Dwadzieścia pięć

79 10 0
                                    

W Miami nie ma śniegu. Nie ma nawet zimna. Za to są burze i wiatry, które nieprzyjemnie poruszały drzewami i oceanem powodując dźwięki, które tworzyły gęsią skórkę na moich ramionach, mimo że w pokoju jest ciepło.

Wpatrywałam się w sufit i poruszające się na nim cienie, nie mogąc zasnąć. Próbowałam nawet liczyć te głupie owce, ale nic nie pomagało. Nie lubię silnego wiatru. Najbardziej w nocy. Nie mam z tym żadnej traumy. Po prostu jest nieprzyjemne jak ręce oblepione mąką czy wejście w skarpetkach w kałuże.

Do tego nie mogę przestać myśleć o egzaminach, które pisałam. W całym tym stresie ze szpitalem, Hudsonem i egzaminami już całkiem się pogubiłam i pewnie poszły mi fatalnie i czekają mnie poprawki, i nie mogę przez to się cieszyć zbliżającymi świętami.

Wychodzę z łóżka i drepcze do drzwi. Wychodzę cicho na korytarz, rozglądając się i idę do drzwi w centrum korytarza. Otwieram po cichu drzwi i mrugam w ciemności. Na łóżku, pod pościelą porusza się ciało w spokojnym oddechu. Patrzyłam przez chwilę na to spokojne zjawisko nie możliwe do zobaczenia za dnia po czym pokręciłam głową.

Wchodzę do środka zamykając drzwi jak gdyby nigdy i zamieram. Dlaczego ja tu w ogóle przyszłam? Powinnam wyjść i zapomnieć o całym tym zdarzeniu. Nie powinnam w ogóle tu stać i wpatrywać się w chłopaka, który z rozsypanymi na głowie włosami spał jak gdyby nigdy nic i nawet nie wiedział o tym, że stoję i się w niego wpatruje. Nogi jednak same pokierowały mnie w stronę jego łóżka. Resztki zdrowego rozsądku umknęły ze mnie w momencie, kiedy szybko uchyliłam kołdrę i po cichu weszłam do łóżka Cassian'a by się do niego przytulić. Było już za późno na myślenie. 

- Co ty tu robisz? - spytał przebudzony, chrypliwie zaspanym głosem.

- Strasznie wieje. Boje się tych dźwięków. - odparłam szeptem.

- A nie mogłaś iść do Hudson'a? - spytał, ale przyciągnął mnie ramieniem do siebie. 

- Nadal jesteśmy pokłóceni. - odpowiedziałam. - Plus wolę się nie natknąć na niespodzianki, które mogę tam zastać.

- A jakbym też z kimś był? - spytał spoglądając na mnie świecącymi w ciemności bursztynowymi oczami.

- Nigdy z nikim nie jesteś. - prychnęłam.

- Przecież teraz z kimś jestem. - odpowiedział cwanie.

- Zabawne. - Przewróciłam oczami. - To w takim razie mogę sobie iść.

Próbuje się odwrócić i wstać z łóżka, ale Cassian przyciąga mnie do siebie silnymi i nie znoszącymi sprzeciwu ramionami. Zderzam się policzkiem z twardą piersią chłopaka i wciągnęłam mocno powietrze w płuca przy okazji zaciągam się jego zapachem. Jego skórą, gorzką pomarańczą i drzewem sandałowym, przez który przechodzi mnie dreszcz. Pachniał świeżo, ale i orientalnie. Idealna mieszanka.

- Mogę iść do ojca. Ale też nie chce wiedzieć co tam robią. - mruknęłam. - Chociaż powstrzymanie ich przez zrobieniem mi rodzeństwa nie byłoby taką złą opcją.

Cassian cicho się zaśmiał na moje słowa, a ja się krzywię, bo naprawdę pomyślałam o ojcu i Ciarze w nieodpowiedniej sytuacji.

- Po prostu śpij. - mruknął chłopak, wtulajac głowę w moją szyję.

- Jesteś strasznie arogancki uparty. - burknęłam, ale się w niego wtuliłam, kiedy za oknem głośno zaszumiał wiatr.

- I vice versa, skarbie. - prychnął rozbawiony, a ja dosłownie kamienieje na dźwięk ostatniego słowa.

- Idiota. - szepnęłam i zamknęłam oczy, by otoczona bezpieczenstwiem i przyjemnym zapachem, zasnąć.

🦋🦋

Destiny - (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz