XXXIV

234 19 2
                                    

- Skrzat domowy?! Zostaliście oszukani przez najzwyklejszego skrzata domowego? - Vorguk, samozwańczy lider, uderzył dłonią w stół. - Czy wy naprawdę jesteście aż tak wielkimi idiotami? - wydarł się, mierząc każdego wzrokiem. - Potrzebujecie jebanej instrukcji obsługi, żeby w ciągu nocy zabić dziecko?

- Zniknął z całym domem, przysięgam! - jeden z goblinów przyłożył dłoń do swojego serca. - Widzieliśmy to na własne oczy!

Vorguk kopnął swoje biurko i kazał wszystkim wyjść. Czy w goblińskiej kulturze leżało przegrywanie w najgłupsze możliwe sposoby? I jeszcze pokonał go jakiś nic niewarty skrzat! Krzyknął, rozwalając kolejną rzecz. Zarządzanie tą bandą debili było naprawdę sporym wyzwaniem i podziwiał Ranroka, któremu udało się zajść tak daleko, choć i on przegrał z jakimś... dzieckiem. Obrzydliwe. Dlatego od zawsze sądził, że od samego początku to ON powinien zarządzać tym cyrkiem i to ON powinien być nad Ranrokiem, a nie na odwrót.

- Throgg! - warknął, przywołując swojego asystenta. - Dowiedz mi się natychmiast, gdzie ten cholerny śmieć schował się wraz z naszym celem. I mam to wiedzieć do jutra! Inaczej nakarmię tobą błotoryje.

- Tak, panie - odparł goblin, garbiąc się i powoli wycofując z pomieszczenia.

Lider ponownie usiadł przy biurku i złapał się za głowę. Mieli szczęście, że ta dziewucha mieszkała na uboczu, dzięki czemu nikt nie zauważył tego, co posiadali. Muszą być zdecydowanie bardziej uważni i lepiej planować kolejne kroki, żeby nie doszło do sytuacji z dzisiejszej nocy.

- Banda patałachów - westchnął, łapiąc świecznik i rzucając nim w drzwi.

Kamyk próbował znaleźć swoją panienkę i jej przyjaciół, jednak oprócz tego, że są w Nowej Zelandii, nic innego nie wiedział. Deportował się więc w nowe miejsca, mając nadzieję, że w końcu kogoś znajdzie. Po jakimś czasie udało mu się dostrzec rozbity obóz nad brzegiem ogromnego jeziora, do którego natychmiast ruszył.

- Co ty tu robisz? - Anne, która właśnie wyszła na spacer, odskoczyła trochę do tyłu. - Chodź tutaj, jesteś wykończony - spojrzała się na niego ze współczuciem i wzięła go na ręce. Zaniosła go do namiotu i podała szklankę wody.

- Kamyczek? - Vivien podała słoik z jajem Opalookiego Sebastianowi, po czym podbiegła do skrzata. - Hej, wszystko w porządku? - była wyraźnie zmartwiona.

- Kamyk musi panienkę ostrzec - zaczął, łapiąc oddech. - Ogromna armia trolli nad wybrzeżem szła w stronę domu.

- Armia trolli? - powtórzył Ominis, stając obok swojej dziewczyny.

- Ogromna! Kamyk deportował się wraz z dobytkiem do starej posiadłości rodziny panienki.

- Dziękuję ci, jesteś naprawdę dzielny - czarnowłosa okryła go kocem, aby ocieplić jego zmarźnięte ciałko. - Widziałeś coś jeszcze?

- Gobliny - odparł. - Całą masę.

Vivien opadła na podłogę i zaklęła. Czy ona nie może dostać chociaż chwili świętego spokoju? Zaczęła pukać się dłonią w czoło, by coś wymyślić, jednak przeszkodził jej w tym blondyn, który spojrzał się na nią zmartwiony.

- Nie wracamy tam, dopóki się nie uspokoi - powiedziała i wstała. - Albo wracamy. Co, jak zaatakują niewinnych? - zaczęła chodzić po namiocie. - Ale musimy się przygotować - dodała zaraz, robiąc kółko. - Ale co, jak zostaniecie zranieni? - zatrzymała się i spojrzała na czwórkę najbliższych jej osób, które cały czas wodziły za nią wzrokiem.

- To nas uzdrowisz. Nie takie rzeczy już robiłaś - Anne próbowała dodać jej otuchy.

- A co, jeśli mi się nie uda? Nie jestem wszechmocna - usiadła na krześle i niespokojnie przebierała nogami. - Muszę się przygotować.

Wstała i narzuciła na siebie czarną szatę. Dokładnie ją zapięła i wyszła z namiotu, uprzednio łapiąc za różdżkę. Nikt nie próbował jej powstrzymać, bo i tak nic to by nie dało. Tylko Ominis chwycił swój płaszcz i udał się za nią, aby nie była sama. Usiadł na dużym kamieniu i obserwował, jak dziewczyna manipuluje wodą. Zamrażała ją, po czym ciskała w okoliczne góry. Cały czas z końca jej różdżki wylatywała biała poświata, która musiała być Starożytną Magią. Za jej pomocą stworzyła wodnych rycerzy, które wyglądały tak, jak z jej opowiedzianych historii. Łapała ich niewidzialną siłą, unosiła, po czym kilka razy ciskała nimi o taflę wody. Ominis spoglądał na to z niepokojem. Bał się, że kiedyś furia na tyle pochłonie Vivien, że ta zmieni się w kompletnie inną osobę. Postanowił w końcu zaryzykować i powoli do niej podszedł. Przytulił ją od tyłu, jednocześnie kładąc swoją brodę na czubku jej głowy. Dziewczyna opuściła różdżkę i złapała za jego ręce, przyciskając je do siebie.

- Boję się - szepnęła, przymykając oczy.

Chłopak nie odpowiedział, a zamiast tego obrócił ją przodem do siebie. Pogładził jej policzek i spojrzał się głęboko w jej oczy, które zamiast świecić radością tak, jak zawsze, były przygaszone. Martwił się o nią tak bardzo, że sam był gotowy, aby ruszyć na te przebrzydłe gobliny i zmieść je z powierzchni świata. Złapał jej dłoń i złożył na grzbiecie delikatny pocałunek.

- Cokolwiek by się nie stało, będę z tobą, kochanie - wtulił ją w siebie. - Nie cofnę się przed niczym.

Vivien objęła go w pasie, mocno zaciskając palce na jego płaszczu. Wsłuchiwała się w bicie jego serca, co pozwalało jej się choć odrobinę uspokoić. W dodatku zapach jego perfum działał na nią kojąco i sprawiał, że robiła się senna. Usiedli razem przed jeziorem, a Ominis wyczarował jasnego, migającego motylka, którym kierował za pomocą różdżki. Wysłał go w stronę dziewczyny, która odpowiedziała tym samym. Przez kolejne pół godziny podawali go sobie naprzemiennie, jednocześnie uspokajając swoje myśli.

Nad ranem Vivien i Sebastian stanęli naprzeciw siebie w bojowych pozycjach. Jeśli mieli trenować, to tylko przy pomocy najlepszych. Naturalnie, nie używali żadnych mocno raniących czy śmiercionośnych zaklęć. Liczyła się tylko umiejętność szybkich reakcji. Ominis i Anne siedzieli obok siebie i obserwowali pojedynek, a Kamyk wrócił do domu, by go pilnować.

- Nigdy nie widziałem, by tak zaciekle ze sobą walczyli - przyznał Gaunt, którego oczy biegały we wszystkie możliwe strony.

- Rozumiem, że pojedynek u Profesor Hecat tak nie wyglądał? - Anne przygarnęła pod siebie nogi.

- Tam musieli się powstrzymywać - odparł, widząc, jak Sebastian robi unik zamiast rzucić Protego. - I zawsze się śmiali. Teraz są cholernie poważni.

- To wygląda jak walka na śmierć i życie - westchnęła, wiążąc swoje włosy w warkocza. - Znam to spojrzenie u Sebastiana i nie wróży ono nic dobrego.

- Wiem o co chodzi. Jest zdeterminowany i najchętniej ochroniłby nas wszystkich. Oboje oddaliby za nas życia, jeśli byłaby taka okazja.

- To prawda - przytaknęła. - I to mi się nie podoba.

Pojedynek zakończył się remisem. Vivien i Sebastian ucisnęli sobie w dłonie, po czym zaczęli wymieniać się spostrzeżeniami co do walki. Dawali sobie nawzajem rady i poprawiali swoje ruchy.

- Nie jesteś zazdrosny? - Anne szturchnęła go w bok, gdy Sebastian ustawił się za Vivien i korygował jej postawę.

- To ty powinnaś być zazdrosna - odparł rozbawiony. - Viv jest dla niego jest siostra. Przez cały rok za nią łaził i błagał, by cię wyleczyła.

- Cholera, tego nie przemyślałam - zaczęła bawić się włosami. - No ale nie będę zła. Zawsze chciałam mieć siostrę, z którą mogłabym wybrać się na zakupy czy poplotkować o facetach - zaśmiała się.

Kolejna walka zaczęła się zaraz potem i była o wiele bardziej dynamiczna niż poprzednia. Tym razem dodali zaklęcia zamrażające i wybuchające. Tym razem pojedynek trwał o wiele krócej, ale również zakończył się remisem. Wykończeni wrócili do namiotu, by się napić i coś zjeść. Ominis i Anne ruszyli za nimi, rozmawiając jednocześnie o tym, że również muszą wziąć się za siebie, jeśli chodzi o walkę. Nie mogli przecież zostać w tyle, prawda? Kiedy weszli do namiotu, zauważyli, że jajo się wykluło, a nowy członek rodziny uznał, że głowa Vivien to idealne miejsce na założenie gniazda. Jego tęczowe oczy oczarowały wszystkich zebranych, oprócz dziewczyny, która zamieniła się w kawalerkę.

Miłość jest ślepa [Ominis Gaunt x FemOC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz