Cassandra

15.8K 550 13
                                    

- Czy to wszystko jest naprawdę konieczne? 

Z powątpiewaniem i przerażeniem w oczach czytam stanowczo zbyt długa listę rzeczy, które w celu przygotowania przyjęcia wymagały mojej uwagi. 

- To minimum - zapewnia mnie Matylda - Same najpotrzebniejsze, najważniejsze rzeczy.

- Kolor obrusów jest najważniejszy? - pytam patrząc na jeden ze stu punktów 

- Musi pasować do innych dekoracji - oznajmia dziewczyna - Nie można wybrać czegoś co by się ze sobą gryzło. W prawdzie można tego uniknąć decydując się na biel, ale to niepraktyczne, na niej od razu widać wszystkie zabrudzenia. 

- Tak, szczególnie jeżeli ma być do wyboru piętnaście...szesnaście...siedemnaście rodzajów przekąsek. 

- Są w to wliczone również ciasta i tort. To wcale nie tak dużo jak się wydaje, goście zjedzą to w mgnieniu oka. 

- A te dwadzieścia beczek wina? Chcemy ich upić? 

- Będzie dużo toastów

- Od tego jest szampan - mówię

- Tylko na przywitanie. Wino smakuje lepiej i nadaje więcej powagi.

- Wątpię czy po dwudziestu beczkach wina ktoś zachowa powagę. Sebastian obiecał, że będzie skromnie, to - mówię machając listą - To jest przeciwieństwo słowa skromnie. Nie sądzę aby taki przepych był konieczny. W dodatku mamy na przygotowania tylko trzy dni. 

- To wszystko dla ciebie - mówi Matylda - Na twoją cześć. W ten sposób Alfa pokazuje, że jesteś dla niego ważna. 

- I jest mi z tego powodu bardzo miło, ale to nie przepych świadczy o mocy uczuć. 

Ponownie zerkam na listę. Przez moment zastanawiam się czy nie jest to jakiś rodzaj testu. Jeżeli poradzę sobie z tym, to dam radę też rządzić watahą jako Luna. Może Sebastian mnie sprawdzał. Wątpiłam by nawet on temu podołał. wielki pan Alfa czmychnął pod byle pretekstem kiedy tylko Matylda zapukała do drzwi. 

- Rozumiem, że o usadzeniu gości i wyborze odpowiedniej sukni nie chcesz na razie rozmawiać - mówi nieśmiało dziewczyna.

Z jękiem opadam na łóżko. 

Przykładam nos do pościeli i zaciągam się jej zapachem, zapachem który należy też do Sebastiana. Zaczynam za nim tęsknić. Znam go dopiero kilka dni i straciłam go z oczu kilka godzin temu, a już za nim tęsknie. To takie dziwne. Za wszystko obwiniałam więź mate. W sumie słowo obwiniałam nie było właściwe ponieważ nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak teraz. Nawet to głupie przyjęcie nie było w stanie zmienić mojego ogólnego dobrego humoru. 

- Im szybciej tym lepiej - mówię podnosząc się z westchnieniem - Nie można tego odkładać na ostatnią chwilę.

- Mądre słowa, opieszałość nigdy nie kończy się dobrze - mówi z uznaniem dziewczyna 

- Z sukienką chyba sobie poradzę, ale nie mam pojęcia jak zabrać się za usadzenie gości. Znam podstawowe zasady etykiety i hierarchii, ale oprócz kilu osób nie znam tutaj nikogo. Skąd będę wiedziała czy nie sadzam obok siebie wrogów lub kogoś skłóconego.

- Nie ma wśród nas wrogów, a jeżeli ktoś się z kimś pokłócił to dostanie dobrą okazję aby zażegnać konflikt. Nikt nie odmówi Lunie. 

- Sądzę jednak, że usadzaniem powinien zając się ktoś inny, na wszelki wypadek. Czy to możliwe? 

- Jeżeli takie będzie twoje polecenie, znajdę kogoś kto się tym zajmie.

- Dziękuję - mówię z ulgą. Teraz zostało tylko sto punktów z listy i sukienka. 

- Może masz ochotę na spacer, jest piękny dzień. Świeże powietrze pomaga zregenerować umysł.

- To bardzo dobry pomysł - przyznaję - Powinnam powiedzieć Sebastianowi, że wychodzę? 

- Nie opuścimy murów miasta więc chyba nie będzie to konieczne. Sądzę jednak, że i tak się dowie. Straże na pewno go poinformują, że opuszczamy dom. Jeżeli obawiasz się, że będzie miał coś przeciwko możemy zostać. 

- Nie, nie o to mi chodziło - zapewniam ją - Spacer brzmi świetnie i mam na niego ochotę. 

- Proponuję abyś ubrała płaszcz. Co prawda jest słonecznie, ale dzień w cale nie jest taki ciepły jak się wydaje. 

Mówiąc to Matylda wyciąga z szafy przepiękny sięgający prawie do ziemi czarno-złoty płaszcz. 

-Cudowny - mówię wkładając ręce w rękawy - Skąd w ogóle są te wszystkie rzeczy? Sukienki, płaszcz i inne ubrania. 

- Alfa kazał je dla ciebie sprowadzić. Nie miałaś ze sobą nic.

- Racja - przyznaję.

Jest mi trochę głupio, że już na początku Sebastian wydał na mnie zapewne sporą sumę pieniędzy, jednak jestem mu wdzięczna za troskę. 

Kiedy zapinam ostatni guzik płaszcza Matylda otwiera dla mnie drzwi i obie wychodzimy na korytarz. Jak zwykle jest tutaj sporo osób. Widząc mnie bez Sebastiana u mojego boku okazują nieco więcej śmiałości. Podchodzą pytają o zdrowie i samopoczucie. Zapewniają o swoim oddaniu i radości z mojego pojawienia się. Dzieci łapią mnie za nogi i śmieją się kiedy głaskam je po głowach. 

- Luna wybiera się na spacer - mówi stanowczo Matylda widząc, że w tym tempie nie wyjdziemy do wieczora - Dajcie jej spokojnie przejść. 

Dorośli ustępują, dzieci nadal kurczowo się mnie trzymają. 

- Zostawcie Lunę albo nici z deseru - grozi im dziewczyna

To wystarcza. 

- Nie za ostro? - pytam z uśmiechem - Nie mam nic przeciwko bawieniu się z dziećmi.

- Będziesz miała jeszcze na to dużo czasu. A jak pojawią się twoje własne to będziesz prosiła o chwilę wytchnienia. 

- Do tego jeszcze daleka droga - mówię zakłopotana 

- Zobaczymy - mówi dziewczyna jakby umiała przewidzieć przyszłość i była pewna swoich słów 


Prawdziwa LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz