Akemi jedynie wpatrywała się w nas cicho, ale następnie kontynuowała.
- Mówię o tych typach w czarnych garniakach z tatuażami jakiegoś jebanego ptaka na nadgarstkach. - wydusiła, nadal dławiąc się łzami.
- Z... Tatuażami ptaków? - powtórzył Tony a następnie spojrzał na Vincent'a, który jak zawsze był spokojny.
- Nie gadajcie że to znowu jakiś was sekret rodzinny. - powiedziałam do nich, już lekko podirytowana.
- Może tak być... - powiedział niepewnie Tony, patrząc na mnie. - Ale mam na to wytłumaczenie, kotku.
- Nie kotkuj mi tu teraz i nie tłumacz mi nic bo jak się zezłoszczę to ty też będziesz w szpitalu. - ostrzegłam go, podnosząc palec wskazujący, na co on jedynie westchnął.
Po chwili, przypomniałam sobie, se jesteśmy w szpitalu.
Podeszłam więc do Akemi i objęłam ją ramieniem, próbując obchodzić się z nią tak jak z moimi dziećmi, aby ją uspokoić.
- No, już, już... Będzie dobrze... Wyjdzie z tego, będzie silny, dla ciebie. Obudzi się, wróci do zdrowia i wszystko wróci do normy.... - zapewniałam ją cicho, pocierając jej ramię kojąco, jakby to jakoś miało pomóc.
- Y/n - usłyszałam głos Tony'ego.
- Cicho, Tony. - mruknęłam, patrząc na Akemi.
- Y/n, gosposia napisała, musimy iść. - powiedział już bardziej stanowczo.
- Nigdzie nie idę. - spojrzałam na niego surowo - wracaj sam.
- Do cholery, Y/n, tu chodzi o nasze dzieci. Musimy wracać.
- Wracaj sam. Ja tu zostaję. - uparłam się.
- Pierdole to. - mruknął i wyszedł z pokoju.Pov. Tony.
Wyszedłem z pokoju szpitalnego w pośpiechu, zirytowany trochę przez upartość Y/n, ja rozumiem, że jej przyjaciółka potrzebuje wsparcia ale do cholery, ile tam jest osób? I dlaczego stawia swoją przyjaciółkę ponad swoje dzieci? Ja pierdole, nawet ja wiem, że rodzina ważniejsza od przyjaciół.
I ja rozumiem, że to Shane leży w łóżku szpitalnym, i żeja też powinienem tam być, ale teraz mam inne sprawy na głowie, ponieważ mam dzieci, którymi trzeba się zająć, mimo że nie ma mnie z nimi często i nie wiem jak się z nimi obchodzić za bardzo, trzeba.
Gdy wyszedłem ze szpitala, wsiadłem w samochód, zatrzaskując drzwi za mną, zapiąłem pas, startowałem samochód i odjechałem, przekraczając ograniczenie prędkości.
Do domu dotarłem w jakieś 20 minut, trochę długo, ale jednak dotarłem.
Gdy wysiadłem i wbiegłem wręcz do domu, gosposia podbiegła do mnie trochę przestraszona.
- Panie Monet! - zawołała - Nathaniel i Noemi nie idą spać, ciągle płaczą i nie mam pojęcia jak ich uspokoić, próbowałam wszystkiego czego mogłam ale oni nie pójdą spać...
- Już idę. - mruknąłem i poszedłem do pokoju moich dzieci, zanim jednak tam wszedłem, uspokoiłem się i delikatnie otworzyłem drzwi.
- Nathaniel? Noemi? Co jest? - zapytałem, widząc jak siedzą obok siebie ja łóżku Nathaniel'a, płacząc.
- T-tata? - zapytała Noemi, patrząc na mnie swoimi oczętami.
- Tak, to ja. - podszedłem do łóżeczka i kucnąłem przed nimi - Co się stało? Dlaczego płaczecie?
- B-bo w sza-afie jest c-coś strasznego - wydusił Nathaniel.
- W szafie? - zapytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi, więc wstałem i podeszłam do mebla w pokoju, następnie otworzyłem drzwiczki i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to pistolet. Który na sto procent nie był mój..... Ani Y/n....**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚Polsat˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
Oto kolejny rozdział. (Trochę czekaliście, heh.) Nie jest on długi, bo wena robi papa, albo chęci czy cokolwiek innego.
Więc tak.... Uh... Bajo!
Komentarze które możecie zostawiać:
Tutaj "kiedy kolejny" rozdział itp. (Znając życie nie odpowiem, bo sama nie wiem kiedy wstawię a tym bardziej napiszę)
Tutaj pytanka odnośnie rozdziału.
Tutaj pytanka odnośnie książki.
Tutaj pytania do mnie (nie dotyczące książki)
Tutaj jakieś miłe słówka.
A tutaj wszystkie inne komentarze.
Ilość słów wraz z notatką: 576
CZYTASZ
Panna Idealna [Tony Monet x Reader]
Fanfic⚠️TW: przekleństwa, alkohol, narkotyki, papierosy, bicie, self-harm⚠️ Y/n właśnie się przeprowadziła do Pensylwanii, gdy tylko przekroczyła próg szkoły wszyscy znaleźli się wokół niej i chcieli być w jej gronie przyjaciół lub jej centrum zainteresow...