Obudziłam się w nocy wpatrzona w sufit. Chciałam dalej zasnąć, ale nie potrafiłam zamknąć oczu i po prostu odpłynąć. Mimo że byłam śpiąca, to powieki same mi się otwierały.
Wzięłam telefon z szafki nocnej odblokowując go. Syknęłam od rażącego w ciemności światła i przymrużyłam powieki. Pierwsza w nocy. Świetnie.
Od razu po powrocie z miasta z Cassianem zaszyłam się w pokoju i, kiedy adrenalina po spotkaniu Eltona Johna ze mnie zeszła, zasnęłam praktycznie od razu. Chociaż nie wróciliśmy tak późno. A teraz wstałam w środku nocy i nie potrafię dalej zasnąć.
Moje myśli zaprzątał ciemnowłosy. Nadal nie wiem co temu człowiekowi chodzi po głowie. Im bardziej staram się go odsunąć, tym bardziej narusza strefę mojego bezpiecznego komfortu. A bardzo nie lubię, kiedy ktoś ją zakłóca.
Wstałam z łóżka i założyłam na piżamę cienki szlafrok. Po cichu wyszłam z pokoju i zeszłam na dół do kuchni. Światło księżyca odbijało się od kafelków i marmurowych blatów. Otworzyłam lodówkę by wyciągnąć sok i światło z niej bardziej rozświetliło pomieszczenie. W ten sposób bez włączania światła udało mi się znaleźć szklankę i nalać do niej napoju. Usiadłam na stołku przy wyspie i spojrzałam przez kolejne przeszklone drzwi w domu, które prowadziły do ogrodu. Było ciemno i spokojnie.
Nigdy nie miałam lęku przed ciemnością. Wręcz przeciwnie. Noc zawsze była mi bardziej przyjazna. Cicha, spokojna i odstraszała wszystko na około. Spokojny szum wiatru, pohukiwanie sowy na drzewie za oknem mojej sypialni w Prowansji, bezchmurne niebo pełne gwiazd i spokojna muzyka pasikoników.
Mimowolnie uśmiechnęłam się do swojego odbicia w szklanej powierzchni. Dopiłam sok i włożyłam szklankę do zmywarki. Rozciągnęłam kości i wyszłam z kuchni kierując się na schody. Przystanęłam na korytarzu słysząc czyjeś głosy. A bardziej dźwięki. Konkretnie jęki. I ktoś naprawdę nie starał się być cicho. A wszystko odbywało się za drzwiami sypialni Hudson'a.
Dżemie w niebie. Naprawdę nie chciałam tego słuchać. Tym bardziej zważając, że Hudson jest dla mnie jak brat. Taki, którego się nie lubi ale zawsze jest, kiedy go potrzeba. Ale czy to dziwne, że odetchnęłam z ulgą słysząc to za jego drzwiami, a nie naszego współlokatora?
- Podsluchujesz, Mariposo?
Odwróciłam się w stronę głosu przykładając dłoń do ust, żeby nie pisnąć i zobaczyłam za sobą Cassian'a opartego o ścianę. Nawet w ciemności mogłam zobaczyć te rozbawione ogniki w jego oczach.
- Po pierwsze, byłam na dole się napić. - szepnęłam. Nie wiem czemu się tłumaczyłam. - Po drugie, są tak głośni, że nawet nie trzeba podsłuchiwać. A wolałabym tego nie słyszeć. I po trzecie, co ty tu robisz?
- Wyszedłem zapalić. - wzruszył ramieniem.
- I musiałeś aż wychodzić na zewnątrz? Balkon ci nie wystarczył i z tego powodu musisz straszyć na korytarzach jak jakiś duch? - szepnęłam, marszcząc czoło.
- Lubię się czasami przejść wieczorem po ogrodzie.
- Jest środek nocy. - przypomniałam.
- Dla mnie bez różnicy. - Uśmiechnął się w ciemności. - Za to ty powinnaś już spać.
- Tak samo ty.
- A jednak oboje stoimy tu na korytarzu i.. - Przerwał, kiedy usłyszeliśmy głośny jęk, przez co spaliłam burka, zdając sobie sprawę, co dzieje się za drzwiami obok. - No właśnie.
- W takim razie idę do siebie.
Na wszystkie pierniki świata. Czy to brzmiało tak dwuznacznie, jak mi się wydawało?
CZYTASZ
Destiny - (Zawieszone)
Teen FictionJeśli motyl zatrzepocze skrzydłami w miejscu A, to w miejscu B może spowodować burze piaskową. Tą samą burze może spowodować człowiek B, kiedy wkurzy człowieka A. Jest w tym pewna zależność wynikająca z mnóstwa przypadków i niezależnych od nas zda...