13. Lipiec 2013

3 1 0
                                    

Cały rok czekania, żeby go zobaczyć, a kiedy pojawił się na horyzoncie, oszalałam. Co możesz pomyśleć sobie, kiedy przed Tobą staje osoba, na którą czekasz cały rok? Mało tego widzisz go przed sobą i przede wszystkim czujesz onieśmielenie. Urósł, nagle jego rysy twarzy były bardziej zarysowane, przycięte zostały włosy z wyrysowanym maszynką wzorem i pierwszy raz w życiu widzisz coś takiego.
Chryste, to prawdziwe?
On jest prawdziwy?

- W końcu - krzyknęłam po środku pola.

- Hej - usłyszałam w odpowiedzi.

Jako pierwsze poczułam jego drzewnych zapach, potem złapał mnie w ramiona i okręcił, jakbym była ptaszkiem i była to najnaturalniejsza sytuacja w naszych życiach.

- Nie wierzę, że to już - krzyknęłam.

A poza tym, że naturalnie mnie polubił i chciał spędzać ze mną czas. Przecież cały świat leżał przed jego stopami. Po co miałabym mu być ja? A jednak stał tu.

- A ja, że godzinę temu byłem jeszcze w samolocie!

- Chcesz odpocząć?

- Nie ma mowy. Mamy tylko lipiec.

- Idziemy do lasku?

- Chodź. Jak Ci minął ostatni tydzień?

Pociągnął mnie w dobrym kierunku. Zapamiętał.

- Czerwony pasek, uwierzysz?

- Najlepsze świadectwo? Mówiłem, że jesteś zdolniacha.

- Nie ma, o czym mówić.

- A do tego skromna. Mam drugą deskę, więc w nagrodę możemy rozwijać Twoje pasje.

- Wciąż to przeżywasz?

- Jest co. Mam tylko czas do osiemnastej. Wieczorem jadę z dziadkami na jakąś kolację.

- A jutro?

- Będę z samego rana. Opowiadaj, jak minął ten tydzień?

- Pisać jest prościej.

- Przykro mi, że Henryk zdechł.

- Mi też. Zrobiłam mu w lasku krzyż i ozdobiłam mały grobik.

Ani razu tego nie zanegował. Jakie to było piękne, że to szanował.

- Sama go przytargałaś? - wybrzuszał oczy - nie pytałem wcześniej. Kurde. Przecież ważył ze trzydzieści kilo.

- Dałam radę. Najważniejsze, że nie skończył odłogiem.

- Potrzebujemy kwiaty - Alex rzucił oświeconą myśl.

- Co?

- Zanim pójdziemy do lasku, przystanek polne kwiaty, idziemy przecież w odwiedziny.

Zatrzymałam się gwałtownie oniemiała i przeniosłam na niego spojrzenie. Mówił śmiertelnie poważnie. Nawet nie wiem, kiedy zebrały się pod powiekami łzy. Przecież tak rzadko pokazywałam, że cokolwiek czułam.

Poczułam, jak jego ramię opłata moje barki i nagle znaleźliśmy się złączeni. Aż strach pomyśleć, czy to było prawdziwe.

- Był Twoim przyjacielem, nie? Teraz przejmuję jego rolę i składam przyrzeczenie. Będę się starał za nas dwóch. 

Pierwszego dnia z ostatnimi makami, kilkoma chabrami, źdźbłami pszenicy, żyta i owsa poszliśmy we dwoje pożegnać Henryka i zapamiętam to do końca życia...

Kolejne dni przyniosły upał. A wręcz falę, jakby mój przyjaciel przywiózł pogodę wprost z hiszpańską bryzą. Wypadało się cieszyć, bo nic nam nie przeszkadzało. Od rana do wieczora spędzaliśmy czas na dworze, najczęściej nad jeziorem. Przywykłam już do tego, że Alex w Polsce był afrodyzjakiem. Miał polskie korzenie, ale z daleka było widać jak emanuje hiszpańskimi barwami. Tym bardziej trudno było uwierzyć, że był moim przyjacielem, że chciało mu się utrzymywać kontakt, więc łapałam wszystko, czym mnie obdarzył. Wszystko.

Późnymi nocamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz