XIII

347 26 0
                                    

Dwójka przyjaciół miała bardzo pracowity dzień. Sebastian ubłagał Profesora Sharpa o przełożenie ostatniego szlabanu na inny dzień kiedy usłyszał, co udało się pozyskać Ominisowi. Siedzieli razem w krypcie, gdzie pod tylne ściany przełożyli praktycznie wszystkie pudła, beczki i kartony. Z reszty stworzyli gustowne meble. Sallow gratulował sobie w głowie przykładania się do zajęć transmutacji. Krypta już nie była tak zimna i ponura jak wcześniej. Sporo wciąż brakowało, ale chłopcy i tak byli z siebie strasznie dumni. Jednak za płachtą czekała najważniejsza rzecz. Ominis sporo się natrudził, by dostać to w swoje ręce i przetransportować do krypty bez żadnych podejrzeń i liczył, że Vivien będzie z tego powodu szczęśliwa. Nie chciał jednak zdradzić Sebastianowi w jaki sposób to zdobył. Napomknął coś tylko o mocy jego nazwiska i łatwym dojściu gdzieniegdzie.

Teraz na samym środku krypty stał duży, okrągły stół, a przy nim wygodna kanapa oraz dwa fotele. Na podłodze, pod meblami, znajdował się miękki dywan, a na kolumnach wisiały doniczki z roślinami. Wszystko miało jasne, ciepłe barwy, które kontrastowały z szarymi, zimnymi ścianami.

- A gdzie to położymy? - Gaunt stanął przy czymś dużym, co owinięte było płachtą.

- Myślę, że tutaj będzie idealnie - brunet poklepał pustą ścianę. - Wingardium Leviosa.

Przeniósł rzecz w najlepsze, możliwe do tego miejsce. Upewnił się, że wszystko jest stabilne, po czym jednym, gładkim ruchem zdjął materiał.  Był to wielki obraz, który przedstawiał biuro zawalone książkami.

- Ominisie? Tu nic nie ma - Sebastian uniósł brwi. - Jesteś pewny, że to ta rama?

- Tak, jestem pewny. Może jest w innej - wzruszył ramionami. - Ale to na pewno to.

Oboje usiedli na kanapie w nowo powstałym salonie. Co jakiś czas Sallow zerkał na obraz, jednak nie dostrzegał w nim najmniejszego ruchu. Zaczął bawić się palcami z nudów i w końcu odezwał się do przyjaciela, który zasypiał.

- Powiedz mi - zaczął, odwracając się w jego stronę. - Dlaczego w tamtym roku, kiedy ja czegoś od ciebie chciałem, to się nie zgadzałeś, ale gdy wysyłałem Viv, to natychmiast zmieniałeś zdanie? - przerzucił rękę przez oparcie kanapy. - Wtedy przecież ledwo ją znałeś, jak nie wcale.

- Mówiłem ci to już raz - podrapał się w tył głowy. - To nie ty mówiłeś mi to, co chciałem usłyszeć. Vivien, ona... miałem wrażenie, że dbała o mnie. Nawet po tym, jak oschle ją traktowałem - przyznał.

- Potrafiła oczarować, prawda? - zaśmiał się. - Zawsze byłem pod wrażeniem, jak gładko jej szła rozmowa z tobą.

- Czy ty... - nie dokończył.

- Nie, nie kocham jej - Sebastian od razu mu przerwał. - Znaczy, kocham, ale jak siostrę, a nie potencjalną partnerkę. O, jak ciebie. Ciebie też kocham, bo jesteś dla mnie jak brat - wyjaśnił, obejmując go ramieniem. - Naprawdę, nie mógłbym sobie wyobrazić lepszego przyjaciela.

- Dzięki. Cieszę się, że jesteś - Ominis się uśmiechnął. - Wiele to dla mnie znaczy.

- Słuchaj, jeśli chcesz się wypłakać na moim ramieniu, to jest całe twoje!

- Oh, zamknij się. I obiecaj mi jedno, Sebastianie. Nigdy już nie dotkniesz czarnej magii ani tym bardziej nie będziesz znowu wplątywał w to Vivien.

Sallow westchnął i poczuł się głupio. On już zdążył o tym zapomnieć i żyć dalej, a jego przyjaciel musiał najwyraźniej ciągle o tym rozmyślać. Ślizgonka też przecież nie odzywała się do niego przez końcówkę piątego roku i całe wakacje. Oh, jaki on był egoistyczny!

- Obiecuję. Przenigdy - powiedział poważnie. - A co do Viv... tak jak wiesz, nauczyłem ją tych... zaklęć. Jednak nigdy nie widziałem, by ich używała. Jest mądra, nie to co ja.

Ominis milczał, a Sebastian był pewien, że w tej chwili przez głowę przechodzi mu tysiąc myśli.

Do Pokoju Wspólnego wrócili późnym wieczorem. Zmartwiło ich to, że nie było nigdzie Vivien. Zawsze przed spaniem siedziała przy kominku i czytała książkę, a teraz jej miejsce było puste. Kolejnego dnia, kiedy jedli śniadanie w Wielkiej Sali, Sebastian dostał list od przyjaciółki. Pisała w nim, że zachorowała i przez długi czas jej  nie będzie. Przekazał te słowa Ominisowi, który widocznie się zmartwił. Zaproponował, by pojechać do niej w weekend, wszak daleko nie mieszkała, a Sallow ochoczo przystał na tę propozycję.

W międzyczasie Vivien delektowała się śniadaniem w namiocie Percivala. Cały czas próbowała odwieść go od tego głupiego pomysłu, ale to nic nie dało. Zamierzała jednak spróbować znowu, ale po posiłku, gdyż wczoraj prawie nic nie jadła. Kiedy skończyła, przetarła usta chusteczką i wyszła z namiotu. Wciąż nosiła swoją różdżkę przy sobie, jednak z każdą spędzoną tu godziną coraz bardziej odczuwała to, że nic jej nie grozi. W oczach innych Popiełków widziała zaciekawienie z domieszką strachu, wszak każdy wiedział, w jaki sposób zginęło paru ich pobratymców. Kiedy w końcu znalazła blondyna, poklepała go w ramię.

- Słuchaj, możemy jeszcze raz to przegadać? - zaczęła, opierając ręce na biodrach.

- Ależ nie ma czego, moja droga. Wszystko już postanowione - odparł głosem nieznoszącym sprzeciwu.

- Czy wy naprawdę chcecie, żeby rządziła wami jakaś szesnastolatka?! - krzyknęła, odwracając się i patrząc na innych. - Ludzie, ja jestem dzieckiem, cholera jasna!

- Ja sądzę, że ona ma rację - przed szereg wyszedł jeden z nich. - Nie dość, że to dziecko, to jeszcze cholernie niebezpieczne.  Kto wie, kiedy nie zdecyduje się nas pozabijać, gdy będziemy sobie smacznie spali.

- Dziękuję za jeden głos rozsądku - Vivien odwróciła się z powrotem do Percivala. - Widzisz? Mówiłam, że to zły pomysł.

- Naprawdę nie kusi cię wizja tego, co możesz osiągnąć? - szepnął, nachylając się nad nią. - Nie kusi cię ta ilość wiernych tobie ludzi, z którymi możesz robić, co tylko chcesz? To, co tu widzisz, to tylko mała cząstka tego, czym mogłabyś dysponować. Myślałem, że ślizgoni są bardziej... ambitni - mruknął, prostując się.

Dziewczyna zamilkła i zaczęła się zastanawiać nad jego słowami. Wiedziała już, że to idioci, bo kto zdrowy na umyśle oddałby bez kiwnięcia palcem całą władzę jakiemuś smarkaczowi z Hogwartu i mogłaby to jakoś wykorzystać. Przecież to nie pierwsza dziwna sytuacja, która ją spotkała. W końcu westchnęła i pokręciła głową.

- Przekaż wszystkim, że do piątku każdy Popiełek ma znaleźć się na południe od Cragcroft w namiocie, który osobiście postawisz. Ma być w nim wystarczająco dużo miejsca, by pomieścić wszystkich i mównica przygotowana dla mnie. Ma to być niedaleko mojego domu, który i tak z resztą stoi tam sam, więc łatwo go znajdziesz. I załatw mi jakąś miotłę na teraz.

Gdy dostała to, o co prosiła, bez słowa na nią wskoczyła i odbiła się delikatnie od ziemi. Zmierzyła raz jeszcze wszystkich wzrokiem i poszybowała w górę. Nabrała prędkości i zaczęła lecieć w stronę swojego domu. Może dzięki nim uda jej się coś znaleźć na temat klątwy Anne i bliźnięta w końcu będą mogły odpocząć. Taką miała nadzieję.

Miłość jest ślepa [Ominis Gaunt x FemOC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz