Byłam w związku z Pedro od piętnastego roku życia, za trzy miesiące mielibyśmy obchodzić naszą pierwszą rocznicę związku.
Dokładnie 13 maja 2019 roku, wszystko się skończyło. Całe moje dotychczasowe życie legło w gruzach.
Od kiedy pamiętam mieszkałam na Teneryfie, jest to istny raj na ziemi.
To tutaj też poznałam się z moim pierwszym i jedynym chłopakiem.
Znaliśmy się od dzieciaka, jednak uczucie połączyło nas niecały rok temu.
Pedro był osobą która wspierała mnie we wszystkim, dzięki niemu poradziłam sobie ze śmiercią mojego ojca, który zmarł gdy miałam 12 lat.
Był jedynym czlowiekiem któremu ufałam bezgranicznie, mówiłam mu absolutnie wszystko, wiedział o mnie wiele, tak jak ja o nim. Od kiedy go poznałam jego pasją była piłka nożna, grał nawet w lokalnym klubie.
Zawsze mówił że jego marzeniem jest granie w jednym z tych wielkich hiszpańskich klubów.
Pedro był chłopakiem o złotej duszy, tak mi się przynajmniej zdawało.
Najbardziej wielbiłam w nim to jaki był wyrozumiały czy kochany.
Zawsze był pomocny, skromny oraz bardzo dobrze wychowany. Moja mama, jak i ja zawsze miałyśmy dobre stosunki z rodziną Pedra. Mama często przesiadywała w restauracji jego rodziców, do czasu dobrze przyjażniła się z Rose, jego cudowną mamą.
Ja dobrze trzymałam się że starszym bratem Pedro, Fernando.
Można nawet powiedzieć że ja i Pedro planowaliśmy wspólną przyszłość, oby dwoje czuliśmy że jesteśmy sobie przeznaczeni i że nigdy nie chcemy się rozstać, ale to było tylko pozory.
Pewnego majowego dnia wszystko się zmieniło, od tego czasu zmieniłam się także ja.
Tamtego dnia dostałam sms od mojego chłopaka że musimy się pilnie spotkać na plaży, było to miejsce naszych spotkań, uwielbialiśmy tam rozmawiać i spędzać czas. Tak jak mnie poprosił, tak zrobiłam i o wyznaczonej godzinie poszłam na plażę. Pamiętam dobrze, że byłam wtedy bardzo szczęśliwa, nasz związek rozwijał się dobrze, byliśmy ze sobą szczęśliwi. Ubrałam się wtedy w białą, koronkową sukienkę, sięgającą mi do kolan, wystroiłam się jakbym szła na randkę, a to nie była randka. To było pożegnanie.
Uradowana, zmierzałam na plaże przez leśną drożkę, z oddali zauważyłam Pedro, chodzącego w kółko. Zawsze robił tak gdy się stresował.
Podeszłam do niego i przywitałam się, przytulając się do niego, on odwzajemnił uścisk lecz jego drobne ciało było całe spięte. Moje podekscytowanie przerodziło się wtedy w niepokój.
- Chciałeś pilnie się spotkać. Co się stało? - zaczełam, gdy on spoglądał na mnie ze smutkiem w oczach.
- Może usiądźmy. - zaproponował, pokazując dłonią w stronę małej drewnianej ławeczki.
- Okej.
- Valerie. - zaczął po chwili. Samo to słowo z jego ust, zabrzmiało dziwnie, ponieważ zawsze używał różnych zdrobnień mojego imienia. "Valerie" stosował tylko wtedy gdy stało się coś poważnego.
- Nie wiem, jak mam to powiedzieć.
- Może po kolei, powoli.
Chłopak wziął głeboki oddech i zaczął mówić.
- Valerie, ja wyjeżdzam. Wyjeżdżam do Barcelony. - początkowo, nieświadoma niczego, rzuciłam mu się na szyje z gratulacjami, byłam pewna że chcę mi oznajmić że zabiera mnie ze sobą.
- Dostałem propozycję od FC barcelony, zgodziłem się. - oznajmił. - Co prawda, grę zacznę dopiero od września ale muszę się przygotować i zacząć treningi.
- Pedro, tak się cieszę! To wielka szansa dla ciebie.
- Tak wiem. I właśnie dlatego chcę się skupić na kierierze, Valerie. Tylko i wyłącznie na karierze. - to był pierwszy cios.
Moje serce zatrzymało się na chwilę.
- Musimy zerwać.
Te dwa niby niewinne słówka zabolały mnie najbardziej na świecie. Patrzyłam się głęboko w jego śliczne, brązowe oczy, a z moich oczu spływały już pojedynczee łzy.
- C-co? Powiedz że żartujesz, błagam...
- To dla naszego dobra. Dla twojego. Ten związek nie będzie mógł istnieć. - kontynuował,a w jego głosie nie było słychać już tej aury radości, tylko smutek, też cierpiał, ale czy czuł to co ja? Nie, bo dla niego ważniejsza była kariera. - Ja dalej cie kocham ale po prostu... - przerwał w pół słowa, bo ja weszłam mu w zdanie.
- Ale po prostu kariera jest dla ciebie ważniejsza niż ja, tak Pedro? - wstałam oburzona z ławeczki.
- Valerie, to moja szansa, będę grać w FC Barcelonie, zrozum. Nie miałbym dla ciebie czasu.
- Nie Pedro, nie zrozumiem. - mówiłam, a policzki kleiły mi się od mokrych łez. - Czyli nigdy się już nie zobaczymy?
Zamilkliśmy.
- Nie wiem. Ale jutro już wyjeżdżam. Lepiej może będzie jak o mnie zapomnisz. - powiedział, a jego głos łamał się coraz bardziej z każdą sekundą. - Ale wiedz że zawsze będe cię kochać i nigdy o tobie nie zapomnę. Wybacz mi, Valerie. - rzekł, oddalając się ode mnie.
Pedro zostawił mnie w tamtym momencie samą.Nie tylko obecnie na plaży, ale i w życiu. Moje serce złamało się już na pół, nieodwracalnie.
W tamtej chwili znienawidziłam go tak bardzo, ale jednak dalej go kochałam, bo ja w rzeczywistości, nigdy nie przestałam go kochać.
Ale po Gonzálezie zostały mi jedynie wspomnienia i złoty pierścionek z malusieńkim rubinem, który dostałam od niego na urodziny, miałam ochotę go teraz wrzucić w lazurowe morze, ale na szczęście tego nie zrobiłam.
Jedno było pewne, Pedro González i Valerie Fernández byli sobie przeznaczeni i oby dwoje czuli że ich historia nie ma prawa się tak zakończyć.
CZYTASZ
do you still love me? || pedri
أدب المراهقينValerie była dziewczyną o wielkim sercu, które zostało złamane już kilkukrotnie - pierwszym ciosem była śmierć ojca, a drugim, zostawienie przez chłopaka, który był jej drugą połówką, przyjacielem, a jednocześnie całym światem. Kilka lat później od...