XV

358 28 8
                                    

Nadchodził wieczór i ani Vivien ani Ominis nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Chłopak wciąż był roztrzęsiony całą sytuacją a sprzeczne myśli w ogóle mu w tym nie pomagały. Nie mógł się skupić na niczym, nie czuł smaku jedzenia, a muzyka tylko go irytowała. Tak bardzo chciał z nią porozmawiać, zapewnić, że wszystko jest dobrze i będzie dobrze, tylko nie potrafił wydusić z siebie ani jednego, najmniejszego słowa. Zrezygnowany usiadł na fotelu i odchylił głowę do tyłu. Słyszał, jak dziewczyna krzątała się po domu, starając się nie wchodzić mu w drogę. Z jednej strony to doceniał, a z drugiej tak bardzo chciał, by z nim teraz tu była. Przymknął oczy i poczuł dziwne mrowienie na ciele.

- Długo będziesz się na mnie patrzeć? - jego głos był ochrypły.

- Nie, nie... Chciałam tylko powiedzieć, że w kuchni czeka herbata, jeśli chciałbyś pić, a na górze przygotowałam ci łóżko, gdybyś chciał zostać - mówiła tak cicho, że ledwo było ją słychać.

- Łóżko? To gdzie ty będziesz spać? - zmarszczył brwi.

- No... na sofie, naturalnie.

- Oh, Vivien - Ominis podniósł się i odwrócił w jej stronę, po czym oparł ręce na biodrach. - Czy ty mogłabyś chociaż raz... nie, nieważne - pokręcił głową.

Bez słowa ruszył w kierunku schodów, a potem zniknął w pokoju dziewczyny. Usiadł na łóżku, które przesiąknięte było delikatnym zapachem świeżego cynamonu. Delektował się nim, jednocześnie uspokajając swoje zszargane emocje. Rozluźnił swój krawat, po czym zdjął go i odłożył obok siebie. I nagle zdał sobie sprawę z jednej rzeczy. Nie miał piżamy. Już miał zejść na dół, kiedy usłyszał ciche tuptanie, które na chwilę ustało.

- Mogę? - Vivien uchyliła lekko drzwi.

- Tak - odparł, opierając się o ramę łóżka.

- Nie wziąłeś herbaty i pomyślałam, że ci ją przyniosę. A ubrania położyłam ci na stoliku, po lewej stronie łóżka - powoli wycofała się w stronę korytarza. - To... dobranoc, Ominisie.

- Nie, czekaj - powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język. Teraz było już za późno. - Podejdź.

Ślizgonka wykonała polecenie, a gdy znalazła się naprzeciwko Gaunta, ten powoli odnalazł jej dłonie. Złapał je i uniósł lekko ponad ich klatki piersiowe, po czym wziął głęboki wdech.

- Jestem zły. Cholernie. I zawiedziony, zmartwiony i przestraszony - ostrożnie dobierał słowa. - Czuję się tak samo, kiedy w skryptorium Sebastian użył na tobie klątwy. I myślę, że sam jestem pod wpływem jednej, którą ty rzuciłaś.

- Co? Jakiej?! - Vivien spanikowała i nerwowo wpatrywała się w twarz blondyna.

- Imperiusa. Zrobiłbym dla ciebie wszystko - szepnął i poczuł, jak policzki zaczynają go piec ze wstydu. W jego myślach brzmiało to lepiej. - Oh, cholera, martwię się o ciebie, dziewczyno - oparł swoje czoło o jej i jedną dłonią pogładził po policzku. - Martwię się, że coś ci się stanie. Że się skrzywdzisz. Nie mógłbym tego znieść. Sama myśl, że czarna magia mogłaby poprowadzić cię do miejsca, z którego już nie wrócisz sprawia, że szaleję. Dlatego proszę cię, Vivien. Nie, nie proszę, tylko błagam. Obiecaj mi, że nie będziesz jej używać. Obiecaj mi to, błagam - zgarbił się, a jego głos się załamał.

- Przepraszam - poczuła uścisk w sercu, które niebezpiecznie szybko biło. - Ja... ja... - z jej oczu zaczęły cieknąć łzy. - Ja jestem beznadziejna, Ominisie - rozpłakała się na dobre.

Chłopak spanikował. Nigdy nie był przy nikim płaczącym i kompletnie nie wiedział co robić. Z kieszeni szybko wyjął chusteczkę i nieumiejętnie zaczął wycierać łzy Vivien, w końcu ich nie widział. Poprowadził ją w stronę łóżka i posadził na jego krawędzi, a sam usiadł obok. Pozwolił się wypłakać jej w swoją koszulę i cierpliwie czekał, aż skończy. Gładził ją po plecach, starając się w ten sposób choć trochę załagodzić sytuację. Tak, zdecydowanie musiał być pod wpływem Imperiusa.

Miłość jest ślepa [Ominis Gaunt x FemOC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz