Drugi raz w rezydencji Anderson

1.3K 43 47
                                    

Leżeliśmy w uścisku, dopóki ktoś nie wszedł do salonu.
- Kolacja - mruknął, po głosie rozpoznałam, że był to Dylan.
Wraz z chłopakiem udaliśmy się do kuchni, po czym zasiadaliśmy do stołu.
- Y/n - zaczął oschle Will, więc na niego spojrzałam - Słyszałem co zrobiłaś, nie powinnaś ich zabijać.
- ... Teoretycznie to nie ja zabiłam tych nastolatków... - spojrzałam na niego.
- To kto?
- Ja - odpowiedziała szybko Akemi.
- Akemi? Ty tak serio?
Wszystkie spojrzenia poleciały na dziewczynę, która jednak mało się tym przejmowała.
- Jezu już nie udawajcie, jakbym była święta, grzeczną dziewczynką, która nigdy cię robi nic złego.
- Myślałem że jesteś inna.. - mruknął.
- Inna? Czyli jaka? Słaba? Która po porwaniu poddaje się i nie próbuje nawet walczyć o wolność? Nie, miałam dość. Po tym, co przeszłam?
- I tak w ogóle, to nie jest pierwszy raz, kiedy zabija.
- To ile ona ludzi zabiła?
- Ponad 20 tysięcy, jebanych osób.
- Co!?
- Jeez, musisz tak krzyczeć? - mruknęła.
- Zabiłaś, ponad 20 tysięcy osób?
- No jakoś tak, ale należało im się.
Mężczyzna westchnął, po czym już się nie odzywał.
- Jak im się należało? - zapytał Dylan.
- To byli głównie ludzie, którzy mnie torturowali, gdy uciekałam, to mnie wkopali znowu do mojego porywacza, gwałciciele i w chuj mnóstwo osób.
- Słownictwo - upomniał ją Will.
- Nie.
- Czyli mówisz, że oni ci coś zrobili, więc ty teraz się na nich mścisz?
- Tak, jak to mówią.... - zachichotała strasznie - Payback always come back...
Wszyscy patrzeli się na nią, jakby była duchem, brakowało tylko Vincent'a, który przed sekundą wyszedł z kuchni.
Dziewczyna zaśmiała się, po czym uśmiechnęła, dumna z siebie.
- Ty tak serio? - zapytał Shane.
- Tak skarbeńku, ja tak serio, Payback always come back, prawda? Tak samo jak przecież brat takiego Leon'a zadłużył się u was i teraz zabieracie Leon'owi i jego mamie pieniądze z cukierni.
- Skąd ty o tym wiesz? - zapytał Will.
- Mam swoje sposoby.
- Wynoś się - mruknął ktoś.
- co?
- Wynoś się z tego domu! - okazało się, że osobą, która mruknęła wcześniejsze zdanie, był Dylan, tym razem, również on krzyknął.
- Nie Dylan, niech zostanie - powiedział Shane.
- Nie. I tak już miałam iść - mruknęła, po czym wstała od stołu.
- Akemi, czekaj.. - szepnęłam, po czym złapałam ją za rękę.
Dziewczyna spojrzała na mnie, z pytającym wzrokiem.
- Will, może Akemi zostać u mnie na noc? - zapytałam.
- Tak, tylko niczego nie odwalajcie.
- Nic nie obiecujemy - mruknęła - ale również nikogo tym razem nie zabijemy.
- Dobrze, może zostać.
- Dzięki Will.
- To ja jadę po rzeczy - powiedziała.
- Jadę z tobą.
- Jak chcesz.
- Jadę z wami - powiedział Tony oraz Shane w tym samym czasie.
- Jak sobie chcecie.
Po jakimś czasie, byliśmy w pojeździe Akemi, ona siedziała za kierownicą, Shane na miejscu pasażera, a ja oraz Tony z tyłu.
- Ostrzegam, mam 6 rodzeństwa.
- 6? - zapytał Shane.
- Ta - mruknęła.
- E, Akemi, pomogłaś swojej siostrze z tym mężem? - zapytałam.
- No, już go nie ma, nurkuje sobie w rzece.
- A, spoko.
- Z jakim mężem? - zapytał Tony.
- No ogółem to moja siostra miała męża, ale go nie kochała bo ona jest lesbijką i się zakochała w typiarze, no i poprosiła mnie abym jej pomogła się pozbyć męża, to jej pomogłam.
- Co z nim zrobiłaś?
- Pomogłam mu nauczyć się nurkować zawiązanym w sznurki, z taśmą na ryju i w worku na śmieci.
- I? Nauczył się? - zaśmiałam się.
- Nie, menel się utopił a woda była zimna więc go nie wyłowiłam.
- Ty pojebana jesteś - mruknął Shane.
- Ale zajebista hotówa z niej jest też - powiedziałam.
- E, masz chłopaka - powiedział Tony.
- Dobra, kochasie, nie kłócić się bo wam wyjebie, jesteśmy na miejscu - oznajmiła dziewczyna.
Wszyscy wyszliśmy z samochodu, po czym weszliśmy do budynku, nic się nie zmieniło, było jedynie ciemniej.
- Z kim znowu przyszłaś? - z lewej strony, wyłonił się znowu bez koszulki Kyle, lecz tym razem był spocony, z ręcznikiem zarzuconym na szyję i mokrymi włosami.
- Z znajomymi, których nie masz.
Chłopak podszedł do dziewczyny, po czym przytulił ją, szepcząc jej coś do ucha, co wyglądało jakby ją pocałował w policzek.
Czarnowłosa uśmiechnęła się, po czym pocałowała go w policzek mówiąc
- Dziękuję, papa!
- Pa.
Nasza czwórka udała się na górę do skrzydła Lizzy, gdzie znajdował się tymczasowy pokój Akemi.
Wygodne masz łóżko - rzucił Shane, który rozwalił się na łóżku dziewczyny.
- Teoretycznie nie jest moje, tylko mojej młodszej siostry, jesteśmy w jej skrzydle więc większość rzeczy, są jej, bo moje skrzydło wybuchło.
- Aha, a kim był ten chłopak, który cię pocałował w policzek?
- On mnie nie pocałował - zaśmiała się - on mi szeptał na ucho rzeczy, których się nie dowiecie.
- Brudne rzeczy? - zapytał.
- Co? Nie! Fuu.. on jest moim bratem idioto! - dziewczyna walnęła bruneta w głowę.
-Ta? To ja ci poszeptam różne rzeczy.
- Ta? Jakie niby?
- Takie - chłopak pocałował dziewczynę, ja aż wstałam z fotela, po czym krzyknęłam
- Jest! W końcu Shane pocałował Akemi!
Gdy dwójka przerwała pocałunek, dziewczyna wstała i poszła do łazienki.
- Nie podobało jej się? - zapytał zdezorientowany.
- Uwierz mi, podobało jej się, tylko nie wie co powiedzieć i poszła ochłonąć.
- Czyli to normalne u niej?
- Nie tylko u niej, większość dziewczyn tak ma.
- Aha.
Po kilku minutach, dziewczyna wróciła do pokoju, po czym usiadła przy jednym z biurek.
- A ty nie miałaś się pakować? - zapytał Tony.
- Racja...
Czarnowłosa poszła do garderoby i po kilku minutach wyszła z niej.
W ręku miała sportową, pełną torbę.
- Gotowa?
- Ta..
Nasza czwórka wyszła z skrzydła i gdy mieliśmy wychodzić, rozbrzmiał męski, niski głos - A ty gdzie?
Wszyscy obróciliśmy się w tamtą stronę, okazało się, że właścicielem głosu był Xander.
- Na noc do koleżanki.
- A ci to?
- To jest chłopak Y/n, Tony a to jest Shane - dziewczyna wskazała na chłopaków.
- Mhm.
- Shane jest chłopakiem Akemi - oznajmiłam z uśmiechem.
- Nie jest! - krzyknęła szybko.
- Oj nie kłam skarbie - zaśmiał się Shane.
- To jak w końcu jest? - zapytał Xander.
Zakryłam usta dziewczyny, po czym Shane odpowiedział za nią - jesteśmy parą.
- Gratuluję, uważajcie na siebie, o tej porze wszystko może się stać..
- Brzmi to ja groźba - powiedziałam.
- Ale nią nie jest, tylko was ostrzegam, lepiej pojechać naokoło, dowidzenia.
- Dowidzenia - mruneliśmy wszyscy, oprócz Akemi, której nadal zakrywam usta.
Cała nasza czwórka wyszła, po czym wsiadła do innego samochodu, lecz na tych samych miejscach.
Nie widziałam jaki był to dokładnie samochód, ponieważ było ciemno, lecz po wnętrzu było widać, że należał do tych droższych modeli.
Siedzenia miał skórzane, lecz przyjemne i wygodne i kolorze beżu, miał ledy w środku oraz małe telewizorki z tyłu na nagłówkach na przednich siedzeniach.

- Mówił abyśmy jechali dokoła? - zapytała.
- Ta, ale i tak pojedziemy normalnie, nic przecież się nie stanie.
Dziewczyna zaczęła jechać, taką samą drogą, jaką jechaliśmy do rezydencji.
Nagle zaczęło coś pikać, pikanie było coraz głośniejsze i szybsze, po chwili coś wybuchło w samochodzie, co sprawiło, że polecieliśmy w powietrze i cała nasza czwórka wylądowała na drodze.
Było pusto i ciemno, na dodatek byliśmy na mało jezdnej drodze, więc nikt nam nie pomoże...
Akemi straciła przytomność, Shane'a i Tony'ego nie widziałam, co oznaczało, że polecieli gdzieś dalej, a ja sama czułam się bardzo słabo, po chwili tak jak moja koleżanka.. zemdlałam...

**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚Polsat˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*

Oto kolejny rozdział, mam nadzieję że się podobał itp. Itd.

Komentarze które możecie zostawiać:

Tutaj "kiedy kolejny" rozdział itp.

Tutaj pytanka odnośnie rozdziału.

Tutaj pytanka odnośnie książki.

Tutaj pytania do mnie (nie dotyczące książki)

Tutaj pomysły na kolejne rozdziały.

Tutaj jakieś miłe słówka.

A tutaj wszystkie inne komentarze.

Ilość słów wraz z notatką: 1191

Panna Idealna [Tony Monet x Reader]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz