XXV

288 29 5
                                    

Vivien i Sebastian stali naprzeciw siebie z uniesionymi różdżkami. Ich pojedynki u Profesor Hecat zawsze były czymś pożądanym. Uwielbiali się ze sobą sparingować, a reszta wprost kochała to oglądać. Walki zawsze były zacięte, agresywne i przemyślane, a jednocześnie bezpieczne. Wiedzieli jak się bić i jednocześnie nie skrzywdzić.

- Jak za starych, dobrych czasów, co? - Sebastian uśmiechnął się szeroko.

- Masz na myśli, że znowu przegrasz? - odparła zaczepnie.

- Zaczynajcie - usłyszeli głos nauczycielki.

Oboje w tym samym czasie wystrzelili w siebie zaklęcie podstawowe, które się o siebie odbiło i poleciało gdzieś w bok. Vivien natychmiast poleciała za nim wzrokiem, by upewnić się, że Ominis jest bezpieczny, a wtedy oberwała Levioso.

- Jak tam widoki? - Sallow uniósł głowę.

- Patrzę na ciebie z góry, więc nic się nie zmieniło - wystawiła mu język.

Wyrwała się z zaklęcia i wystrzeliła w niego Depulso, ten jednak ochronił się Protego. Odpowiedział jej kolejnym Levioso, którego udało jej się uniknąć. Dziewczyna specjalnie chybiła podstawowy atak, a później użyła Flipendo. Sebastian obrócił się w powietrzu i nim upadł, znów złapał ją w Levioso.

- Czy ty znasz tylko jedno zaklęcie? - Vivien się zirytowała.

- To moje ulubione - wzruszył ramionami i się podniósł.

Pojedynek skończył się remisem po dwudziestu minutach. Slytherin zyskał dzięki tej dwójce dodatkowe trzydzieści punktów. Kiedy zajęcia się skończyły, Vivien, Ominis, Sebastian i Anne skierowali swoje kroki do krypty. Czarnowłosa zostawiła tam pudełko z drobiazgami od Percivala i w końcu chciała je przejrzeć. Rozsiadła się wygodnie na kanapie i ostrożnie wyciągać rzeczy, przyglądając się każdej z nich z osoba. Jeśli nie pojawiała się biała poświata, odkładała to na bok. Chwyciła jedną z wielu ksiąg, które znalazła i zaczęła ją czytać, nie zwracając uwagi na nic innego.

- Starożytna magia była często używana do leczenia - odezwała się, przerywając głuchą ciszę. - Jeśli udałoby mi się ją całkowicie opanować, to kto wie, co mogłabym osiągnąć - chwyciła swoją różdżkę. - Mogłabym zatrudnić się u Świętego Munga i mieć stałą, dobrze płatną pracę...

- Pod warunkiem, że nie będziesz zapadać w śpiączki - Anne zajęła miejsce obok przyjaciółki. - Bo ja na pewno nie pozwolę, żeby coś takiego się znów wydarzyło.

- Wtedy robiłam to pierwszy raz - zaśmiała się. - Teraz przeczytałam, że jeśli wystarczająco się wzmocnię, to jedyne, co będzie mi potrzebne do wyleczenia kogoś, to moja siła i różdżka. I Izydora też by się przydała - westchnęła, patrząc na pusty tryptyk. - Nie zamierzam bawić się w wymazywanie emocji jak ona, ale może czegoś bym się dowiedziała.

Po paru godzinach skierowali swoje kroki do Wielkiej Sali, żeby zjeść kolację. Po drodze dołączyli do nich Poppy, Garreth, Amit i Natty, więc było całkiem żywo. Vivien w pewnym momencie się zatrzymała, gdy zobaczyła pół-martwą mysz w rogu korytarza.

- Musiała zostać zaatakowana przez kota. Biedaczysko - mruknęła, a w jej głowie nagle zapaliła się lampka.

Ruszyła w jej stronę, po czym kucnęła. Skrzywiła się widząc dziury w jej brzuchu. Wyciągnęła różdżkę i przyłożyła ją do tego małego, słabego ciała.

- Nawet jeśli się nie uda, to ona i tak zaraz umrze - szepnęła do siebie, biorąc głęboki wdech.

Możliwość użycia Starożytnej Magii nie była możliwa bez silnej woli, toteż ślizgonka z całych sił skupiła się na wyleczeniu myszy. Mocniej chwyciła różdżkę i poczuła ciepły, energetyzujący przepływ energii przez swoje ciało. Białe światło wystrzeliło z jej różdżki i owinęło zwierzę, które zaczęło piszczeć. Zwróciło to uwagę jej przyjaciół, którzy dopiero teraz zrozumieli, że nie ma z nimi jednej osoby. Czym prędzej ruszyli w stronę dziwnego dźwięku.

Miłość jest ślepa [Ominis Gaunt x FemOC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz