Osiemnaście

98 10 0
                                    

Przyszłam z kolacji do sypialni i jak codziennie od kilku dni - chociaż starałam się jak mogę, to kiedy czegoś nie chcemy i tak nasz wzrok tam ucieka i to przyciągamy - mój wzrok padł na bukiet róż, stojący na stoliku przy oknie, ciągle mając świadomość kruchości tych kwiatów, ale i mając nadzieję.

Oczy zaczęły mnie szczypać widząc, że płatki zaczynają opadać, a kwiaty więdną. Wezbrała we mnie złość. Złość na kwiaty, złość na Cassian'a, który w ogóle mi je dał, złość na kruchość i ulotność życia. Zacisnęłam dłonie w pięści i podeszłam do bukietu by teraz definitywnie wyrzucić kwiaty i kląc na siebie w myślach, że tyle je trzymałam. Zatrzymałam się jednak w pół kroku przed stolikiem, bo coś tu nie pasowało. W całym bukiecie, który więdł była jedna róża, której płatki nie opadały i trzymała się cały czas prosto. Sięgnęłam po nią i wyciągnęłam z bukietu, przecierając ją palcami. Była.. sztuczna. I na pewno jej tu wcześniej nie było.

Pod bukietem również leżała złożona kartka, na którą poleciało kilka kropel wody. Muszę w końcu zacząć zamykać drzwi na klucz, kiedy stąd wychodzę. Otworzyłam kartkę, która była nie podpisana. Było na niej kilka słów i od razu wiedziałam, z kim mam do czynienia.

"Na zawsze twój, aż ostatni kwiat zwiędnie."

Podniosłam głowę do sufitu i zamrugałam odganiając łzy.

Cwany dupek. Umieścił w bukiecie sztuczny kwiat, który nigdy nie zwiędnie i będzie na zawsze.

Czy on właśnie.. odczarował dla mnie róże?

Może chciał sobie ze mnie zażartować, może chciał mnie doprowadzić do łez, ale mimo wszystko w moim sercu błysnęła jakaś ciepła iskierka sympatii.

Gra pan nieczysto, panie Rinworth. Pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem obracając w dłoni łodyżkę sztucznej róży. Wyjęłam z wazonu zwiędłe kwiaty, a sztuczny włożyłam tam z powrotem. Resztę wyrzuciłam do kosza i nawet nie było mi ich szkoda.

Przyłapałam się jednak na tym, że stoję nad koszem i wpatruję się w te kwiaty. Pokręciłam głową rozbudzając się i podeszłam do biurka biorąc laptopa i kładąc się z nim na łóżku. Kiedy się uruchomił, usłyszałam pukanie do drzwi.

- Nie ma mnie. - powiedziałam.

Nie podnosząc wzroku usłyszałam otwieranie drzwi na co zacisnęłam mocno szczękę.

- Witaj, Mariposo. - usłyszałam i zamknęłam oczy, oddychając głośno jak byk.

Oczywiście. Kto inny mógł tu tak bezczelnie przyjść nie przejmując się tym, że nikogo nie chce widzieć, a tym bardziej go tu nie zaprosiłam.

- Czego tu chcesz? - burknąłem, piorunując go wzrokiem.

- Musimy porozmawiać. - powiedział, zamykając drzwi i odwrócił się w moją stronę, wkładając dłoń do kieszeni eleganckich spodni, drugą trzymał za plecami. Zmarszczyłam brwi i przekrzywiłam głowę, kiedy jego wzrok na sekundę uciekł w stronę wazonu z jedyn kwiatem.

- Nic nie musimy. - odparłam, wracając wzrokiem do ekranu komputera.

- Masz tam jakieś, dziewczyńskie gry? - spytał podchodząc bliżej.

- Zobacz i się przekonaj. - Przesunęłam laptop ekranem w jego stronę, kiedy usiadł na materacu łóżka.

- Co my tu mamy.. - mruknął przeglądając mi pulpit. O mało co nie wybuchłam śmiechem widząc jego minę. - GTA, Gothic, Heroes 6? Dziewczyno - Spojrzał na mnie zaskoczony, a ja musiałam przygryźć dolną wargę, żeby się nie śmiać. - Skąd ty znasz takie gry? A gdzie kucyki i jednorożce?

Destiny - (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz