3.Jak w domu

1.4K 26 18
                                    

Z pozycji leżącej w ułamku sekundy zmieniłam pozycję na siedzącą.

- Otwarte! - krzyknęłam do osoby stojącej przy drzwiach.

- Hej. - w drzwiach staną nie kto inny jak Shane.

- Co tam? - zapytałam zaciekawiona pojawieniem się jego osoby w moim pokoju.

- Mogę wejść? - zapytał chłopak

- Tak jasne wchodź.

Shane przyszedł i usiadł koło mnie.

-... wiem że to nie jest dla ciebie najlepszy moment, ale jeśli będziesz chciała pogadać to jestem do twojej dyspozycji. Musisz to wiedzieć że masz we mnie wszelkie wsparcie.

Po pewnym czasie do mnie doszło do czego zmierzała ta rozmowa.

- ...to już... prawda ?- do oczu napływały mi już łzy- mamy już nie ma...?

- ... Tak Abby...

Nawet nie wiem kiedy z moich oczu zaczęły płynąć ogromne łzy.

-Abby nie płacz, proszę cię.- Shane przytulił mnie tak szybko jak tylko mógł- ej, ja ci pomogę, my ci pomożemy.

Byłam już tak zmęczona płaczem i tym wszystkim że nie miałam siły nic mówić.

- Zostać z tobą dzisiaj?

Pokiwałam lekko głową.

-okej.. Już, wszystko dobrze, jestem z tobą.- Shane położył moją głowę na swoje ramię.

-Shane?....- zapytałam po cichu

-Tak?- odpowiedział jak zwykle miło tak jak to robił przeważnie zawsze.

-Ty widzisz że to co jest pomiędzy nami nie jest normalne?
Shane podniósł lekko głowę i na mnie spojrzał.

- W jakim sensie?- zapytał lekko zaspany.

-Nie zachowujemy się jak przyjaciele, bardziej jak...no wiesz, para...- zawstydziłam się tym ostatnim słowem.

- Może dlatego że nią jesteśmy

-Od kiedy ?

- Od...od nie wiem kiedy, ale jesteśmy.

- Co będzie jak ci się znudzę, spotkasz lepszą, ładniejszą. Zostawisz mnie?- zaczęłam ten temat sama nie widząc kiedy.

- Abby...nigdy tak nie będzie, ty jesteś jedyna wyjątkowa, nie znajdę lepszej czy ładniejszej.
Ty jesteś moja. I tak zostanie. Nie oddam cię nikomu już nigdy.

-...kocham cię Shane..- powiedziałam to po czym zaraz odrazu się do niego przytuliłam.

-Ja ciebie też robalu.- przytulił się do mnie i usnęłam

Pierwszy raz od jakiegoś czasu poczułam się jak w domu. W ciepłym domu, gdzie czuje się kochana. W tym momencie się tak czułam. Czy to o czymś świadczy, nie wiem.
Usypiając, czułam jak Shane jedną ręką głaska moją głowę, a potem tak jak na moje powitanie, całuje mnie w czoło. Wtedy usnęłam i rano jak się obudziłam strasznie bolała mnie głowa. Popatrzyłam na mój brzuch, leżała tam ręką Shane'a. Chciałam wstać powoli żeby go nie obudzić, niestety nie bez skutku. Obudził się.

- Cześć- powiedział zaspanym głosem, przecierając oczy.

- Nie, nie Shane, śpij sobie jeszcze.- powiedziałam spokojnym głosem

- Która jest godzina?

- 8:22

- O Boże, wcześnie- usiadł i zaczął się przeciągać

- Dlatego idź spać jeszcze.- namawiałam go tak bo wiedziałam że wczoraj nie usnął szybko.

Nie słuchał się mnie, usiadł na łóżku podpierające się na łokciach.

- Idź spać, ja pójdę się przejść na spacer.- namawiałam dalej

- To ja pójdę z tobą, lepiej mi będzie mózg działać- Shane wstał z łóżka i zaczął się przebierać w ciuchy które wczoraj sobie przyniósł. Ja się ubrałam w szarą, szeroka bluzkę, szare, dresowe, krótkie spodenki i wzięłam kaszkietówkę. Wyszliśmy w domu, oczywiście wcześniej Shane zapowiedział Willowi że idziemy na spacer. Zaczęliśmy iść długim chodnikiem, prosto przed siebie. W pewnym momencie zapytałam.

- Gdzie idziemy?

- Zobaczysz, powiem tyle spodoba ci się.- spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

Szliśmy kawałek w momencie kiedy trzeba było przejść przez ulicę.
Mieliśmy zielone światło, mogliśmy przejść, auta w tym samym czasie miały czerwone. Przechodziliśmy z shanem gdy w połowie pasów auto zaczęło jechać tak że by mnie rozjechało. Shane w ostatniej chwili złapał mnie za rękę i pociągnął na chodnik.

- Nosz kur... - przymkną się bo widział że nienawidzę przeklinania- przepraszam

Przez kolejne pasy Shane łapał mnie za rękę.
, tak żeby mógł w każdej chwili znowu mnie pociągnąć żeby mnie nikt nie rozjechał.

- Teraz jak będziesz ze mną gdziekolwiek chodzić na piechotę, to przez ulicę dajesz mi rękę, rozumiesz ?

- Tak jak małe dziecko?- zapytałam z lekkim rozbawieniem

-Tak , tak jak małe dziecko. A teraz zamknij oczy, daj rękę i chodź. Nie bój się, przecież nie wprowadzę cię na środek ulicy. - zaśmiał się Shane, po czym zaczął mnie ciągnąć za rękę.

- Tadam!! Otwórz oczy.- powiedział do mnie a ja posłusznie wykonałam polecanie.

- Galeria? Ale ja nie mam kasy.

- Kto powiedział że ty będziesz płacić?- rzucił mi ten uśmieszek który widywałam u Dylana.

Weszliśmy do sklepu o godzinie 10 wyszliśmy o 13 i wynieśliśmy 3 torby jedna z Sinsay'a druga z zary a trzecia wielka z pluszakami dla każdego.

- Ile wydaliśmy?- zapytałam Shane'a

- Emm.... jakoś 2000 około.

- O Boże Shane , przepraszam. Trochę dużo wydałam. - było mi głupio ponieważ ja nie miałam tyle pieniędzy ile oni i dla mnie 2000 to bardzo dużo

- Ej,ej,ej sam cię zabrałem na zakupy tak ?- zapytał, chociaż i tak sam sobie odpowiedział.
- no właśnie, a 2000 to nie jest jakoś strasznie dużo jak na takie zakupy.

Pokiwałam tylko głową.

- No , teraz wracamy. Reszta atrakcji jutro. Dzisiaj muszę się pouczyć na sprawdzian.

Wsiedliśmy do niebieskiego Lamborghini Shane'a , przez drogę dużo gadaliśmy aż wreszcie dojechaliśmy. Wyszliśmy z auta i rozeszliśmy się w swojej strony. O godzinie 17 gdy czytałam książkę, ktoś mi zapukał do drzwi.

- Proszę! - krzyknęłam w stronę drzwi.

Okazał się być to Tony, tylko po co on tutaj przylazł ?

-No, siema! Wiesz, musisz mi pomóc...- powiedział Tony

- Ja? Tobie? W ? - zaczęłam pytać go z niedowierzaniem.

- Tak , ty mi w matematyce, tak ciężko to zrozumieć?- zapytał zirytowany- no chyba że mi nie pomożesz, to pójdę do Hailie.

- Nie no spoko pomogę ci. Tylko musisz mi powiedzieć dokładnie w czym.

Tony wszedł do pokoju położył się na łóżku i zaczął mi tłumaczyć w czym to ja mu mogę pomóc.

Po 2 godzinach udało mi się mu cokolwiek wytłumaczyć żeby nie dostał 1 z sprawdzianu, tego samego na który miał się uczyć Shane.
Tony jest osobą, której trudno cokolwiek wytłumaczyć. Pewnie zastanawiacie się czemu oni w ciągu wakacji muszą iść do szkoły pisać jakiś egzamin.
Powód jest prosty. Chłopaki wyjeżdżali często, przez co opuszczali egzaminy. Udało im się napisać wszystkie, oprócz najgorszego, matematyki.
Koniec końców coś się nauczył, wyszedł z pokoju ja się umyłam, przebrałam w piżamę i poszłam spać.

Prawie jak MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz