21. ,,Nie jestem zazdrosny..."

204 7 2
                                    


Niespodzianka!!! Nowy rozdział wlatuje wcześniej :)


Paul

Obudziłem się z bólem głowy, czując się jak totalne gówno

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Obudziłem się z bólem głowy, czując się jak totalne gówno. Poprzednią noc pamiętam jak przez mgłę, ale wiem na pewno, że Tiffany pomogła mi się minimalnie ogarnąć.

- Tiffy? Śpisz? -

- Już nie. - otworzyła oczy.

- Bardzo Cię przepraszam za wczoraj... I przede wszystkim dziękuję... - rozłożyłem ręcę w jej stronę w geście przytulenia.

- Chodź tu do mnie... -

- Ahh chłopie co ja się z Tobą mam... - odpowiedziała podsuwając w moją stronę, oddając uścisk.

Leżeliśmy tak przez jakiś czas bez słowa.

Z nią nawet cisza była czystą przyjemnością...

- Martwię się o Ciebie, wiesz? - dodała po chwili patrząc mi w oczy.

To jak patrzyła na mnie za każdym razem, zupełnie tak jakby nie dostrzegała tego jak zepsuty jestem, ponieważ dla Tiffany Morty moje zepsucie nie miało pod tym kątem najmniejszego znaczenia...

- Mhm. - kwinąłem tylko głową, wtapiając głowę w jej ramię.

Uwielbiałem uczucie nostalgii i wolości, gdy wlewałem w siebie kolejne porcje tego płynnego uzależniacza. Zaś nienawidziłem tego, jak bezbronny byłem w oczach innych, którzy miewali okazję mnie wtedy widzieć. Wiedziałem, że muszę przestać. Rozsądek podpowiadał, że muszę się ogarnąć.

Bo dla Tiffy byłbym gotowy pokonać nawet swoje największe uzależnienia...

***

Rozkoszowałem się właśnie moją czarną kawą, edytując na laptopie z pomocą programu graficznego zdjęcia przy stoliku w kawiarni.

- Jest Pani naprawdę piękna, mam jakąś szansę, by zdobyć jakoś Pani numer? - usłyszałem głos mężczyzny niedaleko.

Podniosłem wzrok znad monitora, a przy ladzie zauważyłem jakiegoś faceta śliniącego się do Tiffy.

Mojej Tiffy...

Poczułem ukłucie zazdrości. Dlaczego jakiś typ podlizuje się mojej Tiffy? Za kogo on się uważa i w co sobie pogrywa?

- Miles Roan. - powiedział wyciągając do niej rękę.

Jeszcze chwila, a połamie mu te łapska...

Obserwowałem wszystko z boku, jak na mnie przez nawet sporą chwilę, aż w końcu nie wytrzymałem. Wiem, że Tiffany nie czuła się komfortowo. Była zakłopotana i wodziła za mną wzrokiem.

Poderwałem się od stolika i podszedłem do dziewczyny. Objąłem jej talię i przyciągnąłem do siebie. Popatrzyłem się z uśmiechem w jego stronę, a następnie nachyliłem się i pocałowałem ją w policzek.

- Cześć - zaakcentowałem wyjątkowo głośno, by chłopak, zobaczył, że lepiej, aby dał sobie spokój.

-Hej, nareszcie jesteś. - odpowiedziała ciszej.

-To do innego razu- uśmiechnął się głupio.

Cały ,,Miles" zrobił się czerwony jak burak i odwrócił się na pięcie.

- Innego razu nie będzie koleżko! - krzyknąłem za nim.

Przyspieszył kroku, a ja poczułem, że Tiffy właśnie dała mi z łokcia.

-Ała, no co? Pomogłem Ci i jeszcze za to obrywam? - zacząłem masować obolałe miejsce.

-Dobra, ale to ostatnie zdanie było akurat średnio potrzebne, ,,koleżko"!

-A może chciałabyś się z nim spotkać kolejny raz, co? -

-Nie, ale właśnie wygoniłeś mi klienta. Doskonale wiesz, że i tak nie dostałby mojego numeru... -

- Póki mu życie miłe, lepiej dla niego, żeby nie przychodził tu więcej, a już na pewno nie patrzył na Ciebie w ten sposób. -

- Dramatyzujesz... -

- Być może, ale cóż, taki już jestem, a przypominam, że Ty sama pisałaś się na życie ze mną... - roześmialiśmy się oboje.

Poczułem ulgę i jednocześnie satysfakcję, że właśnie udowodniłem na oczach tego kolesia, że Tiffany Morty jest moja.


Do zobaczenia w niedzielę!  

ANGEL FROM THE PHOTOS - Namaluj Naszą przeszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz