Cztery

124 9 0
                                    

- Mari, pospiesz się! - krzyknął Hudson z dołu budynku.

- Idę do cholery! - odkrzykuje i ostatni raz poprawiam włosy zanim zgarne swoje rzeczy i wyjdę z pokoju.

Zeszłam na dół zauważając czekającego przed drzwiami brązowowłosego, który sprawdzał zegarek.

- Nareszcie. - Wzdycha zauważając mnie.

- To nie ja się cały ranek zwlekałam z łóżka bo: głowa mnie boli. - powiedziałam kpiąco i wyszłam z domu.

- Zaraz będziesz szła na piechotę. - odpowiada za mną po czym mnie wymija i idzie w stronę, zapewnie cholernie drogiego, Porsche.

- Nie zrobiłbyś tego. - mówię, zakładając ręce na piersi.

- Liczę do trzech i jeśli nie wsiądziesz, zostawię cię tu. - rzuca i wsiada za kółko.

I chociaż mu nie wierzę, to wiem, że jest do wszystkiego zdolny i wolę nie ryzykować, więc wsiadam na miejsce pasażera. Niestety, muszę być na jego łasce, bo nie mam nawet prawka. A nie mam zamiaru jechać z kierowcą.

- A gdzie ten twój tajemniczy przyjaciel? - spytałam rozglądając się, bo nadal go nigdzie nie widziałam.

- Miał ostatnio trochę własnych spraw. Przyjdzie własnym samochodem. Później może go poznasz.

- Okej. - odpowiadam i zaczynam przeglądać swój telefon w drodze do szkoły.

Po około dwudziestu minutach, kierując się na północ do centrum miasta, w końcu dotarliśmy na miejsce. Od razu wyszłam z auta rzucając chłopakowi krótkie dzięki.

- Mari. - odzywa się za mną więc się odwracam.

- Tak? - pytam.

- Co ty w ogóle studiujesz? - spytał wychodząc z samochodu.

- Stosunki międzynarodowe. - odpowiadam na co zaczyna się szeroko uśmiechać. - Co?

- Nic. - Kręci głową. - Przekonasz się. - dodał tajemniczo i odszedł w swoim kierunku.

Kręcę głową z głośnym westchnieniem, kiedy zniknął. Idę do budynku uniwersytetu znaleźć jakiekolwiek informacje dotyczące mojego kierunku i rocznika.

Po kilku nieznośnych godzinach wszystkich wstępnych informacji i wyczerpaniu mojej baterii społecznej, wyszłam z budynku z wiedzą jak będzie wyglądać najbliższy semestr. Postanowiłam więc udać się do pierwszej lepszej knajpy w pobliżu, żeby coś zjeść.

Wchodzę do knajpy i zamieram w przejściu. Czego ja się spodziewałam. Oczywiście, że w miejscu blisko uniwersytetu będzie pełno studentów. Przełykam głośno ślinę i skacze wzrokiem po wszystkich zgromadzonych i szukam jednego, samotnego i wolnego miejsca.

- Czemu stoisz? Chodź do naszego stolika. - Usłyszałam obok siebie głos Hudson'a, który się pojawił obok mnie nawet nie wiem skąd i wskazał głową odpowiedni stolik.

- Nie. - Pokręciłam przecząco głową.

- Dlaczego? - westchnął.

- Wstydzę się. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

- Ja pierdole. - mruknął widocznie wkurzony. - Czego ty się wstydzisz?

- No.. ich. - Posłałam wzrok w stronę stolika gdzie wcześniej wskazywał.

- Chryste kurwa. - burknął i położył dłoń na moim ramieniu popychając mnie w odpowiednią stronę. - Siadaj. - powiedział odsuwając mi krzesło więc obrażona usiadłam na miejscu. - Co chcesz do jedzenia?

Destiny - (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz