Jeden

173 12 1
                                        

Miami to naprawdę piękne miejsce. Chociaż swoją urodą wielkiego miasta nie dorasta do francuskiej prowincji gdzie mieszkałam, otoczona malowniczymi polami lawendy.

Dużo słońca, palmy, piasek, woda. Wpatrywałam się na ocean po lewej stronie samochodu, kiedy jechaliśmy do domu, w którym miałam od teraz mieszkać. Kierowca i ochroniarz rozmawiali cicho między sobą, ale ich nie słuchałam. I tak rozmawiali zbyt szybko, jak na moje umiejętności angielskiego. Wpatrywałam się w delikatnie poruszającą się wodę, wsłuchując tylko w dźwięk poruszającego się samochodu.

W końcu dotarliśmy do dużego budynku ogrodzonego wysokim płotem. A więc bogacz.

Brama się otworzyła i kierowca wjechał na kamienisty podjazd zatrzymując się przed wejściem. Otworzył mi drzwi i mogłam wyjść rozprostować kości, które strzyknęły. Weszliśmy do budynku gdzie w dużym przedpokoju stał wysoki mężczyzna. Nawet po tylu latach go rozpoznałam, chociaż byłam mała, kiedy zniknął. Jego brązowe włosy przecinało kilka pasemek siwych włosów. Mimo że byłam kopią swojej matki co do twarzy i blond włosów, niebieskie oczy koloru lodowca miałam właśnie po nim.

- Miło cię w końcu widzieć. - odezwał się z lekkim uśmiechem.

- Chciałabym powiedzieć to samo. - mruknęłam.

- Jak podróż?

Kolejne pytania, które nic nie wnoszą, a są tylko do podtrzymania walącej się już rozmowy, chociaż obie strony chciałyby dać sobie już z tym spokój. Dając pozory tego, że go to w ogóle interesuje. Brakuje jeszcze tego, żeby zapytał jak się czujesz? Jeśli to zrobi to nie obchodzi mnie czy jest moim ojcem. Przywalę mu.

Tak, jeszcze we Francji, kiedy miałam już po dziurki w nosie tego pytania i jedna więcej osoba o to zapytała, miała spotkanie z moją dłonią. Bolała jak cholera.

Gdyby sąd nie kazał mi z nim zamieszkać, bo jest moją najbliższą rodziną i to on wystosował pismo, nigdy bym się tu nie pojawiła. Ale dlaczego człowiek, który mnie porzucił, nagle się odezwał i musiałam przylecieć z nim zamieszkać? Zapewne od niego się tego nie dowiem.

- W porządku. - odparłam wzruszać ramieniem.

- Wiem, że dopiero przyjechałaś i przepraszam, ale muszę pilnie wyjść. - Spojrzał na swój niesamowicie drogi zegarek. - Zobaczymy się później.

- Spokojnie. - mruknęłam. - Nie było cię dziesięć lat to i kilka godzin poczekam. - dodałam na co chłopak za nim parsknął cichym śmiechem.

Nawet nie wiedziałam, kiedy przyszedł. To w takim razie musi być syn żony mojego ojca, dla której zostawił moją mamę. Wiem tylko tyle, że chłopak jest ode mnie o rok starszy. I, że raczej się nie polubimy.

Starszy mężczyzna przede mną spojrzał na mnie zaciskając usta w cienką linię. Kiwnął głową i mnie wymianą. Kiedy zniknął mi z oczu spojrzałam na chłopaka. Wysoki, o włosach koloru orzecha włoskiego i zielonych oczach. Na ustach błąkał mu się cwany uśmiech, a wzrok taksował mnie wzrokiem.

- Nie jestem pomnikiem w muzeum żeby się tak we mnie wpatrywać. - powiedziałam przechylając głowę w bok.

- Hudson. - przedstawił się ignorując moje słowa.

- Mar. - również się przedstawiłam.

- Pokaże ci twój pokój. - dodał odwracając się na pięcie.

Poszłam za nim nie mając innego wyboru. Przeszliśmy do innego pomieszczenia gdzie otworzył drzwi prowadzące przez oszklony korytarz do drugiego budynku i wyszliśmy w dużym salonie o jasnoszarych ścianach i jasnych meblach z kolorowymi dodatkami. Wysokie ściany i duże okna z widokiem na ogród i w dali można było zauważyć skrawek oceanu.

- My mieszkamy w tym budynku. Mama i Richard w drugim. - powiedział Hudson.

- Nie mieszkacie razem? - spytałam zdziwiona.

- Uwierz mi, to znacznie lepsze. Masz więcej prywatności i wolności. - odpowiedział.

Może to i lepiej. Nie chcę na każdym kroku wpadać na ojca i jego żonę. Jestem tu też tylko na chwilę, dopóki nadal trwa moja edukacja. Potem mogę się stąd wyprowadzić.

- Tam za drzwiami jest kuchnia, gdybyś czegoś potrzebowała. Obiady zazwyczaj jemy wszyscy w głównym domu. - Wskazał na kolejne drzwi w pomieszczeniu, nawet się do mnie nie odwracając i wszedł na spiralne schody.

Super. Jeszcze tego brakowało, żebym musiała w "rodzinnym gronie" jeść posiłki.

- Okej. - rzuciłam tylko i poszłam za nim.

Szedł pewnie korytarzem, kiedy ja spojrzałam jeszcze z antresoli na salon, który było widać z góry i mogłam się lepiej przyjrzeć. Rozglądałam się po jasnym wnętrzu korytarza o ścianach koloru jogurtu brzoskwiniowego wyłożonych sztukaterią. Na ścianach w niewielu miejscach były obrazy. Im dalej się szło to z klasycznych stawały się bardziej nowoczesne.

- To mój pokój. - pokazał na jedne z drzwi po prawej. - A to twój. - dodał kilka kroków dalej i zatrzymał się po lewej stronie korytarza, przy drzwiach koloru takiego jak ściany. - A tam jest pokój mojego przyjaciela. - Wskazał na drzwi dalej.

- Mieszkasz z przyjacielem? - spytałam zdziwiona.

- Jego rodzina często podróżuje, więc mu to zaproponowałem. Zapamiętaj jednak gdzie są twoje drzwi. Uwierz, nie chcesz się tam zaplątać.

- Zapamiętam. - mruknęłam. Uśmiechnął się lekko i otworzył drzwi.

Weszłam do środka i musiałam bardzo się pilnować, żeby oczy mi nie wyskoczyły z powiek. Ten pokój był dwa, a nawet trzy razy większy niż mój we Francji. Po prawej duże, wysokie łóżko z pikowanym zagłówkiem, z jasnego drewna takiego jak dwie szafki nocne po bokach. Po lewej od łóżka było biurko obrócone tak, ze krzesło było od ściany na której wisiał obraz przedstawiający kwiecistą łąkę. Na wprost od wejścia były dwa okna o zaokrąglonej górze. Stały przed nimi dwa fotele z białego, puchatego materiału i stolik z kamienia. Po lewej znajdował się kominek elektryczny, nad którym wisiał telewizor, między kolejnymi drzwiami.

- Tu masz garderobę. - powiedział Hudson i otworzył jedne z drzwi za które zajrzałam.

- Jest wielkości mojego starego pokoju. - wyrwało mi się na co się zaśmiał cicho.

- Pokojówka powiesiła już trochę twoich rzeczy, kiedy przyjechały. Nie spodziewałam się, że taka.. - Spojrzał na mnie oceniająco wzrokiem od góry do dołu. - Urocza dziewczyna ma tyle czarnych rzeczy.

- Mam żałobę, tłumiku. - burknełam niemiło, bo to nadal drażliwy temat i nie obchodziło mnie, że go tym obrażam.

Nie lubię go. Nie lubię jego mamy, która odebrała mi ojca i nie lubię nawet samego ojca. Muszę tu być, bo tak zarządził sąd, kiedy mama umarła. Muszę być pod opieką ojca do ukończenia szkoły, mimo że osiemnaste urodziny mam już wkrótce.

- Och.. - zmieszał się. - No tak. Wybacz. - Nerwowo przeczesał orzechowe włosy palcami. - To ja może cię zostawię. Rozgość się. Wiesz gdzie mnie szukać, a jak nie, to w głównym domu na pewno ktoś się kręci i ci pomoże.

Kiwnęłam tylko głową i wyszedł z pomieszczenia. Zostałam sama i mogłam głośno westchnąć. Może nie powinnam tak go atakować. Przecież on tak naprawdę nie jest niczemu winny. Jednak zapewne wiedział, co mi się przydarzyło i dlaczego muszę z nimi zamieszkać.

Rozejrzałam się po garderobie, pokoju i łazience. Zwykle, puste wnętrze nie mające wyrazu i przepełnione pudłami oznaczonymi kartkami, co jest w środku. Typowa przeprowadzka.

Nie mam ochoty się tym zajmować. Do tej pory było mi wszystko jedno, od jednego lotniska do drugiego. Teraz? Mam ochotę płakać, bo to prawda.

Destiny - (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz