Minął miesiąc od tamtego wydarzenia, kiedy prawie zabiłem kota na drodze.W tym czasie spotykałem się z Cole'em głównie na siłowni codziennie rano z wyjątkiem weekendów. Wtedy widziałem się z nim w piątek wieczorem kiedy kończył swoją zmianę. Czasem po dwudziestej drugiej, a czasem po dziewiętnastej, ale zawsze akurat wtedy przez przypadek tamtędy przechodziłem.
Chłopak zawsze mi coś postawiał. Mówił, że to będzie tylko napój, a i tak dostawałem zawsze coś do tego. Mi się już nie chciało kłócić i tylko zastanawiałem się podczas czekania na niego, co tym razem mi przyniesie. Raz już nic nie pozostało w ladzie i wtedy kelner, ten sam co ostatnio, przyniósł mi karteczkę z serduszkiem i małym narysowanym ciastem. Zachowałem ją i przykleiłem na ścianie, tam gdzie się uczę.
Na początku moich oporów mawiał, że to forma przekupstwa, bym na niego poczekał te kilkanaście minut czy nawet raz aż trzy godziny. Szczerze? To ja chyba też powinien mu coś kupować za to, że wytrzymuje z moimi wadami i głupkowatym humorem. W ogóle kiedy musiałem czekać na niego aż tyle czasu to w końcu dostałem od niego numer, dzięki czemu mogliśmy się razem kontaktować. Pytałem się wtedy jak kończy i czy mogę wpaść, na co się zawsze zgadzał.
Nie zawsze siedzieliśmy razem w piątkowe wieczory, tak do późna jak ostatnim razem. Niekiedy Cole miał zmianę poranną, tak samo jak ja. Po szwendaniu się po uliczkach, odprowadzałem go na przystanek i czekałam wraz z nim. Nie chciałem, by rano chodził jak zombi. Mi to nie przeszkadzało, ale wolałem, aby był trzeźwy umysłowo.
Opowiadał mi o wszystkich, o swoich pasjach, o Lloydzie, nauczycielach, muzyce i anegdotach szkolnych. Ale nigdy nie poruszał tematów związanych z Bernadettą Fucyk, ojcem (po za krótkimi zdaniami, że musi iść bo będzie się go czepiać) i innymi przyjaciółmi, których może nie miał. Nie wiedziałem jak potoczyła się ta sprawa dalej, czy poszedł na policje i czy wszystko się unormowało. Nie pytałem bo nie chciałem psuć jego delikatnej otoczki, że wszystko jest w porządku. Nienawidził wracać do domu, a po za domem pewnie czuł, że go nie dotyczą jego problemy. Nie chciałem tego psuć, choć chciałem być pewny czy wszystko jest dobrze.
-To dziwne, że go nie ma- mruknął Jay, patrząc na godzinę w swoim telefonie.
Byliśmy w barze i umówiliśmy się we trzech na piwo w sobotni wieczór. Siedzieliśmy w koncie pomieszczenia na bordowych fotelach przy czarnym, kwadratowym stoliku obok lady barowej. A na nim stały nasze kufra z piwami oraz jeden element dekoracyjny. Szklany kwadratowy wazon, wypełniony czarnymi kamyczkami. Cały lokal był utrzymany w odcieniach czerwonego, samo oświetlenie było ciepłe, a ściany z zawieszonymi obrazami. Bar był zajęty po brzegi ludźmi i panował lekki zgiełk.
Jay miał piegi na swojej jasnej karnacji, które idealnie komponowały się do jego rudawych włosów. Same oczy miał orzechowe, które wyrażały zdziwienie. Ubrany był w zwykłą grantową bluzę i czarne spodnie z dziurami. Również byłem ubrany podobnie, tylko zamiast grantowej bluzy miałem czerwoną. Jeszcze jak mój ostatni kumpel przyjdzie w białej to w ogóle będzie śmiesznie, że założyliśmy identyczne rzeczy tylko inaczej kolorystycznie, co się raczej nie przydarzy bo jestem pewny, że ubierze się elegancko.
-Ty nie uwierzysz- powiedział chłopak, spoglądając na mnie- Zane wysłał mi głosówkę
-Nie pierdol- parsknąłem śmiechem- Pokaz
Przytrzymał telefon na środku stołu, tak byśmy obydwoje mogli usłyszeć treść i włączył maksymalną głośność.
-Chłopaki, wybaczcie mi, ale się spóźnię- wydobył się z głośnika, starszy głos- Jaki dureń zarysował mi auto i myślał, że jeszcze ucieknie- EJ! Co ty robisz?! Wracaj?! Myślisz, że uciekniesz baranie?! TO AUTO MOJEJ ŻONY
CZYTASZ
â€â "ð®ððððððððð ððð ð»ðÅÄ ðððÅð" â⥠[Lava shipping] Lego ninjago
De TodoKai jest studentem prawa, dorabiajÄ cym sobie jako doradca prawny w Domie Dziennego pobytu. NÄkajÄ go telefonicznie uciÄ ÅŒliwi ludzie niezadowoleni tym, ÅŒe pomaga osobÄ , których nie lubiÄ . Ale to nie jest jego gÅówny problem bo ten moÅŒna rozwiÄ zaÄ w Å...