IX

375 30 4
                                    

Czarnowłosa biegła przed siebie, starając się chronić swoją mocno już podrapaną twarz przed gałęziami. Przedzierała się przez ciemny, złowrogi las. Co chwilę odwracała swoją głowę, by zobaczyć, czy on za nią dalej jest. Jej długie włosy wpadały jej w oczy, a zmęczenie dawało o sobie znak. Kiedy drzewa zaczęły się przerzedzać ujrzała w tym nadzieję, jednak na próżno. Zatrzymała się przed ogromną skarpą, która kończyła się w otchłani. Gwałtownie się obróciła i spoglądała w ciemny las, z którego powoli wynurzał się Ranrok. Dziewczyna chciała chwycić za różdżkę, ale nigdzie jej nie było. Spanikowała bardziej i zrobiła krok do tyłu, będąc na krawędzi urwiska. Goblin uśmiechnął się szeroko i wyjął zza płaszcza dwie różdżki, które Vivien natychmiast rozpoznała.

- Twoi przyjaciele ci już nie pomogą - zaśmiał się gardłowo. - Postarałem się o to.

Ślizgonka poczuła, jak do jej oczu cisnęły się łzy.  Jednocześnie zebrała się w niej przeogromna złość. Poczuła, jakby jej ciało rozbijało się na milion kawałków, by po chwili się złożyć. Cierpiała niewyobrażalnie, fizycznie jak i psychicznie, jednak czuła jeszcze coś. Jakieś dziwne, rozpierające ją od środka uczucie. Jakby coś w niej narastało. Rozgwieżdżone niebo zakryło się ciemnymi, gęstymi chmurami, z których zaczął padać deszcz.

- Jesteś potworem - warknęła w stronę goblina, a jej oczy rozbłysły tak jak wtedy, gdy wchłonęła w skarbcu jego moc. - Już raz cię zabiłam. Drugi raz też dam radę - poczuła niewyobrażalną siłę, która rozgrzewała jej ciało. 

Wtem niebo rozbłysnęło na biały kolor, a w Ranroka uderzyła wielka błyskawica. Jego ciało zamieniło się w proch, a Vivien upadła na kolana.

Obudziła się zlana potem. Wciąż czuła rozlewające się po jej ciele ciepło i nie była pewna czy to wina mocy, którą posiadła, czy grubej kołdry pod którą leżała. Podniosła się najciszej jak potrafiła, zaklęciem wyczyściła swoją piżamę i ruszyła pod prysznic. Stała pod wodą niecałe dwadzieścia minut. Chciała zmyć z siebie strach, który wciąż odczuwała. Myślała, że kiedy wchłonie moc Ranroka, to stanie się lepszą wersją samej siebie. Będzie silniejsza, będzie mogła chronić tych, na których jej zależy! Jednak z każdym kolejnym snem coraz bardziej wątpiła w swoją decyzję. Zaczynała uważać, że Profesor Fig miał rację. Oh, Profesor Fig. Jak Vivien za nim tęskniła. Traktowała go jak prawdziwego ojca. Pomagał jej tyle razy, a ona nawet nie była w stanie go uratować. Zaklęła w myślach i powstrzymała łzy. Oparła czoło o chłodne kafelki, by się uspokoić i parę razy pociągnęła nosem. Zastanawiała się, co powiedziałby teraz Eleazar.

- Wielka moc to wielka odpowiedzialność - mruknęła do siebie po chwili. - To by powiedział.

Wyprostowała się i szybko umyła, a później wyłączyła wodę. Machnięciem różdżki wysuszyła włosy, po czym narzuciła wcześniejszą piżamę. Wyszła z mini łazienki i jej serce niemal nie stanęło. Ominis stał z założonymi rękami oparty o ścianę.

- Źle się czujesz, Vivien? - zapytał z troską w głosie.

- Skąd wiedziałeś, że to ja? - uniosła brwi.

- Bo Sebastian chrapie - wzruszył ramionami. 

- To ma sens - zaśmiała się. - I nie... znaczy, tak. Od dłuższego czasu borykam się z koszmarami i potem ciężko jest mi samej zasnąć - westchnęła, opierając się obok niego.

- Samej? - dopytał, odwracając głowę w jej stronę.

- Tak. Zwykle przytulałam się wtedy do Kamyczka, skrzata domowego. Czułam się wtedy bezpieczniej - podrapała się po policzku. - Wiem, to głupie.

- To wcale nie jest głupie - dłonią odnalazł jej głowę, którą zaczął powoli głaskać. - Każdy inaczej radzi sobie ze stresem czy strachem.

- Dziękuję za te słowa - Vivien uśmiechnęła się i przymrużyła oczy. - Mam takie głupie pytanie...

- Nie ma głupich pytań - przerwał jej Ominis.

- Czy mogłabym się wślizgnąć do twojego łóżka? - ściszyła głos i poczuła, jak wstyd ją zalewa.

- Jeśli to sprawi, że poczujesz się bezpieczniej i zaśniesz, to nie mam nic przeciwko - odparł, a jego serce nieznacznie przyśpieszyło. - Przyjaciele powinni sobie pomagać.

Zanim położyli się do łóżka, porozmawiali jeszcze o paru mniej istotnych sprawach, takich jak napisanie wypracowania do Profesora Sharpa czy co najchętniej by w tym momencie zjedli. Żadne z nich nie wróciło jednak do sytuacji z Trzech Mioteł. Ominis bał się, że wypowiedziane słowa nie były szczere, a Vivien miała nadzieję, że chłopak o tym zapomni, gdyż było jej cholernie niezręcznie. Po parunastu minutach przyjemnej pogawędki położyli się do łóżka. Ułożyli się twarzą do siebie, po czym złapali za dłonie. Ślizgonka upierała się, że tyle jej na pewno wystarczy, a blondyn wcale nie oponował. Sam był porządnie zestresowany tym, na co się zgodził. Jako jej przyjaciel był wręcz zobowiązany jej pomagać i w ten sposób próbował to sobie tłumaczyć. To zachowanie było czysto przyjacielskie, nic więcej.

- Dobranoc, Ominisie - czarnowłosa delikatnie cmoknęła go w nos. - I dziękuję.

- Dobranoc, Vivien - Gaunt odwdzięczył się jej buziakiem w czoło. - Na dobry sen.

I teraz już sam zgłupiał. Czy to na pewno było czysto przyjacielskie zachowanie?

Miłość jest ślepa [Ominis Gaunt x FemOC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz