kielich przypilnuje małej - odpowiada.
Wiem, że kończy nam się czas, bo sam muszę dzisiaj przejąć wartę w przybytku Kielicha, więc korzystając z ostatnich chwil spoglądam na kawiarnię nie opodal i już wiem, że nie ucieknie mi tak szybko.
****
Przed drugą w nocy mogę zwijać majdan, więc oczywiście, że nie mogę oprzeć się działającej na mnie pokusie i zanoszę kolację Ali. Kiedy Kielich o tym wspomniał, to była jedyna kiełkująca się w mojej głowie myśl. Miałem dzisiaj według harmonogramu zachować się inaczej, ale wolę iść właśnie po schodach na górę z talerzem w ręku.
Kiedy jestem u progu, delikatnie pukam. Już wiem, że dzwonek nie jest mile widziany. Na otwarcie drzwi czekam dosłownie chwilę, a kiedy to robi, raczy mnie najpierw szokiem, a potem przez chwilę bezsłowną radością.
- Hej, Dziękuję. Nie miało Cię być i Kielich przesadza - odzywa się wciąż zaskoczona.
- Przecież wiesz, że się cieszę - mówię i posyłam jej wyraźny uśmiech.
- Daj, wiem, że się dzisiaj spieszysz.
Wyciąga ręce w moim kierunku. Są ubrudzone białą zawiesiną, więc zamiast brać swoje cztery litery do autobusu, już wiem, że zaraz wejdę do środka.
- Wniosę, masz ręce ubrudzone od nieznanej mi substancji - odpowiadam i praktyczne jestem już w środku.
Bez pozwolenia wchodzę do kuchni i kładę talerz na stół, rozglądam się dookoła i widzę częściowo poszatkowane warzywa w misce i wylany do środka jogurt. Z zapachów na pierwszym planie wyłania się koper. Ten zawsze kradnie show.
CZYTASZ
Późnymi nocami
RomanceIdziemy przez życie osobno, a jednak czasami obieramy wspólne punkty na mapie. Idziemy raz szybciej, raz wolniej. Co jakiś czas upadamy. Tak łatwo jest wtedy się poddać. Dlaczego masz zaufać mi, że warto tu być? Wiem, jak to jest chodzić we mgle. W...