Jeśli myślałam, że tylko mi się przywodziło, że Cassian Rinworth dobrze zna francuski, to jestem naprawdę naiwną idiotką.
Tak. Ten człowiek naprawdę dobrze - a nawet wybitnie - znał francuski.
Przekonałam się o tym, kiedy następnego dnia zobaczyłam go na wykładach z zaawansowanego francuskiego, gdzie jesteśmy w jednej grupie, mimo że jest rok starszy.
A kiedy usiadłam na wolnym miejscu, on przesiadł się do mojej ławki. Musiałam zamknąć oczy na jedną, krótką chwilę, zanim bezpiecznie mogłam się do niego odezwać.
- Co ty tu robisz? - pytam spokojnie, nawet na niego nie zerkając.
- Siedzę. - odpowiada swobodnie.
- Nie. Co ty tu robisz? - ponawiam pytanie i tym razem na niego spoglądam.
- Chodzę na wykłady. - odpowiada powoli, jakby sprawdzał czy dobrze przyswoje jego słowa.
- Ale dlaczego. Siedzisz. Ze mną? - cedzę.
- Och Mariposo. Nie chciałem, żeby moja współlokatorka siedziała z kimś obcym, skoro tak wstydliwie reaguje na czyjąś obecność.
- Twoja.. co?! - spytałam zdziwiona.
Jego uśmiech na twarzy rozciągnął się, kiedy zobaczył moje rozszerzone źrenice. To on. On jest tym tajemniczym przyjacielem, który z nami mieszka?
O cholera.
Mam nadzieję, że to bardzo, ale to bardzo nieśmieszny sen. Przymknęłam oczy, uszczypnęłam się i znów otworzyłam oczy. To nie sen.
- To ty jesteś tym przyjacielem Hudson'a? - Kiwnął głową na potwierdzenie moich słów. - Czemu nie powiedziałeś wcześniej?
- Liczyłem, że sama to odkryjesz. Przeliczyłem jednak twoje możliwości. - Cmoknął kręcąc głową.
Czułam, że robię się czerwona jak burak. Ze złości. Z frustracji. Na tego nieproszonego gościa obok mnie, któremu nikt nie kazał tu siadać, a teraz mnie obraża.
- Po pierwsze - wysyczałam. - Nie obchodziło mnie kim jesteś. Po drugie, nie reaguje wstydliwie na czyjąś obecność. - piszczę cicho. - Po prostu nie lubię, jak się mnie z kimś poznaje. Wolę sama zainicjować znajomość, a najlepiej, kiedy zrobi to osoba, która chce mnie poznać.
- Chciałem cię poznać. Nie chciałaś mi się przedstawić. - przypomina, zerkając na mnie.
- Bo ciebie nie lubię. - odpowiadam powoli. Wzdrygnęłam się, kiedy szturchnął moje kolano swoim przez co zastygam w miejscu, a przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz, aż włoski na karku stanęły mi dęba.
- Mnie się nie da nie lubić. - odpowiada z takim uśmiechem, że znów widzę te przeklęte dołeczki.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. - Wzruszyłam spokojnie ramieniem z poważną miną. - Takie są konsekwencje nazywania kogoś Francuskim pieskiem. - prycham.
- Trzeba było nie nazywać mnie dupkiem. - odpowiada.
- Trzeba było nie zachowywać się jak dupek. - wyjaśniam na co wzdycha zrezygnowany, że próbuje go przegadać.
- A co do tego, co powiedziałaś w knajpie. Tak, jest duży. - mówi, z przyklejonym do twarzy aroganckim uśmiechem.
A ja jak bardzo bym chciała to powstrzymać, odwracam od niego twarz kapitulując. Cholera. Tak mi się gorąco zrobiło, że pewnie, gdyby ktoś mnie dotknął, poparzyłby się.
W końcu milknie, kiedy wykładowczyni odchrząkuje. Świetnie. Jeszcze będę miała na pieńku z wykładowcami przez tego typa.
Kiedy tylko wykład się skończył, nawet się nie oglądając, jak oparzona wstałam z miejsca i szybkim krokiem wyszłam z sali udając się do kolejnej.
CZYTASZ
Destiny - (Zawieszone)
Ficção AdolescenteJeśli motyl zatrzepocze skrzydłami w miejscu A, to w miejscu B może spowodować burze piaskową. Tą samą burze może spowodować człowiek B, kiedy wkurzy człowieka A. Jest w tym pewna zależność wynikająca z mnóstwa przypadków i niezależnych od nas zda...