17. ,,Zrobiła to dla mnie..."

191 11 0
                                    


Paul

 Do rozpoczęcie meczu została już tylko pół godziny

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Do rozpoczęcie meczu została już tylko pół godziny. To właśnie za trzydzieści minut i 26 sekund mieliśmy zacząć grę, która w pewnym stopniu przesądzi o naszym losie.

Był to mecz finałowy, więc był dla Nas wyjątkowo ważny. Nie mogliśmy, a bardziej zwyczajnie, nie chcieliśmy, zawieźć naszego trenera, który poświęcił mnóstwo godzin, na to abyśmy dziś rozwalili drugich na łopatki.

Rozgrzewaliśmy się z drużyną, abyśmy byli jak najlepiej przygotowani. Mieliśmy już ustaloną strategię, więc pod tym względem wszystko mieliśmy dopięte na ostatni guzik.

- Kto wygra mecz? – krzyczał trener.

- My! –

- Kto?! –

- My! My! My! – odkrzyknęliśmy jednocześnie.

Publiczność powoli zaczynała kłębić się na trybunach.

Większość to dziewczyny z młodszych klas licealnych, które liczyły tylko na jedno. Reszta, to zazwyczaj rodziny graczy, czy po prostu ludzie, którzy lubili oglądać ten sport i śledzili jego losy w postaci meczy.

Szczerze miałem lekkie wątpliwości czy Tiffany przyjdzie czy nie. Mój wzrok sam z siebie co jakiś czas wodził po trybunach, ale ona zaskoczyła mnie i zrobiła coś czego w życiu bym się nie spodziewał.

Byłem w szoku, że skromna, tajemnicza Tiffy, posunęła się do takich kroków i faktycznie to zrobiła. Przed tyloma ludźmi.

Podczas przerwy między rozgrywką, kiedy znów zerknąłem naiwnie na krzesełka z nadzieją, że odnajdę tam ją, zauważyłem dziewczynę w pierwszym rzędzie.

Była odwrócona tyłem, ale nie trudno było domyśleć się kim jest, gdy na plecach jej koszulki ujrzałem napis ,, 15 Tremblay", upewniłem się tylko spoglądając na szczerzącą się obok niej Darcy.

Przyszła. Dla mnie. Z moim nazwiskiem.

Mój puls momentalnie przyspieszył, a serce podskoczyło mi do gardła.

Mam wrażenie, że od razu dostałem kopa do gry.

***

- Wygraliśmy!!! – Nasza drużyna zebrała się w koło i cieszyliśmy się jak głupki.

- Puchar jest Nasz! Brawo chłopaki. – powiedział trener, klepiąc akurat moje ramię.

Kiedy emocje już nieco opadły, pierwsze co zrobiłem, to rzuciłem się biegiem w stronę trybun. Przełożyłem nogi przez płotek oddzielający krzesełka od boiska, zdjąłem kask i przytuliłem Tiffy.

- Moja najlepsza motywacja i olśniewająca cheerleaderka. – wyszeptałem jej do ucha.

Nic nie powiedziała tylko się uśmiechnęła, a jej policzki oblał rumieniec.

- Dziękuję. Dziękuję, że jesteś. – dodałem przytulając ją mocniej.

Byłem wdzięczny nie tylko za to, że przyszła na mecz. Byłem wdzięczny za to, że pojawiła się w moim życiu...

Wciąż nic nie odpowiedziała, a za to obsypała moją twarz pocałunkami, zostawiając mi na nosie, czole i policzkach ślady czerwonej pomadki.

Teraz już każdy wiedział, że jest moja...

Widzimy się znowu w sobotę :)

ANGEL FROM THE PHOTOS - Namaluj Naszą przeszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz